11 grudnia 2012

O zdrowiu prawdziwie, ale i politycznie

Z wicemarszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim, chirurgiem, członkiem OIL w Warszawie, rozmawia Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk.

Czy zdaniem pana marszałka prawdą jest stwierdzenie ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, że Jarosław Kaczyński i PiS grają chorymi dziećmi w celach politycznych?
Uczestniczyłem w konferencji Jarosława Kaczyńskiego, w czasie której podniesiona została sprawa nieprzyjmowania do instytutów naukowo-badawczych chorych dzieci, w tym dzieci z chorobami nowotworowymi. Jarosław Kaczyński, jako lider największej partii opozycyjnej, miał obowiązek poruszyć problem skandalicznej sytuacji w ochronie zdrowia, zwłaszcza że dotyczyła tych, którzy powinni podlegać szczególnej ochronie, czyli dzieci. Prezes Kaczyński w czasie swojego wystąpienia przytaczał fakty i konkretne zdarzenia, które niestety miały miejsce w ostatnich miesiącach 2012 r.
Wysłuchałem później konferencji ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, z udziałem prezes NFZ Agnieszki Pachciarz, dyrektora Instytutu Matki i Dziecka i jednego z dyrektorów Mazowieckiego Oddziału NFZ. Niestety wystąpienie ministra miało charakter propagandy politycznej, a przypominało czasy, których Bartosz Arłukowicz nie pamięta, bo był wtedy małym dzieckiem.

Minister przedstawił chyba wtedy argumenty, które wyjaśniały sytuację…
To nie tak. Był to nieuzasadniony atak na Jarosława Kaczyńskiego. W moim odczuciu minister Arłukowicz postanowił przykryć swój brak kompetencji i działań, mających na celu rozwiązywanie problemów w ochronie zdrowia, histerycznym, niczym nieusprawiedliwionym wystąpieniem politycznym.
W sprawach merytorycznych nie miał praktycznie nic do powiedzenia. Desygnował do zabrania głosu prezes NFZ Agnieszkę Pachciarz, która także na niektóre pytania dziennikarzy nie umiała odpowiedzieć.
Wspomniałem wtedy nieodżałowanego profesora Zbigniewa Religę, który w trudnych sytuacjach okazywał niezwykłe opanowanie i zawsze był przede wszystkim merytoryczny. Będąc ministrem zdrowia, znalazł się w podobnej sytuacji zagrożenia ograniczeniem przyjęć w instytutach i szpitalach klinicznych. Podjął wtedy trudne nocne rozmowy z dyrektorami tych jednostek i minister finansów Zytą Gilowską. Konsekwencją tych rozmów był uchwalony przez Radę Ministrów program wzmocnienia finansowego strategicznych szpitali w Polsce.
Minister Arłukowicz zamiast podejmować konkretne działania woli zastraszać dyrektorów szpitali i mamić opinię publiczną opowieściami o rzekomym wzmocnieniu przez rozliczenie nadwykonań z niedowykonaniami, co jest praktykowane od lat i nie rozwiązuje problemu braku środków finansowych u płatnika.

Grudzień to miesiąc podsumowań. Jak ocenia pan ministra zdrowia i rok jego pracy na tym stanowisku?
Uważam, że ten rok został stracony. Nie powstały żadne znaczące inicjatywy legislacyjne. Nie znam wizji czy pomysłu Bartosza Arłukowicza na rozwiązanie problemów ochrony zdrowia, bo minister po prostu chyba ich nie ma. Ministerstwo Zdrowia jest pasywne. Minister pojawia się wyłącznie w sytuacjach kryzysowych i jest używany do „gaszenia pożarów”, więc dla mnie jest ministrem strażakiem. Szereg jego wystąpień w mediach, także to, w którym wykorzystał chore dzieci w celach propagandowych, pokazało, że nie zna problemów ochrony zdrowia.
Zamiast faktów i merytoryki pełno było piarowskich sformułowań. Minister się „zastanawia, analizuje, konsultuje, sprawdza, uszczelnia i konsekwentnie pilnuje, aby każda złotówka…” itd., itp. Wyraźnie widać, że brakuje mu wiedzy i koncepcji. Jak to się stało, że człowiek, który nie miał żadnego doświadczenia w zarządzaniu w ochronie zdrowia, został ministrem? Do tego mam wrażenie, że przez ponad rok nie był w stanie poznać problemów swojego resortu.
Nasuwa się pytanie: co przez całą poprzednią kadencję robił jako członek Sejmowej Komisji Zdrowia i kto pisał mu niezwykle krytyczne wystąpienia pod adresem ówczesnego kierownictwa resortu?
Minister Arłukowicz nie daje rady rozwiązywać bieżących problemów, nie ma wizji reformy. Po ponad roku urzędowania jego dorobek jest praktycznie zerowy, jest najsłabszym ministrem w gabinecie Donalda Tuska. Niestety, odbija się to przede wszystkim na pacjentach.

Panie marszałku, to już chyba głos w dyskusji nad wotum nieufności?
Chore dzieci, które nie zostały przyjęte do szpitali, są w jakimś sensie symbolem nieudolności ministra Arłukowicza. Stan służby zdrowia jest bardzo zły, minister nie ma recepty na zmianę tej sytuacji. Kolejki do lekarzy wydłużyły się, zwiększyło się zadłużenie placówek szpitalnych i sięga już 11 mld zł. Pacjenci dopłacają coraz więcej do leków (Polska już przed wejściem w życie ustawy refundacyjnej należała do krajów o najwyższych dopłatach pacjentów do leków).
Oceny systemu opieki zdrowotnej przez społeczeństwo oraz instytucje międzynarodowe są najgorsze od lat. Do tego trzeba dodać niezwykłą arogancję tej ekipy i brak dialogu społecznego. Mocno podkreślali to uczestnicy zorganizowanej przeze mnie w Senacie konferencji, mówiąc, że w Ministerstwie Zdrowia nie ma z kim rozmawiać i nie tylko dlatego, że niektórzy wiceministrowie są równie niekompetentni jak minister.

Jak ocenia pan projekty Ministerstwa Zdrowia dotyczące specjalizacji lekarskich? To ważna sprawa dla środowiska lekarskiego…
Projekt rozporządzenia ministra zdrowia o specjalizacjach lekarskich jest nie do zaakceptowania. Przede wszystkim musi budzić sprzeciw sposób, w jaki jest procedowany. Próba pominięcia w konsultacjach społecznych samorządu lekarskiego to nic innego jak złamanie obowiązującego prawa (ustawy o izbach lekarskich), ale również brak zdrowego rozsądku. Kto inny bowiem, jak nie środowisko lekarskie, jest uprawniony do opiniowania sprawy fundamentalnie związanej z wykonywaniem zawodu lekarza. Pomysł wprowadzenia umiejętności lekarskich w proponowanej ilości i formule jest niezwykle ryzykowny w kontekście braku lekarzy specjalistów w Polsce. Takie rozwiązanie będzie zachęcać młodych lekarzy do rezygnacji ze zdobywania długotrwałych i trudnych do uzyskania specjalizacji na rzecz umiejętności. Ponadto wprowadzanie kolejnych specjalizacji, i to niemających odpowiedników w Unii Europejskiej, na pewno nie jest pomysłem na wyleczenie chorych Polaków. Czym różni się alergia u dorosłego i u dziecka? Zdaniem konsultanta w tej dziedzinie alergologia jest jedna. Dodam, że Polska ma największą liczbę specjalizacji lekarskich spośród krajów UE. Czy naprawdę wszystkie proponowane nowe specjalizacje są potrzebne?
Istotnym problemem jest wchodzący od 1 stycznia 2013 r. przepis znacząco ograniczający katalog specjalizacji lekarzy, którzy będą mogli jeździć w karetkach specjalistycznych. Należało go bardzo szybko zmienić i poszerzyć katalog np. o kardiologów czy neurochirurgów, stworzyć możliwość pracy większej liczbie lekarzy w zespołach karetek specjalistycznych. Minister uważa, że nowelizację tej ustawy należy przyjąć bez poprawek. I tak się stało. Szkoda, że nie przyjęto zgłoszonych przez senatorów poprawek usprawniających system.

Panie marszałku, załóżmy, że od jutra jest pan ministrem zdrowia, co by pan zrobił, co zaproponował Polakom, żeby poprawić sytuację w ochronie zdrowia?
Po pierwsze, zmieniłbym wszystkich niekompetentnych urzędników i prezesa NFZ. Określiłbym główne problemy, jakie widzę w ochronie zdrowia, i w pierwszej kolejności na nich się skoncentrował. Za jedną z najważniejszych rzeczy uważam potrzebę wejścia w życie ustawy o zdrowiu publicznym. Projekt jest gotowy, znam jego założenia i wiem, że nie jest zły. Nie mogę zatem zrozumieć, dlaczego nie złożono go do laski marszałkowskiej. Moja ustawa o zdrowiu publicznym przywróciłaby m.in. lekarzy i lekarzy dentystów do szkół, bo stan zdrowia dzieci w Polsce jest dramatyczny, pod tym względem znaleźliśmy się na szarym końcu Europy. Truizmem jest stwierdzenie, że każda złotówka zainwestowana w profilaktykę daje tysiące zaoszczędzone w przyszłości. Przejrzałbym inne gotowe projekty aktów prawnych w ministerstwie, czyli inaczej mówiąc, zrobiłbym bilans otwarcia. Czym dysponuję i jaka jest aktualna sytuacja systemu ochrony zdrowia w Polsce? Za jeden z głównych celów uważam przywrócenie dialogu społecznego. Trzeba umiejętnie korzystać z wiedzy i mądrości innych, zaprzestać wojny ze środowiskami medycznymi, w tym z konsultantami krajowymi.
Koniec mieszania niesłodzonej herbaty – bez zwiększonych nakładów finansowych system ochrony zdrowia nie będzie dobrze funkcjonował. Moim sukcesem jest to, że przekonałem moje środowisko polityczne, że nie da się zmienić na lepszą sytuacji w ochronie zdrowia bez finansowania systemu ze środków publicznych na poziomie 6 proc. PKB. Przy tak niskich jak obecnie nakładach na ochronę zdrowia tworzą się wieloletnie kolejki, a dostępność do lekarzy specjalistów i procedur, zwłaszcza najdroższych, zostaje ograniczona.
Nasz pomysł na reformę zakłada likwidację nieudolnego molocha, jakim jest NFZ i finansowanie służby zdrowia z budżetu państwa. Tego nie da się zrobić natychmiast, to wymaga stopniowych zmian, przeprowadzanych równolegle z porządkowaniem systemu. Celowo nie używam tu stosowanego od pięciu lat hasła PO – uszczelnianie systemu, wolę porządkować i robić to systemowo, czyli od góry do dołu. Należy uporządkować najpierw to, co najdroższe i najważniejsze strategicznie. Najpierw szpitale kliniczne i instytuty, które wymagają innego finansowania niż np. szpitale powiatowe. Trzeba wrócić do pomysłu stworzenia sieci szpitali, którym zagwarantuje się kontrakty i stabilność finansową. To pozwoli przywrócić możliwość planowania inwestycji i rozwoju szpitali najbardziej potrzebnych pacjentom, leczących dobrze i kompleksowo. Do tego projektu profesora Religi próbuje obecnie wrócić PO, której politycy widzą już chyba problem niekontrolowanego powstawania kolejnych placówek medycznych, niezależnie od sytuacji epidemiologicznej i demograficznej na danym terenie.

A lekarze rodzinni i jeszcze kilka problemów?…
Właśnie, wreszcie trzeba wrócić do dobrych i sprawdzonych w innych miejscach świata założeń funkcjonowania instytucji lekarza rodzinnego, a właściwie lekarza rodziny, bo tak się stało, że ta instytucja obecnie nie zdaje w Polsce egzaminu.
Uważam, że lekarz rodziny, prawidłowo finansowany i ustawiony w systemie, to podstawa leczenia i szansa na zmianę obecnie panującej filozofii, czyli: jak coś dolega, to biegniemy do lekarza specjalisty lub do szpitala, czyli najdroższego elementu systemu.
To oczywiście nie koniec problemów, które ja, moi koledzy i współpracownicy widzimy, a nie widzi ich obecne kierownictwo Ministerstwa Zdrowia. Niestety, pani redaktor mówi, że i tak za bardzo się rozgadałem…

To nie tak…
Z okazji Świąt życzę wszystkim Koleżankom i Kolegom, by przeżywanie Bożego Narodzenia w rodzinnej atmosferze było pełne spokoju, radości i miłości. Niech ciepło płynące z ludzkiej życzliwości pokrzepia serca i daje nadzieję, niech towarzyszy nam w każdym dniu Nowego Roku 2013.

Archiwum