7 marca 2018

Z perspektywy pacjenta

Moim zdaniem

Hanna Odziemska

lek. chorób wewnętrznych POZ, absolwentka Wydziału Zarządzania UW

Sobota wieczór. Po tygodniu morderczej pracy w trzech przychodniach zasłużona
impreza w doborowym gronie u mnie w domu. Goście umówieni na dwudziestą, około dziewiętnastej dzwoni telefon. Mój były. Niestety, z zasady układam sobie poprawne relacje z byłymi, co bywa kłopotliwe.

uchaj, mam taką sprawę. Uderzyłem się w głowę o kant szafki kuchennej i strasznie krwawię.

– To dlaczego dzwonisz do mnie, zamiast wezwać pogotowie?

– Dzwoniłem, ale powiedzieli, żebym sobie lód przyłożył i po dwóch godzinach krwawienie powinno ustąpić.

– I co?

– Nie przestało po dwóch godzinach, więc dzwonię do ciebie.

Klnąc szpetnie w myślach, ubieram się i jadę, w końcu jestem lekarzem, a były w końcu jest moim zadeklarowanym pacjentem. Wchodzę do mieszkania. Na środku kuchni przy stole stoi były. Po jednej stronie ma stertę zakrwawionych szmat, po drugiej stertę czystych. Płynnym ruchem zmienia zakrwawione na czyste, tempo jest spore. Oglądam ranę – zdecydowanie do szycia. Robię prowizoryczny opatrunek, bo nie przygotowałam się na taką wersję. Znam
byłego, zawsze umierał przy temperaturze 36,7, ale tym razem nie przesadza. Klnąc w myślach jeszcze bardziej szpetnie, wrzucam pacjenta na tylne siedzenie z uprzejmą prośbą
o zwrócenie uwagi na tapicerkę, i wiozę na SOR. Do szpitala, który mi polecił kolega.

Dziewiętnasta, czyli zmiana. Pani rejestratorka stoi tyłem do kontuaru i konsumuje kanapkę. Przez chwilę czekamy. Nie przeszkadzam, przecież sama wiem dobrze, jak ciężko się pracuje z pustym żołądkiem. Jednak opatrunek przesiąka.

Przepraszam, czy może ktoś do nas podejść? Mąż jest po urazie głowy.

– Numerek państwo pobrali?
– pada ostre pytanie.

Pobieram numerek, na szczęście jesteśmy pierwsi w kolejce. Pani rejestratorka, przełykając kanapkę, wprowadza dane. Pięć stron A4, na każdej podpis albo dwa podpisy.

Rękę poproszę – pani rejestratorka wyciąga zielony pasek. Mój były podaje rękę z zakrwawioną szmatą, więc pani natychmiast zmienia kierunek:

To może niech pani mężowi zapnie na nadgarstku.

Wchodzimy na SOR niemal od razu. Ratowniczka zabiera byłego do pokoju badań. Ślady krwi są wszędzie. Wywiad, pomiar ciśnienia. Ratowniczka zdejmuje rękawiczki, podaje byłemu długopis i trzy strony A4 do podpisu.
Ja mam już w rękach pełno szmat, nadludzkim wysiłkiem unikam kontaktu z krwią.

Czy można to gdzieś wyrzucić? – pytam.

Pani ratowniczka gwałtownie cofa ręce i pokazuje palcem:

Tam jest czerwony worek.

A możemy dostać trochę gazy?
– nie odpuszczam.

Dostajemy stertę ligniny. Drogę już znam: czysta lignina, zakrwawiona lignina, czerwony worek. Czerwony szlak coraz bardziej wyrazisty.

Wizyta u pani doktor. Jestem już lekko spięta, bo dwudziesta coraz bliżej. Nie chcę być roszczeniowym pacjentem, przecież wiem, jak to wygląda z drugiej strony, ale zależy mi na czasie, więc przejmuję dowodzenie.

Może będzie szybciej, jak ja powiem: jestem lekarzem, mąż doznał urazu głowy itd.

Pani doktor słucha, stuka w klawiaturę.

Chirurg zaraz przyjdzie zeszyć panu ranę – mówi w końcu. – Czy zgadza się pan na tomografię głowy? Może pan się nie zgodzić, bo jak pan się zgodzi, to spędzi pan tu co najmniej sześć godzin, a jak nie, to tylko chirurg pana zeszyje i pójdzie pan do domu.

No, nie wierzę. Powiedziała to jednym tchem. Czysta lignina, zakrwawiona lignina, czerwony worek.

Zgadzasz się na tomografię – mówię ostro. Były i pani doktor milcząco akceptują.

Znowu korytarz. Lignina, czerwony worek i czerwony szlak. Czekamy na chirurga. Ja już chcę do domu. Dwudziesta dawno minęła, domownicy i goście czekają, gorąca linia aż iskrzy. Nie chcę już być pacjentem ani rodziną pacjenta.

Ktoś wywołuje nazwisko byłego. Pani salowa. – Na tomografię pan idzie.

Ale jak ja pójdę na tomografię – mówi były – z takim zakrwawionym czołem?

No, jak pan pójdzie na tomografię z takim czołem? – powtarza salowa i za chwilę drze się na cały SOR:
Pani doktóóóóóór!

Po kilku minutach są wydane dyspozycje, zjawia się pielęgniarka, robi profesjonalny opatrunek. Czerwony szlak i czerwony worek oddalają się od nas. Po tomografii zostawiam byłego sam na sam z chirurgiem, upewniając się przedtem, że ma pieniądze na taksówkę. Odjeżdżam spod szpitala z nową wizją reformy ochrony zdrowia: panią salową trzeba zrobić koordynatorem – i niech rozdziela zadania. Albo trzeba będzie napisać nad wejściem: „Lasciate ogni speranza voi ch’entrate”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum