29 stycznia 2020

Rok 2020… Jaki będzie?

Małgorzata Solecka

Problemy ochrony zdrowia stały się jednym z motywów kampanii parlamentarnej. Bez widocznych, realnych efektów, ale bez wątpienia tematy zdrowotne przebiły się do debaty publicznej. Czy w 2020 r. środowisku medycznemu uda się powtórzyć ten sukces? Na ile będzie mieć znaczenie fakt, że już w maju czekają nas kolejne wybory?

Temat ochrony zdrowia jest zbyt ważny, by grać nim politycznie, ale jednocześnie – zbyt istotny, by pomijać go w politycznej debacie, nawet jeśli oznacza ona permanentny spór. Tak patrząc, należałoby sobie życzyć, by kandydaci do prezydentury jak najczęściej (i jak najmądrzej) poruszali tematy związane ze zdrowiem. Pytanie zasadnicze: czy jest na to szansa?

Prezydent nie ma prerogatyw w zakresie ochrony zdrowia, jednak jako głowa państwa odpowiada za wszystko, co w kraju się dzieje. Przynajmniej – symbolicznie. Dlatego można się spodziewać, że zarówno urzędujący prezydent, jak i jego kontrkandydaci poświęcą uwagę również problemom ochrony zdrowia.

Andrzej Duda w ciągu kilku tygodni powinien mieć ku temu dwie okazje. Po pierwsze, rząd być może jeszcze w styczniu, najpóźniej w lutym, przyjmie Narodową Strategię Onkologiczną na lata 2020–2030, która powstała (o czym niewątpliwie zostanie przypomniane) w oparciu o ustawę, której projekt zgłosił prezydent. Po drugie, w tym samym mniej więcej czasie zobaczymy prezydencki projekt ustawy o Centrach Zdrowia 75+, który przedstawiono jesienią w Pałacu Prezydenckim. Projekt, dedykowany seniorom, jest ważny również dla pokolenia młodszego, które w tej chwili ponosi największe obciążenia z tytułu opieki nad starszymi członkami rodziny. Centra Zdrowia 75+ oczywiście z takiej opieki nie zwolnią, zapewniałyby jednak istotne odciążenie i nieocenioną pomoc. Oczywiście gdyby powstały i funkcjonowały tak, jak widzą to pomysłodawcy. To może być jednak trudne, przede wszystkim ze względu na kadry, konkretnie – niewielką liczbę geriatrów.

Od konkretnych projektów daleka droga do debaty o systemie ochrony zdrowia i jego bolączkach. I wydaje się, że nie doczekamy się jej w kampanii prezydenckiej…, chyba że któryś z kandydatów (Władysław Kosiniak-Kamysz?) zaskoczy konkurentów.

Debaty trudno się spodziewać również dlatego, że do maja nie pozostało na tyle dużo czasu, by uwypukliły się wszystkie problemy, z jakimi będzie się musiała w tym roku mierzyć ochrona zdrowia. Co prawda pierwszy z wielu – czyli podwyżka płacy minimalnej – daje się już we znaki szpitalom, ale początek roku to jednak czas zamykania bilansów, rozliczeń, a jednocześnie wyczekiwania na koniec pierwszego kwartału, kiedy to NFZ ogłasza, ile pieniędzy więcej ze składki zdrowotnej może w ciągu roku spłynąć do kasy, czyli o ile mogą wzrosnąć kontrakty. Im bliżej połowy marca, tym napięcie będzie większe, bo choć ostatnie lata przyzwyczaiły nas, że składka rośnie jak ciasto drożdżowe postawione obok pieca i „zawsze” jest jej dużo więcej niż wynikałoby z planu finansowego (dużo, czyli w tej chwili co najmniej 4–5 mld zł), to istnieje uzasadniona obawa, że eldorado, wynikające ze świetnej koniunktury, wysokiego zatrudnienia i rosnących wynagrodzeń, kiedyś się skończy. Może nie gwałtownie, może tylko wyhamuje…

Bo gdyby się okazało, że dodatkowych środków nie będzie albo że będą o połowę niższe niż choćby w ubiegłym roku, gdzieś w okolicach kwietnia z pewnością pojawiłyby się w systemie ochrony zdrowia poważne napięcia. Pod znakiem zapytania stanęłaby możliwość podwyżek, wynikających z ustawy o wynagrodzeniu minimalnym pracowników medycznych, o innych płacowych kwestiach nie wspominając. A przecież ochrona zdrowia to nie tylko płace, nawet jeśli wiadomo, że większość placówek właśnie na wynagrodzenia wydaje około 70 proc. swoich przychodów z NFZ.

Nie ma żadnych wątpliwości, że motywem przewodnim wszystkich dyskusji dotyczących ochrony zdrowia i wspólnym mianownikiem kluczowych rozstrzygnięć będą finanse, a raczej – ich niedostatek.

Nie ma przy tym specjalnych widoków na zmiany. Rząd, reprezentowany przez ministra zdrowia prof. Łukasza Szumowskiego, uważa, że ustawa 6 proc. PKB w obecnym kształcie przynajmniej do 2024 r. rozwiązuje wszystkie problemy. – Uchwaliliśmy ustawę 6 proc. PKB i w połowie kadencji ją znowelizowaliśmy, przyspieszając wzrost – mówił minister podczas obrad Sejmowej Komisji Zdrowia, na których prezentował długą listę swoich planów i zamierzeń. W 2019 r. na zdrowie ze środków publicznych wydano „ponad 100 mld zł”. – W tym roku planujemy przeznaczyć ponad 107,5 mld zł. W ubiegłym miało być 4,9 proc. PKB, a przeznaczyliśmy 5,25 proc. PKB, czyli więcej niż wymaga obowiązująca nas ustawa – podkreślał. Ani razu jednak nie nawiązał do raportu OECD, według którego wydatki publiczne w Polsce w 2018 (a więc wtedy, gdy według ustawy przekroczyliśmy „z górką” 4,7 proc.) nie przekroczyły 4,5 proc. PKB.

Na początku roku do Sejmu trafił poselski projekt zmian w ustawie o świadczeniach zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych, przewidujący zwiększenie finansowania ochrony zdrowia do 7,2 proc. PKB w 2024 r. Już w 2021 nakłady miałyby wynieść 6,8 proc. PKB, czyli tyle, ile od trzech lat postulują środowiska medyczne. Projekt złożyli posłowie Lewicy, którzy chcą również naprawy sposobu obliczania wskaźnika wydatków na zdrowie przez jego urealnienie. Posłowie Prawa i Sprawiedliwości – co było widoczne podczas obrad komisji, w których uczestniczył minister zdrowia, ale też podczas posiedzenia poświęconego opiniowaniu ustawy budżetowej na 2020 r. – nie wydają się skłonni do przyznania, że zdrowie traci miliardy złotych bez uzasadnienia innego niż brak woli politycznej do przeznaczania realnego odsetka PKB na ten segment wydatków publicznych. Czy partnerom społecznym uda się przekonać choć część z nich do zmiany zdania? Byłoby to historyczne osiągnięcie, nawet bez podnoszenia wskaźników (co oczywiście pozostaje celem strategicznym).

Na posiedzeniu Komisji Zdrowia usłyszałam, że nie da się zmienić sposobu liczenia wydatków na ochronę zdrowia, bo nie da się oszacować PKB na rok 2020. Ministerstwo Zdrowia nie potrafi, a Ministerstwo Obrony Narodowej potrafi. Zgodnie z projektem budżetu rząd wydaje na wojsko 2,1 proc. PKB z roku bieżącego, czyli w tym roku z roku 2020. Tymczasem procent PKB na ochronę zdrowia oblicza się za rok 2018. Czyli uprawiają państwo kreatywną księgowość – mówiła podczas pierwszego czytania ustawy budżetowej na 2020 r. Marcelina Zawisza, która odpowiada za projekt posłów Lewicy. – Twierdzą państwo, że wydają na ochronę zdrowia 5,09 proc. PKB. Gdyby nie stosować tej kreatywnej księgowości, tylko liczyć wydatki na ochronę zdrowia tak, jak liczy się wydatki na wojsko, musielibyście ogłosić, że na ochronę zdrowia w 2020 r. chcecie przeznaczyć 4,68 proc. PKB, czyli nie realizujecie własnych zapowiedzi – 4,7, a nie 5,09. Nie oszukujecie mnie, nie oszukujecie opozycji. Oszukujecie pacjentów, ciężko chorych, umierających. Oszukujecie Polki i Polaków – usłyszeli politycy partii rządzącej.

Usłyszeć, to jedno. Słuchać – drugie. Zrozumieć – trzecie.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum