28 stycznia 2019

Rok ministra

Małgorzata Solecka

9 stycznia minął rok urzędowania Łukasza Szumowskiego na stanowisku ministra zdrowia. 12 miesięcy, po których trudno wystawić jednoznaczną ocenę. Nie ma spektakularnego sukcesu, nie ma też totalnej klęski. Jest natomiast wielki znak zapytania o przyszłość. Dopiero 2019 r. przyniesie prawdziwe momenty próby dla ministra, który na razie sam chwali się osiągnięciami. Nieco na wyrost.

Już w listopadzie 2018 Łukasz Szumowski zaprezentował dziennikarzom osiągnięcia swojego resortu – nie tylko z minionego roku, ale z całych trzech lat rządów Prawa i Sprawiedliwości. Lista była naprawdę imponująca.

Największe osiągnięcie, według samego ministra, to decyzja o zwiększeniu nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w 2024 r. – W latach 2018–2024 wydamy na ochronę zdrowia 830 mld zł – mówił minister, nawiązując do ustawy o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych. Pojawiła się też obietnica, że w 2019 r. wzrost będzie wyższy niż zakłada ta ustawa i wyniesie prawie 4,9 proc. (w ustawie zapisano 4,86 proc.). Sukces ma więc być zmierzony w setnych częściach punktu procentowego. Tymczasem minister zdrowia i cały rząd stanie, już wiosną, przed koniecznością znalezienia o wiele większych pieniędzy. Zgodnie z ustawą nakłady na ochronę zdrowia w 2020 r. mają przekroczyć 5 proc. PKB (5,03 proc.), będzie to więc pierwszy wzrost większy niż 0,1 proc. PKB (prawdopodobnie 0,13; maksymalnie 0,15 proc.). W maju, podczas prac nad projektem planu finansowego NFZ na kolejny rok, okaże się, w jaki sposób rząd planuje sfinansować ten wzrost liczony nie w setkach milionów, lecz w miliardach złotych.

Z punktu widzenia środowiska lekarskiego czy też szerzej – profesjonalistów medycznych – podniesienie nakładów ciągle pozostaje w sferze wyzwań, nie dokonań. Warto przypomnieć, i przypominać na każdym kroku, że 6 proc. PKB do 2024 r. to zaledwie kompromis, nie spełnienie żądań, oczekiwań, a przede wszystkim potrzeb. Postulatem środowisk medycznych jest szybki wzrost nakładów do 6,8 proc. PKB (w ciągu 2–3 lat) i docelowy – do 9 proc. PKB. Niższe nakłady nie pozwolą na radykalną poprawę dostępności świadczeń medycznych, ale wprowadzą do systemu liczne napięcia, przede wszystkim na tle płacowym. Oczekiwania zarówno lekarzy, pielęgniarek, jak i pozostałych pracowników medycznych są bowiem znacznie większe niż to, co zapewnia obecny kształt ustawy o wynagrodzeniach minimalnych pracowników wykonujących zawody medyczne.

Kwestia płac jest zresztą najlepszym przykładem ambiwalentnej, z konieczności, oceny urzędowania ministra zdrowia. Z jednej strony podwyżki wynagrodzeń dla lekarzy stały się faktem, i to zarówno dla rezydentów, jak i dla części specjalistów. Z drugiej trudno nie zauważyć, że nie korzystają z nich wszyscy lekarze (np. specjaliści zatrudnieni poza oddziałami szpitalnymi oraz lekarze w trakcie specjalizacji poza systemem rezydenckim).
Już wkrótce minister zdrowia stanie przed koniecznością podjęcia kluczowej decyzji. Od tego, czy zaakceptuje propozycje zmian w ustawie o zawodach lekarza
i lekarza dentysty, przygotowane przez powołany przez siebie zespół, obejmujące również kwestię wynagrodzeń lekarskich (widełki od średniej krajowej dla lekarza stażysty po trzykrotność średniej dla specjalisty), zależy coś więcej niż jego osobista wiarygodność wobec partnerów społecznych. Oczywiście zwiększenie płac lekarzy musi pociągnąć za sobą wyższe wynagrodzenia innych pracowników medycznych, dlatego konieczny jest realny
i szybki wzrost nakładów, przekraczający skalę przedstawianą przez ministra i rząd jako sukces.

Tymczasem większe pieniądze, według zapowiedzi ministra, mają się przełożyć nie tylko na lepsze zarobki personelu medycznego (co ma pomóc rozwiązać największą bolączkę systemu, czyli braki kadrowe), ale przede wszystkim na poprawę dostępności świadczeń. Na razie jednak ministerstwo stawia przede wszystkim na skracanie kolejek bez znacząco większego finansowania – przykładem niech będą operacje zaćmy. Zmiana kryteriów kwalifikowania pacjentów do operacji finansowanych przez NFZ ma racjonalizować wydatki, ale przede wszystkim zredukować hańbiąco długi dla polskiego systemu ochrony zdrowia czas oczekiwania na zabieg (absolutny rekord wśród wszystkich krajów europejskich, również spoza Unii Europejskiej).

Przy mniej więcej tym samym poziomie finansowania minister próbuje od roku sprostać wyzwaniom wskazanym przez premiera Mateusza Morawieckiego, czyli usprawnić opiekę w onkologii i kardiologii. Temu mają służyć pilotaże. Za ten sposób testowania rozwiązań należy się Łukaszowi Szumowskiemu pochwała, bo od dawna profesjonaliści medyczni apelowali, by każde rozwiązanie w ochronie zdrowia przed wprowadzeniem do systemu było poddawane próbom pilotażowym. Koordynowana opieka nad pacjentami z niewydolnością serca, trombektomia mechaniczna, wreszcie sieć onkologiczna – to pilotaże rozwiązań organizacyjnych, które będą rodzić określone skutki finansowe. Co się stanie, jeśli się okaże – a jest to bardzo prawdopodobne – że taki rodzaj opieki kosztuje wyraźnie więcej (na wejściu, niekoniecznie w ogólnym rozliczeniu, ale jak wiadomo dla decydentów często liczą się wyłącznie koszty bezpośrednie)?

Na plus niewątpliwie trzeba zapisać Łukaszowi Szumowskiemu postępy w cyfryzacji ochrony zdrowia. Zadanie było stosunkowo proste. Poprzednicy nie mieli żadnych dokonań, więc niemal każda zmiana musiała być zmianą na lepsze. Powołanie wiceministra odpowiedzialnego za wdrożenia rozwiązań informatycznych, kilka podstawowych decyzji – i możemy z większym spokojem pytać kiedy, a nie czy w ogóle pojawią się w systemie ochrony zdrowia e-recepta, e-skierowanie, elektroniczna dokumentacja medyczna.

Łukasz Szumowski obejmował urząd w dramatycznie trudnej chwili. Trwający od jesieni 2017 r. protest rezydentów, polegający w ostatniej fazie na wypowiadaniu klauzul opt-out, co prawda wydawał się wypalać, ale mógł się przerodzić w trwałą frustrację środowiska, nie tylko młodych lekarzy. Minister podjął się karkołomnego zadania wynegocjowania porozumienia z rezydentami. Misję wypełnił. Więcej, do pewnego stopnia można już w tej chwili powiedzieć, że treść porozumienia dała ministrowi dość duży margines swobody, z czego Szumowski niejednokrotnie korzystał. Lekarze kilkakrotnie wypominali mu niedotrzymywanie, naginanie i łamanie warunków porozumienia, od pewnego momentu zresztą przestali trzymać rękę na pulsie (choćby w sprawie zobowiązania do przedstawienia do końca 2018 r. rozwiązań, które zdejmą z lekarzy obowiązek określania poziomu refundacji).

Najtrudniej ocenić sztandarowy projekt Łukasza Szumowskiego, czyli debatę „Wspólnie dla zdrowia”. Najtrudniej, bo przedsięwzięcie tak rozłożone w czasie (12 miesięcy), poszatkowane tematycznie w dość sztuczny sposób (o czym świadczy choćby fakt, że na kolejnych konferencjach pojawiają się te same tematy czy wątki, a nawet konkretne przykłady rozwiązań, do których odwołują się dyskutanci), musi męczyć. Nie ma w tej debacie dynamiki, nie widać celu (mimo zapewnień, że jest i się objawi) ani sensu rozmów
– ciągle w tym samym gronie, ciągle o tym samym. Nawet jeśli sporadycznie pojawia się jakaś interesująca myśl, jest to o wiele za mało dla uratowania projektu, przynajmniej w odbiorze zainteresowanej części opinii publicznej.

Rok 2018 można więc uznać za rok dialogu i rozmów. Niestety, większość miała i ma charakter czysto akademicki. Nie tego ochrona zdrowia potrzebuje zaś najbardziej. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum