10 czerwca 2013

Polskie serca i umysły

Krzysztof Schreyer
przewodniczący Komisji Współpracy z Zagranicą ORL w Warszawie

O ostatnim Kongresie Polonii Medycznej można by napisać całą księgę zawierającą wrażenia jego uczestników. Z pewnością są one tak różne, jak różni są lekarze z 27 krajów świata i jak różnorodne były sympozja i imprezy towarzyszące. Jednak wszystkich łączyły polskie serca, co byłoby stwierdzeniem banalnym, sentymentalnie dopasowanym do wielkiego wydarzenia, gdyby nie ów dziwny dreszcz przy Mazurku Dąbrowskiego, do którego przyznawali się zarówno kierownik programu naukowego prof. Marek Rudnicki z Chicago, jak i zapewne wszyscy uczestnicy uroczystości inauguracyjnej w nowoczesnej sali Opery Krakowskiej. Śpiewali lekarze z Kazachstanu, Gruzji, Afryki Południowej, Australii, Ameryki, krajów europejskich i nagle pojawiła się Polska, nieznająca granic, mieszkająca w sercach.
Wobec wielkości tego wydarzenia, jakże bogatego od strony naukowej i pełnego emocji związanych z niezwykłymi spotkaniami i wymianą doświadczeń, czuję się zwolniony z moralnego obowiązku, jaki spoczywał zwykle na przewodniczącym Komisji Współpracy z Zagranicą, by obiektywnie relacjonować wydarzenia, w których komisja i nasza izba odgrywały dużą rolę. Warto wspomnieć, że ze strony komisji udział w programie naukowym wzięli: A. Misiak, K. Królikowski, M. Wysocka-Bąkowska i niżej podpisany, obok całej plejady znakomitości, członków Izby Warszawskiej, z prof. T. Tołłoczką na czele.
Przedstawię tylko niektóre impresje, związane z ważną stroną dotychczasowego działania naszej komisji, czyli więzami z polonijnym wschodem. Myślę tu o serdecznych spotkaniach ze starymi przyjaciółmi, lekarzami z Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Litwy i Gruzji, których trudne profesjonalne zmagania i polonijną działalność społeczną obserwujemy z podziwem od lat, ułatwiając im w miarę możliwości różnorodne kontakty z krajem i polską medycyną, a także szerząc za ich pośrednictwem ideę samorządności lekarskiej.
Przybyli na kongres i mówili o sobie oraz o problemach swoich organizacji. Z rozmów kuluarowych, ale także z obiektywnych naukowych referatów, wyłaniał się obraz, w którym na szczęście nie brakowało jasnych punktów, z wyjątkiem jednoznacznie przykrej, budzącej współczucie sytuacji lekarzy na Białorusi. Chociaż nawet tam podtrzymywany jest nieustannie duch łączności z polską historią i kulturą, jak opowiadała o tym, emanując jak zwykle spokojem i ukrytym optymizmem, Maria Syczewska z Baranowicz.
Przyjechali prof. Anatol Święcicki z Kijowa, wulkan energii, skupiający znaczną część Polonii medycznej Ukrainy, oraz doc. Ewelina Hrycaj-Małanicz, liderka ze Lwowa, organizatorka zeszłorocznych rocznicowych obchodów. Z dalekiego Berdiańska przybyła Olga Bondarewa, animator tamtejszej Polonii, która zapraszała po raz kolejny do miasta nad Morzem Kaspijskim, niestety bardzo odległego.
Do Kiszyniowa, ignorując przelotne, mamy nadzieję, polonijne rozłamy, zaprasza nas na jesieni, z okazji piętnastolecia mołdawskiej medycznej Polonii, dobra znajoma Angela Bogucka. Może pojedziemy tam całą wyprawą, odwiedzimy Podkarpacie, na którym „króluje” gościnny dr Pułyk?
Litewskiej Polonii medycznej przewodzi tradycyjnie Bronisława Siwicka, szerząca od lat ideę pracy dla swego litewskiego państwa i stałego kultywowania kulturowych związków z Polską. W tym samych duchu działa Tatiana Kurczewska z Tbilisi, o której pisałem wielokrotnie przy okazji serii gruzińsko-polskich konferencji. Kochana za swą działalność zarówno przez Gruzinów, jak i przez Polaków, zyskała uznanie narodowej kapituły Orderu św. Stanisława. To słynne, stare odznaczenie wręczył jej członek kapituły, dr Andrzej Misiak na zebraniu liderów Federacji Polonijnych Organizacji Medycznych, a ja żałowałem, że nie stało się to na forum kongresu.
O każdej ze wspomnianych osób oraz wielu innych można by opowiadać długo, bo ich dzieje związane są ściśle z Polską istniejącą w sercach i umysłach lekarzy, których los porozrzucał po świecie. Uczestnicząc w kongresie, po raz kolejny uzmysławiałem sobie, jak ważne dla organizacji polonijnych na wschodzie są kontakty z Polską i z polską medycyną, w tym utrzymywanie różnych form łączności z lekarzami naszej izby. „Formy łączności” to język urzędowy, ale w istocie chodzi tu o przyjaźń i wszystko, co z niej wynika. Daję to pod rozwagę i kieruję do serc obecnych i przyszłych liderów naszego samorządu.

Archiwum