30 stycznia 2019

Operacja tyłem do stołu

„Zagrajcież mi, niechaj cofnie się świat”

Wszystkie teksty z tego cyklu mają charakter wspomnieniowy i odnoszą się do okresu sprzed 50 lub więcej lat.

Artur Dziak

Początki pracy w Państwowym Szpitalu Klinicznym nr 1 w Warszawie (dawniej i obecnie noszącym nazwę Szpital Dzieciątka Jezus) były zupełnie przyjemne, gdyż polegały na prowadzeniu historii chorób, nakładaniu i zdejmowaniu gipsu, wyciągów oraz rzadkim asystowaniu przy operacjach.
Z racji mojej przeszłości – pracy u prof. Łukasika oraz w Wietnamie, otrzymałem przydział na Oddział Chirurgii Urazowej kierowany przez doc. Witolda Ramotowskiego.

Czy umie pan, panie kolego, zoperować szyjkę?
– zapytał mnie pewnego ranka.

Szyjkę to ja mogę zoperować, stojąc tyłem do stołu operacyjnego – odpowiedziałem, co było zresztą zgodne z prawdą, gdyż jak każdy młody adept ortopedii przez długi czas operowałam tylko złamania biodra u starszych ludzi.

Następnego dnia szybko i zręcznie wykonuję zleconą operację i po odesłaniu pacjentki na oddział schodzę do gabinetu rentgenowskiego, by obejrzeć pooperacyjne zdjęcia.

No i co – pytam od niechcenia.

A gówno! – odpowiada równie krótko, ale dosadnie Ewa, zaprzyjaźniona laborantka, wyciągając z kwasów kliszę.

Zupełnie źle nie było, ale jeden z gwoździ zespalających odłam przebił głowę kości udowej i nieco penetrował do jamy stawowej, co wystarczyło, bym miał zepsuty cały dzień.
Od tej pory wróciła mi skromność i pokora należna młodemu asystentowi, gdyż, jak powiedział prof. Gruca, takie porażki są potrzebne, by młodemu nie przewróciło się w głowie!

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum