15 października 2014

Na marginesie

Ewa Gwiadowicz-Włodarczyk
redaktor naczelna

Wbrew spekulacjom minister zdrowia Bartosz Arłukowicz ocalał i znalazł się w autorskim rządzie Ewy Kopacz. Bardzo wielu osobom trudno znaleźć wytłumaczenie dla tej decyzji pani premier, zwłaszcza po deklaracji, że jej rząd będzie merytoryczny i z silnymi osobowościami. Dla jednych to niespodzianka, dla innych decyzja oczywista, choć smutna, wymuszona okolicznościami.
Prezentując w auli Politechniki Warszawskiej Bartosza Arłukowicza, ministra zdrowia w swoim rządzie, Ewa Kopacz powiedziała, że przedstawił on niedawno ważne rozwiązania dla pacjentów onkologicznych i teraz ci pacjenci czekają na pilne jego – ministra – działania.
Wiemy, że resort zdrowia, przekonując posłów do tzw. pakietu onkologicznego i „ustawy kolejkowej”, nie przedstawił właściwie symulacji finansowych, a w tzw. ocenie skutków regulacji poinformował, że te rozwiązania nie spowodują dodatkowych wydatków. Jestem przekonana, że mająca ogromne doświadczenie Ewa Kopacz, była minister zdrowia, a obecnie prezes Rady Ministrów, wie, że nigdzie na świecie nie da się leczyć lepiej i więcej „za darmo”.
Wprowadzenie pakietu Arłukowicza, w tym zniesienie limitów dla chorych nowotworowych, dramatycznie zwiększy wydatki NFZ dla tej grupy chorych, a tym samym zmniejszy pulę pieniędzy dla pozostałych pacjentów. Kolejny efekt to wydłużenie kolejek dla chorych „nienowotworowych”.
A to już wkrótce…
Eksperci mówią, że dodatkowe koszty dla NFZ w związku z wprowadzeniem „pakietu Arłukowicza” to od 10 do 20 miliardów w skali roku!!!
Tak więc oczekiwana przez „twórców” ustawy poprawa standardu opieki nad chorym onkologicznym jest typowym przykładem myślenia życzeniowego. Nie wzięto pod uwagę realiów polskich takich, jak np.: brak kadry medycznej, liczba placówek onkologicznych, ich wyposażenie i wreszcie ich rozmieszczenie.
Ewa Kopacz podjęła więc jedyną chyba słuszną decyzję w sprawie obsady jej dawnego resortu – kto nawarzył, niech piwo pije!
Jeżeli Bartosz Arłukowicz nie zostałby „na nowo” ministrem zdrowia, mógłby powiedzieć, że gdyby pozostał na stanowisku, to oczywiście wszystko by się udało i polski pacjent nie stałby w kolejkach, a pacjenci nowotworowi byliby błyskawicznie diagnozowani, dobrze i szybko leczeni – za te same, a może nawet mniejsze pieniądze niż dotychczas. Co powie po 1 stycznia 2015 r. – nie wiemy.
Tuż po zaprezentowaniu nowego składu rządu, Bartosz Arłukowicz gościł w programie Konrada Piaseckiego „Piaskiem po oczach” w TVN24. Jak zwykle był mało merytoryczny, zamiast konkretów wypowiadał slogany. Usłyszeliśmy więc m.in., że: pakiet kolejkowy narusza interesy „pewnych grup” (nie sprecyzował jakich), on uszczelnia system, chce, żeby konsultanci pokazali, jak współpracują z firmami farmaceutycznym. Powiedział też, że naruszy interesy niektórych lekarzy. Mówił o kontrolach, że bardzo dokładnie coś tam będzie sprawdzane. Niezbyt pochlebnie wyraził się o niektórych ekspertach. Stwierdził także, że jego korzenie lewicowca nie pozwalają na wprowadzenie dopłat do leczenia. I konkluzja: „W gronie 160 tysięcy lekarzy zawsze znajdą się ci, którzy nie wiedzą, po co są…”.
Nie powiedział jednak Bartosz Arłukowicz, czy wie, po co tak naprawdę jest on – minister zdrowia.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum