14 listopada 2016

Ostatni zgasi światło?

Jarosław Kosiaty

Od dwóch lat rośnie liczba lekarzy wyjeżdżających do pracy zagranicę – alarmuje Naczelna Rada Lekarska (w latach 2006–2016 Polskę opuściło łącznie 10 tys. medyków). W tym roku może zostać pobity rekord w liczbie wydawanych w tym celu zaświadczeń. Jednocześnie jesteśmy świadkami niekorzystnych zjawisk demograficznych. Towarzystwo Chirurgów Polskich informuje, że połowa przedstawicieli tej specjalizacji w naszym kraju ma już skończone 50 lat, czyli zwiększa się luka pokoleniowa. Gwałtownie starzeje się całe społeczeństwo, GUS ostrzega, że odsetek osób mających 60 lat i więcej wzrośnie z 22 proc. obecnie do ponad 40 proc. w 2050 r.

Mamy najgorszy w państwach Unii Europejskiej wskaźnik liczby lekarzy na 100 tys. mieszkańców. Rozwiązaniem problemu ma być zwiększenie naboru na istniejących uczelniach medycznych (w tym roku o 15–30 proc.) oraz otwieranie wydziałów lekarskich w kolejnych miastach (na uniwersytetach w Kielcach, Rzeszowie i Zielonej Górze oraz w uczelniach prywatnych: Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie i Warszawskiej Uczelni Łazarskiego). Jednak wykształcenie lekarza trwa co najmniej kilkanaście lat, a ponadto większość studentów medycyny już teraz deklaruje chęć wyjazdu i pracy zagranicą. Jak zatem zatrzymać ich w kraju? Nasze koleżanki i koledzy z dłuższym doświadczeniem zawodowym dobrze pamiętają nakazy pracy wręczane po ukończeniu studiów. Czy ten relikt minionej epoki ma szansę powrócić w nowej formie? W czerwcu 2016 r. w wywiadzie radiowym marszałek Senatu Stanisław Karczewski (61-letni chirurg z Warszawy) powiedział: – Rocznie wyjeżdża z Polski nawet tysiąc lekarzy. (…) Lekarze powinni odpracować swoje studia w Polsce. Nie wiem przez jaki czas – 15, 20 lat. I choć informacja o takich planach została szybko zdementowana przez ministra zdrowia, pomysł podchwyciły inne osoby. Wiktor Król, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, zaproponował taką zmianę aktualnych przepisów, by lekarze po studiach musieli określony czas pracować w kraju, także w szpitalach powiatowych. Jego zdaniem byłby to sposób na częściowe uzupełnienie braków kadrowych w tych placówkach. Przeciwny wprowadzeniu nakazów pracy jest Andrzej Sokołowski, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Prywatnych. W wywiadzie udzielonym serwisowi parlamentarny.pl powiedział m.in.: – Jestem lekarzem w czwartym pokoleniu. Mój ojciec dostał nakaz pracy i wcale nie była to dobra rzecz. Nakazy pracy lekarzy rezydentów czy stażystów – o tym należałoby zapomnieć, to nie ten system. Dziś lekarze przyjdą do pracy, jeżeli szpital będzie ładny, warunki płacy dobre, a lekarzy odpowiednia liczba. Tyle menedżerowie placówek medycznych. Zapytaliśmy o zdanie samych lekarzy. W internetowej ankiecie na łamach portalu Esculap.com wzięło udział ponad 1700 medyków. Na pytanie „Czy lekarz powinien odpracować swoje studia w Polsce?” twierdząco odpowiedziała co trzecia osoba (34 proc.), ale wiele dopisało pewne zastrzeżenia. Dwie trzecie (64 proc.) ankietowanych było zdecydowanie przeciwnych pomysłowi odpracowywania studiów medycznych. Nieliczni (3 proc.) nie potrafili zająć stanowiska w tej kwestii.

Oto niektóre uwagi i komentarze:

„Zakaz wyjazdu z kraju i nakaz pracy? […] Nikogo nie zabiłem, nie okaleczyłem. Może dlatego, że nie piję, nie okradam i tyram codziennie po 12–14 godzin, często nie mając nawet wolnego w wakacje czy w inne wolne dni. Jaką przyszłość mają mieć młodzi lekarze? Jak mają leczyć starzejące się społeczeństwo? Młodzi i tak wyjadą, bo życie jest tylko jedno, a pomysły polityków odbiją się jak zwykle na pacjentach, bo to oni, a nie politycy zapłacą więcej za wizytę. Pacjenci zapłacą za to więcej z dwóch powodów: mniejsza liczba lekarzy podyktuje wyższe stawki, w stawkach za wizytę trzeba będzie uwzględnić też cenę ubezpieczenia lekarza za tzw. błędy. Istnieje też inny, bardzo prawdopodobny scenariusz: zastraszeni lekarze będą leczyć wszystkich paracetamolem, jak w Wielkiej Brytanii. I tak garstka niedowartościowanych polityków upodli do końca etos jednego z najbardziej szanowanych zawodów na świecie, a poziom usług medycznych sprowadzą do poziomu ze średniowiecza”.„Ciekawe, jak miałoby wyglądać to spłacanie kredytu za studia. Studiowałem w latach 1992–1997. Potem był staż, założenie rodziny i tak około 2000 r. wybrałem się do banku w celu uzyskania kredytu na zakup mieszkania (naiwny młody doktor, pracujący na ponad dwóch etatach: szpital, dyżury, pogotowie, tyrający 350–400 godzin w miesiącu; żona na etacie). I wtedy okazało się, że… nie mam zdolności kredytowej (sic!). I w jaki sposób miałbym jeszcze spłacać kredyt za studia? To takie współczesne niewolnictwo”. „Przypominam, że przymus pracy jest niewolnictwem. Jeśli jest przymus pracy, to państwo powinno zapewnić wszystkim lekarzom dostęp do wybranej specjalizacji oraz kształcenie na odpowiednim poziomie, a także przymus kształcenia dla kierowników specjalizacji. Szpitale powinny zapewniać młodym lekarzom czas na kształcenie. Pan Król widzi wszystko jednostronnie. Tzn. wykorzystać tanią siłę roboczą, wycisnąć jak cytrynę. A ja Panu powiem: to się obróci przeciw takiemu myśleniu. Efektem będzie brak kadr i konieczność zamykania oddziałów, a nawet całych szpitali. Zapewniam, że zagranicą nie pozwolą, by wyspecjalizowani adepci medycyny wracali do Polski. I nie będą to nakazy czy zakazy, ale odpowiednie wynagrodzenie za wiedzę oraz umiejętności i pracę w jednym miejscu. Karanie to nie droga do zwiększenia kadr. To droga do katastrofy HR w polskiej medycynie”. „Rozumiem, że dzieci, których rodzice biorą 500+, nie mają prawa nigdy wyjechać z Polski, jedynie może na krótki, 7-dniowy wypoczynek. I tylko pracować w Polsce aż do śmierci. Przecież to my, obywatele, uczestniczymy w kosztach ich wychowania, wykształcenia itd.”„Powinniśmy zmienić konstytucję tak, aby nauka w szkołach wyższych była chociaż częściowo odpłatna. Wtedy żadna z grup zawodowych, a w szczególności lekarze, na których studia (jedne z najdroższych) łożą wszyscy uczciwie płacący podatki w Polsce, nie będzie się czuła pokrzywdzona obowiązkiem odpracowania tego, z czego wcześniej nieodpłatnie korzystała. Popieram wypowiedź marszałka Karczewskiego i mam nadzieję, że szybko zostanie urzeczywistniona”. „Mnie nie wykształciło państwo, tylko moi rodzice i to im winien jestem wdzięczność. Ciężką pracą zapłacili za moje studia! Ale mam propozycję, żeby posłowie i senatorowie odpracowywali 15–20 lat za swoje niewywiązywanie się z obietnic i żerowanie na publicznych pieniądzach!”. „Moja córka skończyła studia w Szwecji za darmo, będąc Polką, i jakoś Szwecja nie każe jej zostać. Tylko pytanie, po co ma wracać do Polski?”. „Niewolnictwo i odpracowywanie studiów? Cały czas to samo. We wszystkich mediach pisze się tylko o pijanych lekarzach albo o błędach bądź innych patologiach. Ale o tysiącach udanych operacji, o milionach diagnoz i o uratowanych pacjentach, już nie. Dla mnie kuriozum była sprawa wrocławskiego urologa, który raz w życiu pomylił się i niestety wyciął nie tę nerkę. Natychmiast zapomniano o tysiącach ludzkich istnień, którym przedłużył życie. Oczywiście natychmiast pojawiły się głosy: »partacz«, »morderca« itd. Prawda jest taka: jesteśmy ludźmi, często bardzo zmęczonymi… Pracujemy bardzo dużo. Oczywiście w komentarzach piszecie, że dla kasy. A co my robimy w tych wszystkich miejscach? Siedzimy tylko? Jak nas w tych miejscach dodatkowych nie będzie, to kto zoperuje albo przyjmie chorego? Może jakiś polityk? Ja czekam z utęsknieniem na wprowadzenie zakazu konkurencji… Jeden etat i tyle. Ale nikt tego nie zrobi niestety, bo się wszystko wtedy zawali”. „Studiowałam w latach 1973–1979. Wyjeżdżałam w czasie wakacji do pracy zagranicę, co było nie lada wyzwaniem, bo: zdobycie paszportu, czekanie, konieczność zdania egzaminów. I najważniejsze: rodzice poświadczali notarialnie, że gdy nie wrócę, oni będą płacić za studia. Oczywiście nie było UE, ale umiano wycenić moje studia medyczne na 200–150 tys. zł. W USA też wszyscy biorą kredyty na studia, stypendia z wojska czy miejskie i muszą je spłacić. Studia medyczne na całym świecie są najdroższymi studiami. A teraz każdy młody lekarz chciałby robić tylko intratne specjalizacje: kardiologię inwazyjną, dermatologię, okulistykę…”. „Typowy temat zastępczy. Nie ma bowiem aktualnie możliwości ani zakazania wyjazdu z Polski komukolwiek, ani wyegzekwowania zwrotu za studia w przypadku, gdy ktoś wyjedzie. Niby z czego miałoby to być ściągane? Z konta ROR funkcjonującego od debetu do debetu?”. „Proponuję zrobić ze służby zdrowia formację na wzór wojska czy zakonu, wprowadzić nakaz pracy, wyboru specjalizacji, częściowo ubezwłasnowolnić, odebrać paszporty, wytatuować na twarzy celownik z napisem »tu uderzać«, żeby pacjent mógł celnie przywalić. Myślę, że to zakończyłoby wszystkie problemy ze służbą zdrowia”. Przy okazji dyskusji na temat odpracowywania studiów i nakazów pracy przypomniał mi się inny sposób na likwidację braków kadrowych w naszej ochronie zdrowia. Pod koniec 2005 r. lekarze Porozumienia Zielonogórskiego nie chcieli podpisywać kontraktów z NFZ, domagając się zwiększenia stawki na jednego pacjenta. Ludwik Dorn, który był wtedy ministrem spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS, zaproponował, aby „jeżeli wystąpi i będzie się nasilało niebezpieczeństwo dla obywateli”, brać lekarzy w kamasze (sic!). Zainspirowany tą groźbą portal Esculap.com przeprowadził szybką ankietę. Na pytanie „W jakiej formacji wojskowej chciałbyś służyć po powołaniu do armii?” odpowiedziało 1395 naszych koleżanek i kolegów. Zwyciężyły lotnictwo (24 proc.) oraz służby kwatermistrzowskie (24 proc.). Na kolejnych miejscach uplasowały się: wojska desantowe (17 proc.), Marynarka Wojenna (16 proc.), wojska pancerne (8 proc.), piechota (6 proc.). Najmniejszą popularnością (zapewne ze względu na hałas) cieszyła się artyleria (5 proc.). Jednak żarty na bok. Skala emigracji lekarzy z Polski rośnie i sprawa jest bardzo poważna. Kiedy nasi politycy i menedżerowie zrozumieją wreszcie, że jedynym sposobem na zatrzymanie medyków w kraju jest stworzenie im godnych warunków wykonywania zawodu? W czasie ostatniej manifestacji rezydenci nieśli transparent „Chcemy żyć i pracować w Polsce!”. Niestety, bez zasadniczych zmian już niedługo nie będzie komu go nieść dalej. Jego autorzy będą leczyli chorych w innych krajach… ■

Autor jest lekarzem i nauczycielem akademickim.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum