17 sierpnia 2012

Język nasz giętki

Prof. Piotr Müldner-Nieckowski

Kierownicy zakładów naukowych, promotorzy i recenzenci prac doktorskich, habilitacyjnych mają coraz więcej problemów z językiem piszących je adeptów. Nieraz jest tak marny, że można ręce załamać. Ukuto nawet opinię, że lekarze w ciągu minionych 20, 30 lat oduczyli się pisania. To ocena może niezbyt sprawiedliwa, bo jest wielu znakomitych lekarzy humanistów, także młodych, ale coś w tym musi być. Istotnie, dzisiaj mało kto pisze, a jeśli już, to krótkie SMS-y bez polskich znaków, posty na forach i komentarze na portalach, bez przecinków i wielkich liter (Polak tam to polak). Jeżeli taka osoba decyduje się na blog, to szybko z tym kończy, bo nie potrafi poprawnie budować zdań i pewnego dnia ktoś zniecierpliwiony ją wyśmieje.
Jednym z istotnych problemów naszego języka zawodowego jest to, że ma on kilka odmian, które lekarzom nienawykłym do pisania i wygłaszania referatów dość szybko w praktyce się mieszają. Język lekarski wywodzi się z ogólnego naukowego, nasyconego terminami medycznymi i typowymi schematami zdań. Tego uczą się studenci od pierwszych zajęć. Zaburzenia pojawiają się na początku pracy zawodowej. Młodzi słyszą wtedy i czytają już inny język. Najczęściej są to skróty (bz. zamiast bez zmian; klp. zamiast klatka piersiowa), akronimy (skrótowce typu PA – posterior-anterior; OL – oko lewe) i skrócenia wyrazowe. Na przykład cukrzyca może znaczyć: choroba (zwana cukrzycą), pacjent (chory na cukrzycę) albo i oddział (specjalizujący się w prowadzeniu cukrzycy). Tak powstają słowa wytrychy, zastępujące całe wypowiedzi.
To żargon, którym posługujemy się w pokoju lekarskim, obok naukowego, który jest drugim typem języka lekarskiego (a są jeszcze co najmniej dwa typy – język rozmowy z pacjentem i język oświaty).
Żargon sam w sobie nie jest niczym złym, ale jest zaraźliwy (młodzi lekarze uczą się go momentalnie) i zwodniczy.
W pewnym momencie niektórym lekarzom zaczyna się wydawać, że to jedyny właściwy język medycyny i porozumiewania się. Zaczyna dominować nie tylko w pokoju lekarskim. Niektórzy mówią już tylko żargonem pokoju lekarskiego, inaczej nie potrafią. Tak też zaczynają pisać nawet listy prywatne. Z przykrością słuchałem wypowiedzi radiowej pewnej pani doktor, która mówiła takim językiem, że i ja, lekarz, nie wszystko rozumiałem. Może rozumieli jej koledzy z kliniki? Nie jestem tego pewien. Język oświaty zdrowotnej został zastąpiony przez kod tajemny. Pomyślałem: jakimże językiem pisze pani doktor prace naukowe, skoro nie potrafi jasno przemawiać do nieznającej medycyny publiczności? Jak się porozumiewa z pacjentami? Jak przeprowadza wywiad lekarski i jak chorzy rozumieją jej zalecenia?
Na te pytania można odpowiedzieć anegdotą. Lekarz założył pacjentowi gips na lewe przedramię i polecił: „Niech pan to trzyma przez sześć tygodni”. I chory trzymał przez półtora miesiąca – prawą ręką, a koszulę zmienił, kiedy lekarz powiedział: „Zdejmujemy”.

Archiwum