1 listopada 2013

To moja ostatnia pierwsza kadencja

Z prezesem Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie Mieczysławem Szatankiem rozmawia Justyna Wojteczek

Nie pierwszy raz deklaruje pan, że nie będzie się ubiegał o prezesurę Okręgowej Rady Lekarskiej w Warszawie w następnej kadencji. Dlaczego podjął pan taką decyzję?
Najważniejszy powód to rozczarowanie i rozgoryczenie z powodu braku współpracy z Ministerstwem Zdrowia. Odpowiedzialność za to spoczywa na ministerstwie; nie ma ze strony ministra woli współpracy z samorządem lekarskim. To zaś kładzie się cieniem na funkcjonowaniu służby zdrowia i pracy lekarzy. Były zaledwie dwa spotkania Naczelnej Rady Lekarskiej z ministrem Bartoszem Arłukowiczem, ale większość naszych dobrych pomysłów została przez niego odrzucona. Nie rozumiem dlaczego, tym bardziej że obecny system ochrony zdrowia działa źle. To, że ludzie muszą wstawać o czwartej rano i stać w kolejce, żeby zapisać się do lekarza, jest skandalem wynikającym ze złej organizacji i złego finansowania tego systemu. Minister jednak nie chce z nami na ten temat rozmawiać.
Lekarze oczekują, że samorząd będzie działał na rzecz poprawy warunków ich pracy.
Koledzy domagają się od samorządu, by doprowadził do poprawy. To oczekiwanie jest nierealne. Wobec nieprzychylnej postawy ministerstwa i Narodowego Funduszu Zdrowia nasze wysiłki zdają się na nic. Brak po prostu kontaktu, bo nie jest nim formułowanie przez nas negatywnych opinii o przedstawianych propozycjach legislacyjnych, tym bardziej że nikt nie bierze ich pod uwagę. Nie mamy możliwości wpłynięcia na decyzje ministra czy funduszu. Większość kolegów ma nam to za złe, zarzuca samorządowi, że nie walczy o ich interesy, a tymczasem izba stara się walczyć, ale niewiele może zrobić.

W ostatnim czasie nasiliła się krytyka lekarzy w mediach. Opisywano przypadki złego wykonywania przez nich zawodu, wskutek czego cierpieli pacjenci. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
Szkoda, że nie pisze się o setkach tysięcy przypadków dobrego wykonywania zawodu przez lekarzy. Błędy się zdarzają. Jeśli lekarz rzeczywiście popełnił błąd, to mamy obowiązek taką osobę ukarać. Są instytucje – okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej oraz okręgowy sąd lekarski – które zajmują się takimi sprawami.
Jednak jest wiele sytuacji przedstawianych negatywnie, zanim jeszcze sprawa zostanie wyjaśniona. Wynika to pewnie z faktu, że informacja o popełnieniu błędu przez lekarza jest dla mediów łakomym kąskiem. Taki przekaz negatywnie odbija się na wizerunku środowiska. Z tym należałoby walczyć, ale do tego trzeba by mieć cały zespół ludzi, z czym wiążą się wysokie koszty. Nie stać nas na robienie programów w telewizji czy wynajęcie na stałe dobrej kancelarii adwokackiej przy składce w wysokości 40 zł.
Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że krytyka lekarzy to pewna zasłona dymna kreowana przez rząd, który jest nieudolny w kwestiach ochrony zdrowia. Szuka pobocznych tematów i robi z nich aferę, żeby właśnie na lekarzy skierować gniew ludzi.

Wielu lekarzy jest przekonanych, że można więcej zrobić, by przeciwstawić się takiej polityce.
Czy mogliśmy więcej? Mogliśmy. Ale pytanie: za co? Nie jesteśmy w stanie skutecznie przeciwstawić się ministrowi, który ogłasza w świetle jupiterów, że tam, gdzie było zakontraktowanych trzech lekarzy, pracował jeden. Nie mamy środków, by przebić się skutecznie z informacją, że pieniądze z kontraktu starczały dla jednego, a taki kontrakt był pokłosiem polityki ministra.
Obserwuję świat polityki i świat mediów i jestem przekonany, że samorząd lekarski powinien nastawić się na współpracę z bardzo dobrą kancelarią prawną, która będzie mogła szybko reagować i walczyć z nieuczciwymi dziennikarzami. Podkreślam jednak, że na takie działanie potrzebne są duże środki. W tej kadencji takich pieniędzy nie mieliśmy, bo spłacaliśmy zobowiązania finansowe wynikające z zaciągnięcia kredytów na remont siedziby izby.
Rolą prezesa izby jest reprezentowanie środowiska na zewnątrz, uczestniczenie w uroczystościach oraz utrzymywanie dobrych kontaktów z konsultantami w różnych dziedzinach medycyny, z towarzystwami medycznymi, uczelniami medycznymi, innymi samorządami zawodowymi i samorządem lokalnym. W tym zakresie swoje zadanie wypełniłem w co najmniej 99 proc. Dbanie o wizerunek izby i prestiż zawodu oraz walka z nieuczciwymi zarzutami należą do poszczególnych komisji, które zostały powołane w tej kadencji. Był na przykład zespół ds. wizerunku, który za duże pieniądze zrobił analizę rynku. Szkoda, że nie było kolejnych działań. Myślę, że na najbliższym zjeździe przewodniczący komisji zostaną przez kolegów rozliczeni.

W tej kadencji setki lekarzy musiało przerejestrować swoje praktyki. Jednocześnie systematycznie zwiększa się obciążenie obowiązkami biurokratycznymi. Często odium za to spada na izbę.
To nie były inicjatywy samorządu! Izba tu niewiele mogła zrobić. Jeśli chodzi o praktyki, była uchwalona ustawa, do której zgłosiliśmy zastrzeżenia, ale nie zostały uwzględnione prawie w ogóle. Następnie przez bardzo długi czas nie działo się nic i za pięć dwunasta zostało wydane rozporządzenie. Brak tego rozporządzenia blokował i nas, nie wiadomo było, jak tę nieszczęsną ustawę realizować. Nic dziwnego, że potem wszystko było robione w pośpiechu. Cudem udało nam się przekonać i ministerstwo, i Sejm, że należy przedłużyć okres dostosowawczy do nowych przepisów.
Chcę tu jasno powiedzieć: izba nie może łamać prawa, musi je stosować. Nie jesteśmy silniejsi od rządu czy Sejmu. Uważam, że przerejestrowanie praktyk nie miało najmniejszego sensu i zdaje się, że chodziło jedynie o to, by nam dokuczyć. Ze swojej strony postaraliśmy się o to, co w jakiejś mierze od nas zależało: informowaliśmy lekarzy, w jaki sposób należy przerejestrować praktyki. Więcej nie mogliśmy zrobić.

Ta kadencja to spory wysiłek finansowy, związany ze spłatą zadłużenia za zakup i remont siedziby izby. Jak pan ocenia wypełnienie tego zobowiązania?
Zwróciliśmy ponad 7 mln zł, obecnie do spłaty zostało niespełna 1,9 mln zł. Nawet nie śniliśmy, że uda się nam ten kredyt tak szybko spłacić. To olbrzymi sukces, bo regulowaliśmy dług, a jednocześnie w żaden sposób nie ograniczaliśmy działania izby i to przy naprawdę niskiej składce i skandalicznie małej dotacji z budżetu państwa za czynności administracji publicznej wykonywane przez izbę.
W efekcie nie było możliwości realizacji nowych zadań, choćby zwiększenia środków na wsparcie prawne. Jestem jednak przekonany, że następny prezes jeszcze przez rok – dwa będzie miał kredyt do spłacenia, a potem już zyska możliwość rozwijania działalności na wielu polach.
Wspomnę przy tym, że nasza siedziba będzie powiększona. Część budynku należała do firmy Mokpol, która prowadziła w niej sklep. Kiedy sklep został zlikwidowany, zamierzaliśmy te pomieszczenia wykupić. Firma jednak nie chciała ich sprzedać. Wynajęliśmy zatem ten lokal (o powierzchni 330 mkw.). Remont niedługo zostanie zakończony i lekarze zyskają nowe pomieszczenia, w których będą załatwiać swoje sprawy związane z izbą. Skończą się więc narzekania na ciasnotę, tak powszechne, gdy trzeba było przerejestrować praktyki.
Teraz, kiedy lekarz przyjdzie ze sprawą do izby, będzie miał komfortowe warunki: usiądzie w wygodnym fotelu, napije się kawy, kiedy jego kolega będzie obsługiwany przez personel. Wygospodarowaliśmy też niewielką salę konferencyjną. Mam nadzieję, że lepsze warunki poprawią też opinię o izbie.

To z pana inicjatywy powstało Mazowieckie Forum Samorządów Zawodów Zaufania Publicznego. Czemu ma ono służyć?
Jestem przekonany, że forum stanie się ważną instytucją, która będzie miała wpływ na bieg wydarzeń istotnych dla środowisk w nim zrzeszonych.
Na samym początku kadencji udało się zmobilizować do wspólnego działania szefów poszczególnych samorządów zawodów zaufania publicznego, a jest ich kilkanaście: nasz, lekarzy weterynarii, pielęgniarek i położnych, aptekarzy, inżynierów budownictwa, architektów, urbanistów, adwokatów, radców prawnych, notariuszy, kuratorów sądowych, doradców podatkowych, biegłych rewidentów, diagnostów laboratoryjnych, psychologów i rzeczników patentowych. Zaprosiliśmy do współpracy szefów rad tych samorządów na terenie Mazowsza.
Systematycznie się spotykamy i dyskutujemy o naszych problemach, wymieniamy się doświadczeniami, zajęliśmy też wspólne stanowiska. Ostatnie lata upłynęły pod hasłami deregulacji i wszystkie samorządy z tego powodu ucierpiały. Istotne i niezwykle ciekawe były też zorganizowane przez forum spotkania: z wicemarszałkiem Senatu Stanisławem Karczewskim oraz rzecznikiem praw obywatelskich prof. Ireną Lipowicz. Na 12 listopada zaplanowane jest natomiast spotkanie z Senacką Komisją Praw Człowieka, na którym będziemy rozmawiać o roli samorządów zawodowych w demokratycznym państwie prawa. Patronat nad nim objął wicemarszałek Senatu, a zaproszenia przyjęli także posłowie i członkowie samorządów zawodowych ze szczebla krajowego. Cykliczną już imprezą stał się Piknik Rodzinny Samorządów Zawodów Zaufania Publicznego, na który wstęp wolny mają członkowie tych samorządów. Przez cały dzień wspólnie się bawimy, uprawiamy sport. Zawsze zaproszeni są też artyści, którzy dają na pikniku koncerty. To wspaniała impreza.

Za pana prezesury rozegrał się protest receptowy. Jak pan ocenia tę sytuację?
Wprowadzenie regulacji, na mocy której wypisuje się receptę według jakiegoś administracyjnego dokumentu, a nie wiedzy medycznej, i która ogranicza możliwość wystawiania recept przez stworzenie systemu niezwykle represyjnego dla lekarzy, jest po prostu skandalem. I znowu: izba niewiele mogła i może tu zrobić poza tym, co robiła: apelami i popieraniem bojkotu receptowego.

Jak pan podsumuje swoją pierwszą ostatnią kadencję?
To był trudny czas z wielu powodów. Spłacaliśmy olbrzymie zadłużenie, nie udała się współpraca z Ministerstwem Zdrowia, był kryzys związany z receptami i czas szczególnie nasilonych ataków na środowisko lekarskie. Niemniej jednak udało mi się wypracować bardzo dobre relacje z towarzystwami naukowymi i Uniwersytetem Medycznym, prężnie działa Mazowieckie Forum Zawodów Zaufania Publicznego. Mój następca nie będzie miał już tak dużego balastu w postaci kredytu, więc zyska większe pole do działania. Zostawiam izbę z dużym potencjałem rozwoju i w dobrym stanie. Życzę swojemu następcy Okręgowej Rady Lekarskiej, w której zasiądą osoby mu życzliwe i pomocne, a także zaangażowania ze strony szeregowych członków samorządu. Tego brakowało chyba najbardziej.

Archiwum