12 października 2012

SMS z Krakowa

Nie zaczynam tym razem od Marszu Jamników po Rynku Głównym (odbył się 2 września po raz 14.) ani od Targów Sztuki Ludowej goszczących pod Ratuszem przez 11 dni.
Pierwszeństwo należy się – u progu 650-lecia – Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, który dotrzymał słowa, nie po raz pierwszy karcąc na swój sposób władzę. Bo skoro wszystkie możliwe reprezentacje środowisk medycznych (rektorzy, studenci, samorządy, związki zawodowe, towarzystwa naukowe i przedstawiciele partii politycznych) były przeciw likwidacji stażu podyplomowego, a mimo to władza nie posłuchała, to UJ znalazł własną drogę. Wcale nie sprzeciwu, tylko walki o jakość kształcenia, potwierdzaną m.in. prymatem w rankingach „Perspektyw” i „Rzeczpospolitej”. I jak zapowiadał, ograniczył limit naboru kandydatów na kierunek lekarski z 240 do 200, bo praktyczna likwidacja jednego roku studiów wymaga nie tylko zmian programowych czy dofinansowania na ten cel, ale też na nowo określenia właściwych proporcji liczbowych słuchaczy na zajęciach klinicznych. A i tak o jedno miejsce starało się przeszło 15 kandydatów.
Więcej chętnych było tylko na dentystykę (21 osób), która, jeśli chodzi o nasycenie gabinetami, walczy o prymat na naszych ulicach z bankami. I choć mamy już bodaj najwięcej dentystów na świecie, to – jak wyczytałem w Internecie – Rada Miejska w Bydgoszczy wyasygnuje stosowne kwoty na otwarcie kierunku dentystycznego na kolejnej uczelni. Dziś bowiem województwo bez własnej szkoły wyższej z kierunkiem stomatologia praktycznie nie ma prawa egzystencji, co potwierdza wspólny raport kilku uczelni, zatytułowany „PolSenior”, na temat stanu zdrowia pokolenia szykującego się do tzw. emerytury w wieku 67 lat.
Z innych kierunków studiów medycznych na uniwersytecie zainteresowaniem cieszyła się jeszcze analityka medyczna (wiadomo kto wyciągnie ręce po absolwentów), fizjoterapia i farmacja. Natomiast najmniej chętnych zgłosiło się na kierunek zdrowie publiczne, co specjalnie nie dziwi.
Collegium Medicum UJ ma nowe władze, na jego czele stanął tym razem biochemik (prof. Piotr Laidler), który nie dość, że pozostaje poza korporacją lekarską, to jeszcze kilka ładnych lat spędził w Stanach Zjednoczonych, nabywając prawdopodobnie tamtejszych obyczajów. Na początek usiłuje zrozumieć, dlaczego uniwersyteckie szpitale kliniczne nie posiadają własnego statusu prawnego, tylko mają być przekształcane w spółki prawa handlowego. Nie potrafiłem mu tego wytłumaczyć, bo tego nikt nie rozumie, ale jak już zlikwidujemy np. deficytową internę na studiach medycznych, a w ślad za nią inne deficytowe kierunki, wreszcie będzie można ogłosić, że studia medyczne potaniały.
I tak pocztówka z Krakowa wymknęła mi się spod kontroli, jak Amber Gold naszej prokuraturze. A przecież z Galicji miał płynąć optymizm…

Wasz Cyrulik z Rynku Głównego

Archiwum