2 marca 2021

Specjalizacja młoda, problemy odwieczne

Jako ginekolog onkologiczny pracuje od niemal 40 lat, w 2005 r. był jednym z pierwszych, którym formalnie przyznano tę specjalizację. O zmianach w tej dziedzinie medycyny opowiada prof. nadzw. dr hab. n. med. Grzegorz Panek, mazowiecki konsultant wojewódzki w dziedzinie ginekologii onkologicznej, w rozmowie z Michałem Niepytalskim.

Czy kończący dziś specjalizację ginekolog onkolog przeniesiony w czasy, kiedy pan zaczynał karierę zawodową, doznałby szoku związanego z realiami pracy?

Nie sądzę, by dla młodego lekarza warunki pracy z lat 80. były szokujące. To chyba zbyt mocne słowo. Oczywiście, postęp techniczny się dokonał, przede wszystkim w zakresie diagnostyki jest ogromny. Na początku mojej kariery zawodowej, kiedy miałem problem z ustaleniem rozpoznania przy skromnych możliwościach badań obrazowych, kiedy o prawidłowym rozpoznaniu decydowała intuicja kliniczna, bywało, że słyszałem od nauczycieli: „Panie Grzegorzu, na pewno nie będzie to złoty zegarek”. Ten żart świadczył jednak o ich doświadczeniu, bo przeczuwali, że zmiany, których nie potrafiłem jednoznacznie zidentyfikować, znamionują coś poważnego. Nie mieliśmy stosowanego dziś sprzętu, np. urządzeń do zabiegów małoinwazyjnych, takich jak laparoskopia, albo robotów chirurgicznych. Współcześnie dysponujemy też nieporównanie lepszym, bardzo precyzyjnym sprzętem do radioterapii. To nowa jakość w tej dziedzinie medycyny. Przeniesiony w czasie młody człowiek mógłby odnieść wrażenie niezwykłej skromności ówczesnych klinik i oddziałów. I to nie tylko w Polsce. Ale zdziwiłby się, jak wiele zacnych rzeczy udawało się wykonać w takich warunkach.

Specjalizacja ginekologii onkologicznej w ogóle jest relatywnie młoda.

Tak, ale leczenie nowotworów narządów płciowych kobiety jest tak stare jak historia ginekologii. Guzy jajnika, nowotwory szyjki macicy operowano, od kiedy tylko medycyna była w stanie oferować w miarę bezpieczne operacje z dostępu brzusznego czy pochwowego. Historia tych operacji liczy już ponad 100 lat, choć teraz używamy nieco innych technik. Formalnie w Polsce specjalizacja ginekologii onkologicznej została wprowadzona w 2004 r., a pierwsza grupa specjalistów zdała egzamin państwowy w 2005. I ja w niej się znalazłem. Dopuszczono nas do egzaminu w uznaniu dorobku w tej dziedzinie.

Czy ustanowienie ram formalnych specjalizacji spowodowało pana zdaniem zmianę jakościową w leczeniu nowotworów ginekologicznych?

Trzeba odpowiedzieć sobie na inne pytanie: co się najbardziej liczy, jeśli chodzi o zdolności medyczne? Czy doświadczenie i umiejętności, czy certyfikat po zdanym egzaminie? Sprawa przebiegu i programu specjalizacji podlega coraz surowszej ocenie. Lekarz, który zdobędzie specjalizację, nie jest specjalistą, który sprosta wystarczającej liczbie zadań stojących dziś przed ginekologiem onkologiem. Oczywiście, reforma programu specjalizacji to nieustający proces, dlatego za priorytetową uważam współpracę w tym zakresie z konsultantem krajowym w dziedzinie ginekologii onkologicznej, prof. Mariuszem Bidzińskim. Cel jest jeden – podniesienie jakości szkolenia.

Wspomniał pan o tym, że dla młodych lekarzy zaskakujące mogłoby być, że kiedyś w relatywnie skromnych warunkach udawało się dokonywać wielkich rzeczy.

Siłą ginekologii onkologicznej jest to, że jeśli pacjentka zostanie znieczulona i ma zagwarantowaną opiekę pooperacyjną na odpowiednim poziomie, jesteśmy w stanie przeprowadzić wiele skomplikowanych operacji, nawet bez bardzo specjalistycznego sprzętu dostępnego w wybranych placówkach. Zawsze walczymy o to, by te warunki były jak najlepsze, ale jeżeli mówimy o operacjach radykalnych w sensie rozległości, doświadczenie, wiedza i sprawność manualna są dominującym czynnikiem powodzenia zabiegu. Dlatego lekarze z mojego pokolenia byli zapraszani do szpitali o różnym statusie: akademickich, ale i miejskich, powiatowych, by przeprowadzić operację onkologiczną, do której personel tych placówek nie był przygotowany. Jeździliśmy z pomocą do miejsc, w których siłą rzeczy warunki były gorsze niż w jednostkach wyspecjalizowanych. Te wizyty były przy okazji platformą edukacyjną. Dziś takie wyjazdy są sporadyczne, bo jednak optymalną sytuacją jest leczenie kompleksowe, z opieką wielospecjalistyczną, gdy ma to miejsce w jednej placówce. Twarde dane dowodzą, że właśnie wyspecjalizowane ośrodki mają najlepsze statystyki wyników leczenia z zakresu ginekologii onkologicznej.

Czy w ostatnich dziesięcioleciach zauważył pan jakąś zmianę w mentalności i świadomości zdrowotnej pacjentek?

Jeśli spojrzymy na poziom wiedzy kobiet w zakresie profilaktyki nowotworów, zauważymy pewną dwoistość. Stosunkowo szeroka stała się partycypacja kobiet w programach profilaktyki i wczesnego wykrywania raka piersi, natomiast w badaniach przesiewowych wykrywania raka szyjki macicy, czyli cytologii, jest wciąż mizerna. Najnowsze dane z Mazowsza, z 2019 r., wskazują, że udział w tych badaniach wzięło mniej niż 20 proc. kobiet. Do tego oczywiście dochodzą badania wykonywane poza programem badań screeningowych, więc liczba cytologii jest z pewnością istotnie większa, ale nadal zbyt wiele kobiet uważa, że nie ma potrzeby, by się badać pod tym kątem. Myślą, że skoro czują się dobrze, na pewno nic złego z ich organizmem się nie dzieje. Tymczasem, żeby program badań przesiewowych wykazał skuteczność, powinno się przebadać przynajmniej 60 proc. populacji. W przypadku tak niskiego poziomu jak u nas utrzymujemy w gotowości niewykorzystaną potężną machinę medyczną, co kosztuje masę pieniędzy, a nie przynosi spodziewanych efektów. Niestety, liczba kobiet z zaawansowanym rakiem macicy jest nadal niepotrzebnie duża, a umieralność istotnie wyższa niż średnia europejska. A przecież możemy temu rakowi zapobiegać, lecząc go na wczesnym etapie rozwoju lub dzięki szczepionce przeciwko HPV.

Czy z perspektywy pana kariery zawodowej szczepionka stanowiła przełom?

Kiedy wprowadzono ją do użytku klinicznego, patrzyliśmy na to z wielką nadzieją. Niestety, w Polsce w dużym stopniu pozostaje nadzieją. Poziom realizacji programu szczepień jest niski. Jako praktykujący ginekolog mogę stwierdzić, że młode pacjentki rzadko o nią pytają, podobnie jak mamy dorastających córek. Przyczyny takiego stanu rzeczy są wielorakie, np. wynikające z obyczajowości, światopoglądu. Ale istotnym czynnikiem jest też cena preparatu, który nie jest refundowany. Wreszcie zdarzają się bariery w dystrybucji szczepionki, które powodują, że nawet osoby zainteresowane mają problem z jej nabyciem. Nawiasem mówiąc, uczestniczyłem wielokrotnie w różnego rodzaju akcjach prozdrowotnych dotyczących profilaktyki raka szyjki macicy i szybko rozczarowałem się ich wynikami. Służą przekonywaniu przekonanych. Bardzo łatwo się zorientować, że udział w nich biorą przede wszystkim kobiety, które generalnie dbają o swoje zdrowie i korzystają z dostępnych programów profilaktyki. Jednocześnie istnieje duży procent kobiet, do których nie jesteśmy w stanie dotrzeć. Pewnie często niechęć do spotkań z lekarzem wynika z lęku ubieranego w wymówki, takie jak brak czasu. Brakuje nawyku przeprowadzania regularnych badań. To osoby, które często od ostatniego porodu nie były u ginekologa od kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat! Wśród nich rak zbiera najtragiczniejsze żniwo.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum