7 lutego 2018

Nasi mistrzowie w anegdocie cz. 1

Służąc zdrowiu

 Jarosław Kosiaty

Otrzymałem niedawno list od jednego z kolegów lekarzy komentującego aktualne wydarzenia w ochronie zdrowia:

„Najważniejsze w życiu to być dobrym człowiekiem. Dwa i pół tysiąca lat temu Konfucjusz powiedział: »Wybierz pracę, którą kochasz, a nie będziesz musiał pracować nawet przez jeden dzień«. Jeśli nie czujemy satysfakcji z wykonywanych obowiązków, nigdy nie będziemy dobrymi lekarzami, inżynierami, nauczycielami, prawnikami, aptekarzami. Ktoś, kto widzi swoją pracę jedynie jako źródło środków do życia, jest nieszczęśliwy i to się udziela ludziom, z którymi kontaktuje się w swoim otoczeniu. Dlatego część młodych lekarzy, wychowanych na serialach telewizyjnych typu »Dr House«, »Ostry dyżur«, »Doktor Quinn« czy rodzimy »Na dobre i na złe«, doznaje nagle szoku po studiach, gdy głównym zajęciem jest wypełnianie dokumentacji i zmaganie się z agresywnymi, roszczeniowymi pacjentami (często pod wpływem alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych). Jednocześnie skupia się na nich cała frustracja chorych (i ich bliskich), oczekujących w długich kolejkach na wizyty i badania. – To nie tak miało być – mówią w rozpaczy, ale na zmianę zawodu jest już za późno (długie, ciężkie lata nauki na studiach, specjalizacja itd.). I… zostają w zawodzie, sfrustrowani, goniący z dyżuru na dyżur, z poharatanym życiem rodzinnym (bo która »połówka« wytrzyma taki styl życia, stresy, napięcia i ciągłą nieobecność bliskiej osoby). Szybko obojętnieją na cierpienie chorych, naciskani przez szefów i urzędników, bo w pracy liczą się tylko zestawienia i bilanse dochodów i strat. Nasz zawód upada (nie tylko w rankingach zaufania społecznego), sami na to pozwalamy. My, niewolnicy XXI w.”.

Po przeczytaniu tych smutnych refleksji postanowiłem zapytać znajomych lekarzy o autorytety. Czy we współczesnej medycynie zachowały się relacje mistrz-uczeń? Czy w dobie powszechnego dostępu do anonimowych, interaktywnych szkoleń i kursów w Internecie nie tracimy czegoś tak ważnego? Francuski pisarz i dramaturg Albert Camus (1913–1960) napisał: „Mając 40 lat, stwierdza, że trzeba mu kogoś, kto wskaże drogę, pochwali go albo zgani: ojca. Autorytetu, nie władzy”.

Od wielu lat zbieram anegdoty i wspomnienia dotyczące naszych nauczycieli i mistrzów. Nie chodzi przy tym o stawianie kolejnych pomników, ale o ukazanie ich niezwykłej postawy, zaangażowania oraz… poczucia humoru (które bywa często najlepszym lekarstwem na stres i zmęczenie).

4 grudnia ubiegłego roku w Katedrze i Klinice Położnictwa i Ginekologii przy pl. Starynkiewicza w Warszawie odbyła się konferencja naukowa poświęcona dwóm niezwykłym postaciom polskiej ginekologii i położnictwa: prof. Tadeuszowi Bulskiemu oraz prof. Małgorzacie Serini-Bulskiej. O swoich mistrzach i nauczycielach opowiadali m.in. kolejni kierownicy kliniki: prof. Longin Marianowski (1992–2004), prof. Leszek Bablok (2004–2010) i rektor WUM prof. Mirosław Wielgoś (od 2010).

Prof. Małgorzata Serini-Bulska (1909–1973) ukończyła Wydział Lekarski Uniwersytetu Warszawskiego w 1932 r. Z Kliniką Ginekologii i Położnictwa związana była przez całe życie, z niewielką przerwą na pełnienie funkcji ordynatora Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w Instytucie Gruźlicy oraz w Szpitalu Bielańskim.

 W tej ostatniej placówce została kiedyś otoczona przez grupę młodych pacjentek. Prosiły o podanie skutecznego sposobu na posiadanie sterczących piersi. Pani profesor chwilę się zastanowiła i powiedziała: – Jeżeli chcecie mieć sterczące piersi, musicie nago chodzić na czworakach, innego skutecznego sposobu medycyna nie zna.

W młodości prof. Serini-Bulska uprawiała wyczynowo sport. Była zawodniczką reprezentacji Polski. W 1934 r. zdobyła indywidualne wicemistrzostwo Polski we florecie oraz – wielokrotnie – zespołowe mistrzostwo Polski. W 1939 r. brała udział w zawodach szermierczych w Budapeszcie i w Akademickich Mistrzostwach Świata w Monte Carlo. Sportem zajmowała się do końca życia, uprawiała narciarstwo, łyżwiarstwo, jazdę konną, pływanie, tenis oraz taternictwo (m.in. w 1946 r. była partnerką Tadeusza Orłowskiego podczas pierwszego przejścia skrajnie trudnego uskoku Zadniego Mnicha).

Równie imponujące były jej osiągnięcia naukowe. Ogłosiła około 90 prac naukowych w językach: polskim, niemieckim, francuskim i angielskim. Jako pierwsza w Polsce wykonała
w 1949 r. cięcie cesarskie w przypadku położenia poprzecznego zaniedbanego, a w 1966 r. była jednym z pierwszych w naszym kraju lekarzy, którzy podwiązali tętnice biodrowe wewnętrzne w atonii macicy. Asystenci bali się jednak jeździć z nią samochodem, gdyż… często przekraczała dozwoloną prędkość.

Barwną postacią polskiej medycyny był także mąż prof. Serini-Bulskiej – prof. Tadeusz Bulski (1903–1966), kierownik I Kliniki Położnictwa i Chorób Kobiecych Akademii Medycznej w Warszawie. W latach 50. ubiegłego stulecia zainicjował pionierskie metody kardiotokotografii płodu. Z jego inicjatywy rozwinięto oraz wprowadzono do praktyki klinicznej pojęcie porodu kierowanego i znieczulanego.

 Podczas jednego z posiedzeń w klinice młoda asystentka opowiadała o środkach antykoncepcyjnych i wspomniała o właściwościach antykoncepcyjnych chrzanu. Na to prof. Bulski z poważną miną zapytał: – Koleżanko, a ten chrzan to w korzonku?

 Równie dowcipni okazali się inni lekarze ze wspomnianej placówki. Dwóch asystentów, po wejściu do sklepu jajczarskiego w stolicy, poprosiło o… prześwietlenie. Zaskoczona ekspedientka odpowiedziała: – Proszę panów, ale tutaj nie jest rentgen tylko sklep. Medycy wskazali wtedy na widoczny napis: „Na życzenie klienta prześwietlamy jaja”.

 Pozostańmy jeszcze wśród ginekologów. Pochodzący ze Lwowa prof. Adam Czyżewicz (1877–1962) pytał kiedyś studenta o objawy ciąży:

Brak miesiączki, powiększenie brzucha… – zaczął nieśmiało student.

To ja jestem w ciąży! – wykrzyknął profesor. – Mam brzuch, nie mam miesiączki, a jak pana słucham to mam nudności.

 Jeden z organizatorów Uniwersytetu Warszawskiego, profesor anatomii prawidłowej Edward Loth (1884–1944), bardzo dbał o ścisłe umiejscowienie topograficzne poszczególnych elementów ludzkiego ciała.

To jest tu – zaczął swoją odpowiedź jeden ze studentów.

Tu, tam, to w poezji kolego, w anatomii określa się dokładnie – odpowiedział błyskawicznie profesor.

 Na wykładzie dermatologa prof. Mariana Grzybowskiego (1895–1949) jedna ze studentek zapytała:

Panie profesorze, czy w klozecie można zarazić się kiłą?

Można, można koleżanko, ale to jest bardzo niewygodne
– odpowiedział z lekkim uśmiechem profesor.

 Opuszczamy Warszawę i przenosimy się do Krakowa. W Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, w czasie egzaminu z patomorfologii, jeden z profesorów pyta studenta o „chorobę tramwajarzy” (chodziło o wodniaka jądra). Młody człowiek, bez zająknięcia, zaczyna szczegółowo mówić o… kile. Po długim, nieprzerwanym wywodzie, profesor stwierdza:

Przecież prosiłem, aby opowiedział mi pan o „chorobie tramwajarzy”.

Panie profesorze, a wie pan, co się teraz w zajezdniach dzieje?!

 W czasie zajęć z fizjologii w Collegium Medicum asystent dr O. przygląda się wykresowi narysowanemu przez studentkę:

Czy wie pani, co pani właśnie narysowała?

Wykres ciśnienia tętniczego od czasu

Nie proszę pani, narysowała pani członka Ku-Klux-Klanu!

 Na zajęciach z embriologii dr W. nie wytrzymuje i mówi do studentki rozmawiającej z koleżanką:

Czy może pani zamknąć ten otwór, w którym się ektoderma z endodermą łączą?!

 Egzamin z anatomii. Znany chirurg prof. M. zadaje pytanie studentce:

Jakiej wielkości są jądra?

Wiśni…

A gdzie pani takie jądra widziała?

Na zajęciach… asystent nam pokazał.

Profesor wezwał asystenta prowadzącego zajęcia i mówi:

Jak pan nie ma się czym chwalić, to niech pan tego nie pokazuje studentkom.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum