5 października 2020

Kierunek Indie

O kulturze, sztuce, wierzeniach i historii mieszkańców subkontynentu indyjskiego może mówić bez końca. Od 40 lat podróżuje do Indii. Efektem wypraw jest kolekcja pamiątek: przedmioty kultu religijnego, sprzęty codziennego użytku, obrazy, figurki i pocztówki. O swoich indyjskich pasjach opowiada Janusz Sura, specjalista chirurgii ogólnej z Warszawy, w rozmowie z Anettą Chęcińską.

Dlaczego Indie?

W 1979 r. postanowiłem polecieć do Bombaju. Pamiętam, że bilet lotniczy w polskich liniach kosztował 60 dolarów. Rok wcześniej koledzy z koła naukowego ortopedów dostali grant na wyjazd do Indii Centralnych, gdzie panowała fluoroza powodująca łamliwość kości. W okolicach Huty Skawina koło Krakowa także fluor przedostawał się do gleby i wody, a ludzie i zwierzęta chorowali. Ponieważ Hindusi mieli już sukcesy w badaniu i leczeniu tej choroby, pojawił się pomysł wyprawy naukowej, a przy okazji zwiedzenia kraju. Koledzy pojechali starem przez Związek Radziecki, Afganistan i Pakistan. Po powrocie wyniki swoich badań zaprezentowali w kole naukowym, ale efektem ich wyjazdu było zaciekawienie krajem, o którym opowiadali. Dlatego do Bombaju wybrałem się turystycznie. Przed wylotem kupiłem rosyjski aparat fotograficzny. Sprzedany w Indiach, zapewnił mi miesięczny pobyt w tym kraju.

Jakie były wrażenia z tej pierwszej podróży?

Byłem oczarowany. Z Bombaju przez Dżajpur, stolicę Radżastanu, dotarłem do Delhi, a następnie do Katmandu w Nepalu. Po trekkingu wróciłem do Patny, stolicy stanu Bihar. Wtedy w Indiach nie było jeszcze tak wielu turystów, nikt nikogo na nic nie naciągał. Po pierwszej wyprawie przyszły kolejne, prawie co roku. Przejechaliśmy Indie, a najczęściej podróżuję z moją żoną Aliną i z przyjaciółmi, można powiedzieć wzdłuż i wszerz. Nie byłem jedynie w Bengalu.

Ale świat podróży nie kończy się na Indiach?

Oczywiście, że nie. Byliśmy m.in. w Singapurze, Malezji, a niedawno we Włoszech. Podczas studiów wyjeżdżałem do Kazachstanu i Uzbekistanu, a te miejsca są powiązane z późniejszym kierunkiem moich wypraw. Z tamtych terenów wywodzą się dawni władcy Indii, Wielcy Mogołowie. Przynieśli ze sobą islam, ale też stworzyli wspaniałą kulturę – stali się Hindusami wyznania islamskiego, zbudowali twierdze, świątynie, meczety i medresy, wznieśli miasta, m.in. Delhi i Agrę. Największy z władców dynastii Mogołów, Agbar, był człowiekiem otwartym na inne wyznania, chciał połączyć islam, buddyzm, hinduizm i chrześcijaństwo w jedną religię synkretyczną. To mu się nie udało, niemniej jednak mieszkańcy Półwyspu Indyjskiego z zasady są nastawieni pokojowo do przedstawicieli innych nacji i wyznań.

Co jest tak urzekającego w Indiach, żeby wracać tam co roku?

Już od wyjścia z samolotu czujemy inne powietrze. Najczęściej zatrzymujemy się w starych dzielnicach, z licznymi restauracyjkami, warsztatami rzemieślników, małymi świątynkami. W zatłoczonych zaułkach, w ciasnych uliczkach pełnych riksz, a czasem nawet przechadzających się krów (wciąż można je spotkać, choć zdecydowanie rzadziej niż przed laty) toczy się całe życie mieszkańców, ludzi przychylnych innym. Wielokrotnie jedliśmy potrawy od ulicznych sprzedawców i bardzo rzadko przytrafiały się nam z tego powodu problemy zdrowotne. Pierożek wysmażony w rozgrzanym oleju na pewno nie zaszkodzi. Kuchnia hinduska jest znakomita i bardzo różnorodna. W takich właśnie miejscach poznaje się życie tamtejszej społeczności, granica między domem a ulicą się zaciera.

Tam, gdzie nie ma bieżącej wody w domach, o poranku przy pompach ulicznych ustawiają się kolejki mężczyzn. To dla nich nie tylko zabieg higieniczny, ale i rytuał religijny. Religia jest obecna w życiu Hindusów. W domach, zarówno w bogatych willach, jak i biednych chatach, stawiają ołtarzyki. Pielęgnują kult przodków, modlą się za bliskich, którzy odeszli, a zmarli są niejako stale obecni w życiu żywych. To piękne. Przyjeżdżając do Indii od lat, widzimy, że w społeczeństwie następują zmiany. Prawie wszyscy, nawet najbiedniejsi, mają już telefony komórkowe, na dachach nawet nędznych domostw są anteny satelitarne. Oczywiście, można oglądać i podziwiać nowoczesne centra miast z okien ekskluzywnych hoteli. Gurgaon, miasto satelitarne New Delhi, to ultranowoczesne architektonicznie miasto młodych, świetnie wykształconych ludzi. Ale stare Indie są gdzie indziej. Z tych podróży narodziła się też moja pasja kolekcjonerska.

Co tworzy zbiór pamiątek z podróży?

Obrazy, rzeźby, przedmioty kultu religijnego, a także zabawki. Mamy też kilka mebli, książkę i butelkę wody z Gangesu (mimo upływu wielu lat, butelka wciąż jest firmowo zamknięta, a woda dość przejrzysta). Książka to modlitewnik buddyjski. Składa się z luźnych kart i drewnianej oprawy. Rzemieślnik sam przepisywał mantry, malował ozdoby i wykonał oprawę. Mamy w zbiorach charakterystyczną figurkę Śiwy tańczącego kosmiczny taniec stworzenia i niszczenia. Śiwa jest jednym z najważniejszych bogów hinduizmu. Stoi na demonie, z jego głowy wypływa Ganges, na czole ma trzecie oko, a we włosach węże. Otaczające go płomienie podkreślają siłę stwórczą. Jego żoną jest Parvati, ich syn – z głową słonia –  nosi imię Ganesz, jest patronem m.in. studentów i dobrobytu. Ich wizerunki, bardzo popularne, powtarzają się na wielu przedmiotach. Ciekawe są drewniane płaskorzeźby przedstawiające Krisznę (jedno z wcieleń boga Wisznu). W świątyniach ukryci za takimi rzeźbami mnisi poruszają lustrami i odbite światło sprawia wrażenie, że wyrzeźbione postaci poruszają się. Z płaskorzeźbą przywiezioną z Madrasu wiąże się przygoda na lotnisku. Hinduski oficer podczas odprawy kazał schować ją do głównego bagażu, ja chciałem przewozić ją w podręcznym. Zapytałem: – Czy naprawdę chcesz, aby Kriszna podróżował w luku bagażowym? To nieodpowiednie miejsce. Zastanowił się i pozwolił zabrać płaskorzeźbę do kabiny.

Jaki jest klucz tworzenia takiej kolekcji?

Niektóre przedmioty są dość stare, ale nie zabytkowe. Staram się kupować na bazarach, przyświątynnych straganach, tam, gdzie przychodzą miejscowi, a nie turyści. Jest dużo taniej. O wyplatany fotel targowałem się trzy lata z rzędu. Wciąż stał w pewnym sklepie i długo był za drogi. Powiedziałem synowi właściciela, że kiepsko handluje, skoro przez trzy lata nie sprzedał tego fotela, i w końcu uzyskałem zadowalającą cenę.

Mam też tybetańskie naczynie do herbaty wydrążone w drewnie. Przypomina bardzo wysoki termos, który można nosić na plecach. W kolekcji nie brakuje też figurek, zabawek, małych ołtarzyków domowych i podróżnych. W tamtejszej kulturze artyzm miesza się z kiczem: ręcznie malowane obrazki zdobione złotem, wyrafinowane rysunki idą w parze z tandetnymi pocztówkami oraz wycinkami z opakowań, na których dominują postaci z Bollywood.

Sporą część moich zbiorów stanowią lingamy, przedmioty będące pierwotnym wyobrażeniem Śiwy w postaci jaja – prapoczątku wszystkiego. Wykonuje się je z drewna, metalu, gipsu, kamienia i szkła, a nawet plastiku. Bywają malowane, rzeźbione, zdobione postaciami bóstw. W hinduizmie służą czynnościom religijnym. Ale pamiętajmy, że w Indiach mieszkają przedstawiciele wielu wyznań. W Goa około 40 proc. ludności to katolicy. Stamtąd przywiozłem figurki Jezusa i Matki Boskiej.

Jakie miejsca są godne polecenia wybierającym się po raz pierwszy?

Mimo wszystko New Delhi, choć jest miastem molochem. Oczywiście, Radżastan, w którym jestem zakochany. Na miejsce wypoczynku poleciłbym Goa z pięknymi plażami i równie wspaniałymi zabytkami. Ciekawa jest Kerala, stan, w którym nie ma ubóstwa, żebractwa, interesujący przyrodniczo i krajobrazowo. Indie to kraj wielu religii, języków, o długiej i fascynującej historii, różnorodny kulturowo, oferujący turystom cały wachlarz możliwości wypoczynku, od oceanicznych plaż po doliny i szczyty Himalajów. W każdym jego zakątku można znaleźć coś ciekawego.

Najbliższa podróż?

W planach są oczywiście Indie.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum