22 marca 2019

6 proc. PKB na zdrowie: mapa drogowa prowadzi na manowce?

Małgorzata Solecka

Zgodnie z ustawą o świadczeniach zdrowotnych, uchwaloną w 2017 r. i znowelizowaną niespełna rok temu, nakłady publiczne na zdrowie w 2018 miały wynieść 4,86 proc. PKB. Według danych rządowych ten minimalny próg został nawet przekroczony.
Problem polega na tym, że wskaźnik 4,86 proc. odnosi się do PKB z roku 2016.
Realny udział wydatków publicznych na zdrowie w PKB z roku ubiegłego to 4,35 proc.

Gdyby wskaźnik 4,86 odnieść do rzeczywistego PKB z 2018 r. (pod koniec lutego GUS podał
wstępne szacunki: PKB Polski przekroczył 2,1 bln zł), wydatki na zdrowie byłyby (a raczej musiałyby być) o niemal 12 mld zł wyższe.

To, oficjalnie, kwestia metodologii. Organizacje pracodawców, ale też środowiska medyczne twierdzą, że rząd „oszukał” partnerów społecznych, ukrywając w ustawie informację o metodzie obliczania wskaźnika. To nie do końca prawda, bo zapis o danych publikowanych przez prezesa GUS, jako bazie do obliczeń dokonywanych podczas konstruowania planu finansowego NFZ oraz budżetu państwa, był w projekcie ustawy od początku. Dodano co prawda informację, że obliczenia będą mogły zostać skorygowane, ale zapis „będą mogły” należy czytać raczej jak „nie będą musiały”. Nie uzupełniono go bowiem żadnymi konkretami.

Co to oznacza? Gdy wiosną 2018 NFZ układał plan finansowy, a latem – rząd pracował nad budżetem państwa na 2019 r., dostępne były jedynie dane dotyczące PKB w roku 2017. Zgodnie z ustawą, kwota wydatków publicznych na ochronę zdrowia w 2019 r. musi osiągnąć ustawowy wskaźnik procentowy względem PKB z roku 2017.

Ta metodologia w połączeniu z szybkim wzrostem PKB sprawia, że choć nakłady na zdrowie nominalnie rosną (i to dość szybko), ochrona zdrowia nie tylko nie odczuwa realnej poprawy finansowania, ale wręcz przeciwnie – notuje coraz większe problemy i napięcia. Choćby dlatego, że szybki wzrost PKB oznacza również szybki wzrost kosztów, przede wszystkim kosztów pracy. Tymczasem na papierze (czy może raczej w rubrykach Excela) wszystko się zgadza. Ponieważ wskaźnik PKB pokrywany jest w pierwszej kolejności ze spływu składki na ubezpieczenie zdrowotne, a ten o blisko 1 mld zł przekroczył plan finansowy, rząd w ubiegłym roku nie musiał w ogóle „dokładać” do zdrowia (oczywiście poza wydatkami z góry zaplanowanymi w dziale zdrowie, pozostającymi w gestii ministra zdrowia). Jednak w końcu roku, przy okazji nowelizowania ustawy budżetowej, Sejm uchwalił specjalną dotację budżetową na rzecz funduszu rezerwowego NFZ w wysokości 1,8 mld zł. Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński tłumaczył posłom, że z tych środków zostaną pokryte koszty realizacji nowych zadań funduszu (m.in. programów pilotażowych, np. leczenia udarów oraz koordynowanej opieki nad pacjentami z niewydolnością serca). Pieniądze mają być podzielone między oddziały do końca marca… I tu zaczyna się problem.

Jego skalę pokazują dane finansowe Mazowieckiego OW NFZ, z którymi na przełomie lutego i marca zapoznała się rada oddziału. Największy (i nominalnie przynajmniej najbogatszy) oddział w Polsce ma w tym roku do dyspozycji według planu finansowego ponad 12,1 mld zł. W stosunku do roku 2018 – więcej o 750 mln zł. Jednak nie ma mowy, by te środki zostały użyte na to, co powinno być misją funduszu, czyli na poprawianie dostępności świadczeń, zakup nowych technologii i większej liczby usług. Lwia część pieniędzy została już bowiem rozdysponowana niejako zaocznie, przez nałożenie nowych zadań (nowych, czyli przydzielonych po przyjęciu planu finansowego). „Nowe zadania” to np. wzrost wynagrodzeń dla specjalistów, z pochodnymi (ponad 166 mln zł), wzrost stawek kapitacyjnych i wskaźników w POZ (ponad 158 mln zł). Tylko na podwyżki dla personelu medycznego, wynikające wyłącznie z przyjętych przepisów (NFZ nie uwzględnia głosów dyrektorów szpitali mówiących m.in., że renegocjacji stawek oczekują lekarze kontraktowi), mazowiecki oddział musi znaleźć ponad 895 mln zł. Cztery piąte tej kwoty to koszty podwyżek dla pielęgniarek (z pochodnymi).

Po podliczeniu kosztów realizacji wszystkich zadań i zobowiązań oddział szacuje tegoroczny deficyt na 840 mln zł: około 455 mln zł to wydatki na leczenie szpitalne, 147 mln zł – na POZ i aż 140 mln zł – na programy lekowe i chemioterapię. Jeśli nie pojawią się dodatkowe w stosunku do obowiązującego planu finansowego pieniądze, może zabraknąć środków zarówno na podwyżki dla personelu (przede wszystkim dla pielęgniarek i położnych), jak i na zakup leków oraz świadczeń dla pacjentów. Deficyt w kasie oddziału może stać się przyczyną dramatycznej sytuacji, np. niższego finansowania w drugim półroczu świadczeń odrębnie finansowanych dla szpitali sieciowych. A dla szpitali udzielających świadczeń poza siecią – nawet rozwiązania umów. Członkowie rady dowiedzieli się też, że realne staje się niezapłacenie przez oddział „nadwykonań w świadczeniach nielimitowanych”. Jest tajemnicą poliszynela, że NFZ nie płaci szpitalom (a na pewno nie w racjonalnie dających się określić ramach czasowych) za część świadczeń nielimitowanych, w tym onkologicznych i porodów.

Prezes Narodowego Funduszu Zdrowia publicznie polemizuje z danymi prezentowanymi przez Mazowiecki OW. Podczas konferencji prasowej, na której minister zdrowia złożył kolejną obietnicę, związaną z wydawaniem pieniędzy (od 1 kwietnia operacje usunięcia zaćmy oraz badania TK i RM nie będą limitowane). Andrzej Jacyna zapewnił, że pieniędzy w funduszu jest więcej, a nie mniej (nikt nie twierdzi, że mniej), że NFZ zamknął rok 2018 nadwyżką, a nie deficytem (nikt nie twierdzi inaczej, choć jeśli podliczyć wszystkie nadwykonania, których rozliczenia domagają się lub będą się domagać szpitale, owa nadwyżka mogłaby się okazać wątpliwa), a oddziały otrzymają dodatkowe pieniądze, bo plan finansowy będzie wszak w ciągu roku nowelizowany. – Na Mazowsze na pewno trafi około 1 mld zł – mówił Andrzej Jacyna na początku marca.

Czy trafi „na pewno”, okaże się jednak dopiero za kilka miesięcy. Trudno nie zwrócić przy tym uwagi, że podczas konstruowania planu finansowego NFZ na ten rok (i na rok poprzedni również) przyjęto niezwykle optymistyczne założenia makroekonomiczne. Dopuszczalne oczywiście, zgodne z prognozami Ministerstwa Finansów, ale plasujące się blisko górnej granicy prognoz resortu. To zaś oznacza, że większe spowolnienie gospodarcze (związane np. z prawdopodobnym scenariuszem twardego brexitu) może się przełożyć na zmniejszenie dodatkowego spływu składki zdrowotnej, a to przede wszystkim te pieniądze są ową „poduszką finansową”, z której fundusz chce pokrywać już istniejące deficyty.

Oczywiście, zawsze pozostaje możliwość wnioskowania o wsparcie bezpośrednio z budżetu państwa. Jednak dofinansowanie wydatków na zdrowie nie mieści się w „Nowej Piątce”, obiecanej przez rząd PiS Polakom na kilka miesięcy przed wyborami. Co więcej, na pytanie,
z jakich pieniędzy rząd sfinansuje cele „Nowej Piątki” (m.in. 500+ na każde dziecko), Kancelaria Premiera w oficjalnych materiałach odpowiada, że jednym ze źródeł mają być oszczędności poczynione dzięki… uszczelnieniu NFZ. Oszczędności, opierając się na prezentacji, którą przedstawiał premier Mateusz Morawiecki, szacowane na 1 mld, może nawet 2 mld zł.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum