2 czerwca 2017

Stangret u Abakanowiczów

Refleksje

Paweł Kowal

Koni było ze dwadzieścia. W niedzielę zaprzęgało się do kościoła te krwi angielskiej, zwykłe wałachy były na normalny dzień. Mój ojciec był stangretem w Nowej Krępie, u Abakanowiczów. Dobrzy byli ludzie. Rodzice sprowadzili się do czworaków dworskich, jak miałem kilka tygodni. Potem ja zostałem kierowcą w NIK, woziłem Lecha Kaczyńskiego – pan Mazurek czeka po mszy, by opowiedzieć swoją historię. Powoli z kościoła św. Karola Boromeusza wychodzi niewielki tłumek. – To i pana podwiozę dokąd trzeba, wiem, że pan pracował z panem Kaczyńskim, a to był dobry człowiek. To ja pana podrzucę, ja mam czas. Opowiem panu o Krępie, jak się bawiliśmy z córkami Abakanowiczów Magdą i Teresą…Pan Franciszek jest jednym z tych, niezbyt licznych, którzy przyszli pożegnać jedną z największych artystek XX w. i bez wątpienia jedną z najwspanialszych postaci polskiej kultury. Ludzie mówili na świecie „Picasso”, gdy widzieli coś, co im przypominało jakąkolwiek abstrakcję. Potem mówili „abakan” na każdą nietypową tkaninę. Magdalena Abakanowicz nadała tkaninom życie, dywany wieszane we dworach na ścianach i te, którymi ocieplano podłogi, wielka artystka zamieniła w miękkie rzeźby. Zwycięstwo na biennale w Săo Paulo w 1965 r. otworzyło jej drzwi do najlepszych salonów świata. Nie chciała, by sztuka była do dekoracji, w każdym razie nie po pierwsze do dekoracji. Chciała, by zmuszała do myślenia, by była trudna. Ale ludzie ją zrozumieli i pokochali, a ona po cichu pomagała im. Wśród tych, którzy przyszli pożegnać ją w deszczowy kwietniowy dzień, byli ci, których wspierała. Na przykład Towarzystwu im. Brata Alberta w Rzeszowie od kilkudziesięciu lat darowywała co roku swoją pracę na aukcję. Niejeden człowiek miał dach nad głową dzięki „abakanom” i monumentalnym rzeźbom, za które płacili kolekcjonerzy. Pan Franciszek, gdy pracował z Lechem Kaczyńskim, starał się go zainteresować zrujnowanymi dobrami w Krępie. Szukał kontaktu z Magdaleną Abakanowicz, by namówić ją na spotkanie z szefem NIK, jakby chciał przywrócić przedwojenne czasy, gdy spoglądał na szczęśliwą rodzinę dziedziców jako ministrant w pobliskim Sobolewie. Nie wiedział, że po latach Lech Kaczyński przyjechał do Magdaleny Abakanowicz jako prezydent Warszawy, pomagał jej w znalezieniu pracowni. Temat Krępy się nie pojawił, rozmawiali pewnie o sztuce, o polityce, o rodzinie Abakanowiczów, która pochodzi w prostej linii od Dżyngis-chana, o Piotrze Abakanowiczu, wybitnym przywódcy Narodowych Sił Zbrojnych, stryju światowej sławy artystki. Pan Franciszek, mimo podeszłego wieku, przyszedł na pogrzeb. – Wie pan, jeżdżę tam czasem pod Garwolin, pożałować jak się ta Krępa marnuje – mówi z westchnieniem. 

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum