14 sierpnia 2013

Czy musimy tak na siebie warczeć?

Przez prawie dwa tygodnie żyliśmy w krainie łagodności, obserwując minuta po minucie przygotowania do narodzin trzeciego pretendenta do tronu angielskiego. Gdy światowa opinia publiczna poznała termin porodu, media rozpoczęły pilne śledzenie najdrobniejszego wydarzenia. Księżna Kate jest w lecznicy, specjalny telefon już przygotowany, pod szpitalem tabun reporterów i kamer. Wywiady, zakłady, jaka płeć. Poród się spóźnia. Może jutro? Czekanie. Dzień i noc, a my ze stacjami polskich TV z nimi. Wreszcie jest, najpierw zadziałał specjalny telefon do królowej Elżbiety. Radość, przyszedł na świat następca tronu – syn. Konferencja prasowa i uważne obserwowanie drzwi lecznicy. Pełne pogotowie. Rośnie napięcie wzmacniane rozmowami z mieszkańcami Londynu. Znowu czekanie. Zamiast półtorej, pięć godzin trwa przygotowanie fryzury i makijażu księżnej Kate. Wreszcie wychodzą ze szpitala: piękna Kate z Williamem i niemowlęciem. TVN przerywa program publicystyczny o polskich sprawach. Te minuty na żywo są przecież światowej wagi.
– Nasi widzowie chcą oglądać sceny z życia angielskiego dworu – tłumaczy mi red. Andrzej Morozowski, autor przerwanego newsem programu „Tak jest”, do którego zostałam właśnie zaproszona. Nie wątpię, że dla Anglików i sporej części świata, byłego brytyjskiego imperium, to sprawa bliska. Monarchia jest instytucją ważną, daje poczucie bezpieczeństwa i jest atrakcyjna.
A co podobnego z naszego polskiego podwórka można dać widzom? – Może premierowi narodzi się wnuk? – rzuca red. Knapik. Problem w tym, że za tym konkretnym, przybyłym na świat brytyjskim obywatelem stoi żywa pamięć i duma – wieki świetności monarchii. Mądrość i siła Wilhelma Zdobywcy, kilka wieków burzliwych dziejów tronu, już od 1264 r. osadzonego w ustroju monarchii parlamentarnej, aż do Elżbiety II, prababki tak pilnie obserwowanego przez nas niemowlęcia. Polskie niemowlę miałoby tylko dwie kadencje premierostwa dziadka, którego polityczna przyszłość jest jeszcze niepewna. Właśnie doniesiono, że książę William przewinął maleństwo, a następnie wziął je na ręce. Jakie będzie miało imię? – emocjonują się sprawozdawcy medialni. Nie potrafię ulec tym emocjom. Nie mogę pojąć, dlaczego tak znacząca część (sądząc po badaniach telemetrycznych) naszych rodaków chce się zanurzyć w obserwacji banalnych wydarzeń związanych z przyjściem na świat trzeciego pretendenta do tronu angielskiego? Zrozumiałe, że dla Brytyjczyków to ważne wydarzenie, ciągłość tronu utwierdza siłę państwa, łączy, wzmacnia narodową dumę.
Chwileczkę, „narodowa duma”? O nie, nie powinnam używać tego określenia na polskim gruncie, bo grozi oskarżeniem o nacjonalizm, szowinizm, ciemnogród.
Ktoś mógłby posunąć się w politologicznej analizie do sugerowania mojej duchowej bliskości z o. Rydzykiem. To idzie pakietem. Ci, którzy sięgają do pojęcia „narodowa duma”, w pewnych kręgach są z miejsca czytelni. Wiadomo, prawica, prawie neofaszyści. Dla Waldemara Kuczyńskiego i autorów internetowego portalu „Studio opinii” – zdecydowanie faszyści, a może nawet naziści, w każdym razie śmiertelnie zagrażający Polsce. Znając ten mechanizm, lepiej uciec w kręgi polskiej arystokracji. Szukamy rodów.
– To może wnuk prezydenta Komorowskiego byłby naszym wspólnotowym spoiwem? – chyba żartuje red. Knapik, bo on lubi żartować, najczęściej w swoich materiałach o politykach. A ja, jako osoba, którą jedni wsadzają w środek PiS-u, a inni w środek PO, mówię do moich młodszych kolegów: – Panowie, po co nam niemowlęta, przecież mamy naszą polską, niepowtarzalną historię.
Nadeszła 69. rocznica Powstania Warszawskiego. Obchody. Łączą czy dzielą? Wystarczy przypomnieć słowo „motłoch” i buczenie. W Internecie i niektórych stacjach TV pojawiły się tytuły: „Też masz dość Powstania Warszawskiego? (…) …znowu trwa taniec na mogiłach powstańców”, „cała Polska nie musi przeżywać rocznicy, jak Warszawa”, dość, dość, dość. Są to jednak głosy wołających na puszczy, bo społeczeństwo Warszawy, a także innych miast Polski, zareagowało inaczej. „Polska na minutę zastygła”. Buczenie na Powązkach było już słabiutkie. Prezydent Bronisław Komorowski wręczył powstańcom (także przekazał rodzinom nieżyjących) ordery Virtuti Militari, przyznane jeszcze przez powstańczych przywódców, którzy już nie zdążyli ich przekazać. Sanitariuszka z powstania, Wanda Traczyk-Stawska, ps. Pączek, zwróciła się do czoła głośnego pochodu Młodzieży Wszechpolskiej, który zbliżał się do cmentarza powstańców na Woli: – Jeśli chcecie wejść, uszanujcie to miejsce, tu leżą ludzie o różnych poglądach, którzy oddali życie w tej samej sprawie. Posłuchali. Złożyli wieniec, zapalili światełka i spokojnie się rozeszli.
Ta sama pani Wanda wieczorem odwiedziła mieszkańców domu przy ul. Smolnej 14, by podziękować za pomoc. Mieszkańcy tego domu, wprawdzie inni, z 1944 r., pomogli jej, gdy była ranna, a właściwie uratowali jej życie. Dziś mieści się tu Stowarzyszenie Przyjaciół ul. Smolnej założone przez mieszkańca, biznesmena społecznika, Jarosława Chołodeckiego. Na pięknie ukwieconym, przystosowanym do sąsiedzkich towarzyskich kontaktów podwórku odbyło się spotkanie z Wandą Traczyk-Stawską. Wspomnienia. Cudowna atmosfera. Młodzi ludzie i dzieci nadstawiały uszu.
I to jest nasze spoiwo, któremu trudno przebić się do mediów.

Archiwum