23 lutego 2012

Arogancja władzy a zbiorowe nieposłuszeństwo

Wydaje się, że w XXI wieku oba pojęcia nie powinny istnieć. Demokratyczny kraj, demokratycznie wybrana władza (choć selekcja była raczej negatywna), która powinna zrobić wszystko, by zasłużyć na wybór pozytywny. Ale nie, rzecz nie do uwierzenia. Tak dzieje się wtedy, gdy nieomylna władza wprowadza prawo krzywdzące określoną grupę społeczną, bez jej udziału chociażby w próbie współtworzenia przepisów i wbrew jej opinii. To przykład zaburzonych relacji między władzą państwową a samorządem zawodowym. Istnieje potrzeba, by rządzący państwem widzieli w samorządzie partnera, a nie wroga. Jeśli jest inaczej, stanowi to dowód ich niedojrzałości. Brak zdrowego rozsądku i umiejętności podzielenia się władzą dla dobra społecznego najczęściej kończy się jej utratą. A taka postawa wynika chyba z chęci rządzenia twardą ręką, by inni nie mieli nic do powiedzenia, a byli jedynie ślepymi wykonawcami narzucanych im ustaw i rozporządzeń. Ale przecież nie żyjemy w czasach takich metod. Może dobre są w Korei Północnej lub na Kubie. Czy to trudno zrozumieć? Władzy widać zabrakło wyobraźni, by zauważyć, że po drugiej stronie stoją ludzie inteligentni, którzy nie pozwolą oszukać siebie i leczonych przez nich pacjentów, za których moralnie odpowiadają. Zmiana ustawy nie wyklucza jednak powrotu do nieodpowiedzialnych pomysłów karania lekarzy za pomocą aktów niższej rangi, np. rozporządzeń lub umów podpisywanych przez nich z NFZ na refundację leków. Nie wolno podpisać umowy bez szczegółowego jej przeczytania i analizy, bo nikt i nic w sądzie później nie pomoże. Naczelna Rada Lekarska nieustannie czyni starania, by wyeliminować nonsensy z naszego życia medycznego. Możecie mi wierzyć, że odzew z drugiej strony jest znikomy.

Panie Ministrze, czy nie lepiej rozmawiać z samorządem w okresie tworzenia prawa niż w świetle jupiterów i kamer, w atmosferze nagłośnionej przez dziennikarzy afery? Nie można odrzucać współpracy, bo im szersze będą konsultacje, tym w legislacji będzie mniej błędów. Tak jakoś dziwnie się składa, że zrozumienie prostych prawd staje się trudniejsze, gdy głowa buja wysoko w chmurach i traci się z oczu ludzi tu, na dole. Reforma powinna usprawniać pracę lekarza. Komplikowanie nie ma sensu, gdyż wszyscy gubimy się w tym labiryncie. Co myśli o tym pacjent, lepiej nie przytaczać. Zapewne jeszcze wiele ciekawostek wyniknie ze zmiany systemu specjalizacji lub kształcenia studentów. Ciekaw jestem, czy klinika rządowa zatrudni absolwentów uniwersytetów medycznych zaraz po ukończeniu przez nich pięcioletnich studiów, bez stażu, czy jednak nadal prominenci będą leczeni przez wybitnych profesorów medycyny.
To wkrótce się okaże.

Mieczysław Szatanek

Archiwum