4 lipca 2017

Pusta kasa

PUNKT WIDZENIA

Paweł Walewski

Czy ktoś wyobraża sobie Warszawę bez Centralnego Szpitala Klinicznego przy ul. Banacha? Pewnie nie. Lecz może trzeba zacząć sobie to wyobrażać, gdyż brak rozwiązań systemowych i upór NFZ dotyczący regulowania należności za nadwykonania popycha tę placówkę na skraj przepaści. W ciągu pierwszych trzech miesięcy 2017 r. dług zaświadczenia ponadlimitowe przekroczył 13 mln zł i nikt nie ma pomysłu, czym wyrównać tę stratę, gdyż NFZ wcale się do tego nie pali. Przyjęliście za dużo pacjentów, teraz sami wypijcie nawarzone piwo – ta stara śpiewka urzędników już nieraz dawała się we znaki dyrektorom i ordynatorom lecznic, zwłaszcza dużych i potężnie zadłużonych. Czy ktoś jednak postawił się w roli lekarza dyżurującego w izbie przyjęć, który podejmuje decyzję o nieprzyjęciu ponadlimitowego chorego i musi wykłócić się z jego rodziną lub zespołem pogotowia, że powinni wybrać szpital mniej specjalistyczny? Albo w roli lekarza, który wykonuje ponadlimitowy zabiegu kolejnego pacjenta, z pełną świadomością, że nie dostanie za to pieniędzy, bo kontrakt się skończył w połowie roku? Takie decyzje, choć określane mianem „nieratujących życia” (w domyśle: powinniśmy je sobie odpuścić, przecież nie ma z czego za nie zapłacić), to codzienność medycyny. Nie dajmy się zwieść: na ogół każdy zabieg wykonywany jest dla czyjegoś dobra i poprawy stanu zdrowia, nie można ścigać lekarzy za pracę, do której są powołani! Wiele szpitali klinicznych od lat wpada w pułapkę nadwykonań lub leczenia najdroższych chorych opłacanych przez fundusz w wysokości ryczałtu. Sądowe dochodzenie wyrównań ciągnie się latami, NFZ zazwyczaj je przegrywa, a i tak urzędnicy nie myślą nic zmieniać w podejściu do rozliczeń. Jakby nie raczyli pamiętać, że gdy kto. z ich rodzin potrzebuje pilnej pomocy, jeden czy drugi szef kliniki, bez oglądania się na limity i wyczerpany kontrakt, pokornie udzieli żądanej pomocy. Jeśli problemu nie uda się raz na zawsze rozwiązać systemowo, będzie dalej narastał, niezależnie od planów politycznych obecnego rządu. Sieć szpitali i likwidacja NFZ niewiele pomogą, choć przedstawiane są dzisiaj jak jedyne panaceum na wyrównanie strat. Ale też niektórzy traktują je jak alibi, bojąc się podjęcia pilnych decyzji, zasłaniając brakiem czytelnych perspektyw. Można straszyć się zamknięciem klinik, odejściem z pracy wybitnych specjalistów, co pół roku wymieniać dyrektorów i ministrów, czekać na ich programy naprawcze, ale nic to nie da, jeśli nie znajdą się pieniądze na ochronę zdrowia. ■

Autor jest publicystą „Polityki”.

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum