28 stycznia 2022

Odpowiednia dawka wiedzy

Osoby, które nie chcą się zaszczepić, podpierają się różnymi powodami. Bardzo często ich postawa wynika z braku wiedzy, szerokiej edukacji i z podatności na fałszywe alternatywne teorie. Najlepsze argumenty za szczepieniem są oparte na nauce i logice. O tym, w jaki sposób przekonywać osoby nieprzekonane, z Maciejem Orłosiem rozmawiała Renata Jeziółkowska.

Jak prowadzić w mediach rozmowy o szczepieniach, by promocja szczepień była bardziej efektywna?

Jak najbardziej klarownie odpowiadać na pytania. Przypominam sobie materiał w jednej z gazet czy na portalu: „Oto 21 odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania oraz argumenty przedstawiane przez antyszczepionkowców”. W tekście doktor, ekspert, klarownie, merytorycznie i jednoznacznie obalał punkt po punkcie argumenty podważające wartość szczepień. Nie można zakładać, że wszyscy wszystko wiedzą. Nie ma co się łudzić, że skuteczność szczepień jest 100-proc., ale w jakimś stopniu jest – argumentacja podana w ten sposób dociera do wielu osób. Racjonalne, potwierdzone naukowo argumenty. Niestety, zauważyłem, że ludzie, którzy podważają sensowność szczepień, typowi antyszczepionkowcy, są odporni na wszelkie argumenty. Można się powoływać na najwyższe autorytety, przytaczać dowody naukowe, tłumaczyć maksymalnie logicznie i jasno, a i tak na końcu pojawi się odpowiedź: – No tak, rozumiem, ale mój szwagier… albo: – Ekspert antyszczepionkowy powiedział… I dlatego, w pewnym stopniu, takie działanie jest skazane na niepowodzenie. Trzeba jednak próbować.

Mówić językiem prostym? Czy większe zaufanie wzbudzamy, posługując się językiem specjalistycznym, fachowym? A może łączyć oba?

Łączyć, tzn. używać eksperckich, specjalistycznych określeń, ale od razu tłumaczyć „ludzkim” językiem, co one oznaczają. Jak w rozmowie lekarza z pacjentem: – Dolega panu... Tu padają naukowe określenia i pacjent nic nie rozumie, a wtedy lekarz mówi: – Potocznie mówi się tak, polega to na tym i na tym. Dobre jest też używanie danych, które powinny trafiać do wyobraźni, są bardzo wyraziste i wymowne. Przykładowo (co było kiedyś na plakatach): dziewięćdziesiąt kilka procent osób, które trafiają do szpitali z COVID-19, to osoby niezaszczepione. Tego typu dane i zestawienia powinny docierać do odbiorców, podobnie jak human story – opis konkretnego przypadku, opowieść konkretnej osoby, która była niezaszczepiona albo była antyszczepionkowcem, trafiła do szpitala, miała powikłania… Inna sprawa, że mam wrażenie, iż w statystykach czasami pojawiają się niejasności. A to niedobrze, bo rozmydlają sprawę i dają argumenty drugiej stronie. Gdy w podawanych liczbach występują różnice i nie zostają wyjaśnione, powstaje pole do nadużyć. Przykładowo: słyszymy, że jakiś odsetek chorych to osoby zaszczepione, a później, że jednak odsetek jest większy i nie wiemy dlaczego. A powinniśmy mieć wytłumaczone, że na różnice w danych wpływa liczba dawek, czas od ostatniej dawki, nowy wariant wirusa, którym łatwiej się zakazić.

Czy dobrym sposobem na przekonanie pacjenta do szczepienia jest odwoływanie się lekarza do własnych doświadczeń, do przypadków z pracy, do przykładu zaszczepienia własnego dziecka?

Niewątpliwie tak, bo taki kontakt z człowiekiem – lekarzem praktykiem, który siedzi naprzeciwko i po ludzku opowiada o swoich doświadczeniach, daje lepszy efekt niż suche komunikaty i liczby. To przecież bezpośrednie spotkanie z osobą najbardziej zaangażowaną, więc trudno wyobrazić sobie kogoś bardziej wiarygodnego, kto miałby się wypowiadać w tej sprawie. Oczywiście, antyszczepionkowcy funkcjonują w innej rzeczywistości, w swoich bańkach informacyjnych i skupiają się na atakowaniu. Nie do końca to rozumiem. Tym powinni się zajmować co najmniej psychologowie.

Dlaczego ludzie nagle się zamykają i stają się odporni na naukę, na logikę, po prostu mają klapki na oczach, nic do nich nie trafia? Ja rzadko oglądam telewizję, ale mam wrażenie, że to wszystko się jakoś rozmywa. Ktoś coś powie, rząd się podlizuje antyszczepionkowcom, robi się sprawa polityczna. W idealnym świecie ja bym widział takie rozwiązanie: organizuje się debatę, w której uczestniczą przedstawiciele obu stron, czyli „ekspert”, na którego powołują się antyszczepionkowcy, może niech będzie dwóch, i z drugiej dwóch profesorów, wykształconych lekarzy, autorytety medyczne. Po to choćby, żeby utrącić argument, iż nikt przeciwników szczepień nie słucha i nie daje im możliwości wypowiedzi. Robimy dyskusję na argumenty, z której wiadomo, kto wyjdzie zwycięsko. Szczerze mówiąc, od początku pandemii brakowało mi czegoś takiego. Strona ekspercka mówi: – Nie będziemy rozmawiać z antyszczepionkowcami, a druga strona: – Bardzo proszę, spotkajmy się. Dobrze byłoby gdyby odbiorca, widz mógł taką debatę obejrzeć, posłuchać jej. Powtarzam, że nie mam wątpliwości, kto byłby górą. Może eksperci ukręciliby łeb pseudoargumentom, powołując się na twarde dane, mówiąc o tym, jak to się stało, że szczepionki na COVID-19 zostały tak szybko wprowadzone, tłumacząc na czym polegał proces przyspieszenia prac, od kiedy trwały i informując o pracach nad szczepionkami na inne schorzenia. Może mówię coś kontrowersyjnego, bo niektórzy twierdzą, że nie ma co rozmawiać z antyszczepionkowcami, zniżać się do ich poziomu, ale komuś, kto siedzi pośrodku i nie jest antyszczepionkowcem, nie ma wiedzy, trochę słyszy z tej strony, trochę z innej, pewnie jest to potrzebne.

Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że zaproszone do mediów osoby, choć nie mają wiedzy, staną się dla pewnej grupy ludzi autorytetami, a media tylko nakręcą ich popularność i rozpowszechnią przekazy.

Owszem, dlatego debata powinna odbywać się na zasadzie kontry. Od razu zbijanie merytorycznymi argumentami fałszywych tez.

Bardzo trudno odpowiadać na ataki antyszczepionkowców w mediach społecznościowych. Zwłaszcza na Twitterze. Przykładowo: publikuję wpis o szczepieniach i natychmiast w odpowiedzi widzę pseudoteorie, obrażanie, emocjonalne reakcje. Nie są to warunki ani klimat dla merytorycznej dyskusji. Warto więc reagować?

Ja to znam, nie tylko z Twittera, ale i z YouTube’a, Facebooka. Zauważyłem, że każdy mój materiał, w którym mówię o szczepieniach, o pandemii w ogóle, nawet jeśli będzie najmniejszy, najkrótszy, wyzwala falę hejtu, komentarzy często brzmiących tak samo albo podobnie. Typu: „Ile panu zapłacili?!” i inne brednie. Cały zestaw różnych „argumentów”, które się powtarzają. Myślę, że część tych kont jest prawdziwych, część to jakieś trolle. W każdym razie zauważyłem, że ten temat budzi największe emocje i przebił wszystkie inne. I co z tym robić? Ja czasami czytam, bo widzę, że jest zalew takich treści, najczęściej nie reaguję. Czasami, kiedy nie wytrzymuję, odpisuję merytorycznie, choć wiem, co będzie dalej. Dalej będzie powtarzanie tych samych argumentów. W związku z tym staram się za bardzo nie angażować. Czasami próbuję w ramach eksperymentu, żeby zobaczyć, co będzie. Czy chociaż jeden człowiek w komentarzu odpowie mi: „A, to ciekawe, o tym nie pomyślałem”. Wtedy mógłbym mu wysłać link, żeby sobie poczytał. Czasami linki zostawiam z jakimiś wywiadami, ciekawymi materiałami, ale Twitter jest najgorszy w kontekście hejtu. Zazwyczaj lepiej nie reagować w ogóle. Najlepsze wyjście, to zero reakcji. Żeby nie karmić trolli.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum