2 marca 2020

Teorie spiskowe – edycja koronawirus

Jarosław Biliński, wiceprezes ORL w Warszawie

Mamy epidemię koronawirusa (COVID19), być może zakrawającą już na pandemię. Jak zwykle w takich przypadkach zalew informacji, które do nas docierają, to mieszanina danych statystycznych, naukowych, raportów, pogłosek, opinii, propagandy politycznej i zwykłych kłamstw. Również teorii spiskowych – że to broń biologiczna i celowo została użyta w Chinach (do redukcji ludności?), że to zmowa „Big Farmy”, aby firmy farmaceutyczne się obłowiły (sprzedając szczepionki, których do tej pory nie ma, lub suplementy diety, których ludzie masowo używają w przypadku infekcji?), że dziwnym trafem wirus omija dzieci i jest szczególnie niebezpieczny dla osób starszych (czy to aby na pewno przypadek?). Warto zawsze w takich sytuacjach przyjrzeć się zachowaniu polityków, jest to bowiem niezwykle ciekawa lekcja.

Znawcy socjologii i politologii uważają, że nic tak dobrze (albo fatalnie) nie robi rządom jak klęska żywiołowa, a politycy sprawujący rządy, szczególnie jeżeli ich popularność spada, wręcz modlą się o jakąś katastrofę lub epidemię. Mogą wtedy bowiem występować na konferencjach prasowych, być filmowanymi jak latają helikopterami, pływają łodziami, ubierają się w skafandry i bohatersko bronią ludności swojego kraju. Zazwyczaj rzeczywiście obywatele nabierają się na to, że politycy się poświęcają, i sondaże się poprawiają.

W przypadku epidemii COVID19 cienka granica między bohaterstwem a hipokryzją chyba nie została jeszcze przekroczona, ale nic tylko czekać. Są już natomiast objawy „lansu” na katastrofę – coraz to nowi politycy wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia, a przekaz płynący z ust najbardziej zainteresowanych – premiera, ministra zdrowia i ministra spraw wewnętrznych i administracji – powinien nas w zupełności uspokoić. Nie uspokaja jednak pracowników ochrony zdrowia. Dziwne? Ależ skąd! My po prostu znamy system od podszewki i wiemy, jak daleko może pójść malowanie trawy na zielono. W przekazach z kolejnych konferencji prasowych – poza faktami, liczbami i innymi danymi – nie słyszymy żadnych informacji merytorycznych, tylko pustosłowie: „Polska przygotowana jest na każdą liczbę chorych”. Fajnie jest zaraz po takiej konferencji poczytać fora internetowe, na których piszą lekarze czy ogólnie pracownicy ochrony zdrowia. Można wybuchnąć śmiechem, ale czasem to aż boli.

Dziś usłyszałem, że „odświeżono procedury”, aby je dostosować do sytuacji. Czytam więc wpisy na forach i opinie osób pracujących w szpitalach zakaźnych – kompletny chaos, jakie tam procedury!

Słyszę, że „pracują dwa laboratoria, a sześć kolejnych rusza” – co to w ogóle oznacza? Rozumiem, że dwa laboratoria w Polsce potrafią (a tak naprawdę diagności laboratoryjni!) zdiagnozować zakażenie tym konkretnym koronawirusem. I co z tego? To oznacza przygotowanie kraju na wypadek epidemii? Jeżeli 10–15 proc. osób wymaga wentylacji mechanicznej lub przynajmniej wspomagania oddychania, to proszę pomyśleć, co by się stało, gdyby zakaziło się „tylko” 10 proc. populacji Polski. Mamy tyle respiratorów? Mamy tyle miejsc intensywnego nadzoru? Ba! Mamy tyle działający w Polsce pulsoksymetrów?

Z ust profesjonalistów, chociażby lekarzy, specjalistów chorób zakaźnych, słyszymy, że kilka izolatek na krzyż, większość w starych budynkach, to trochę za mało. Słyszymy, że raczej nie jesteśmy gotowi na żadne masowe zdarzenia w ochronie zdrowia.

Trochę kojarzy mi się to z „historycznym wzrostem nakładów na ochronę zdrowia” i „wyprzedzaniem ustawy 6 proc.”. Przypominam, że na razie nakłady na ochronę zdrowia, dzięki ustawie 6 proc., spadły. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum