28 maja 2022

Wtłoczeni w chory system

Bycie psychiatrą dziecięcym w Polsce wymaga bohaterstwa – uważa Janusz Schwertner, dziennikarz zajmujący się tą właśnie problematyką. Jego reportaż „Miłość w czasach zarazy”, opisujący m.in. przypadek samobójstwa 14-letniego Wiktora, stał się jednym z impulsów dyskusji o stanie polskiej opieki psychiatrycznej. W tekście pt. „Piżamka” opisał natomiast traktowanie pacjentów na Oddziale Nerwic Młodzieżowych Szpitala Mazowieckiego w Garwolinie. Realia życia pacjentów ukazane w artykule skłoniły Ministerstwo Zdrowia do przeprowadzenia pilnej kontroli w placówce. Schwertner jest też, obok Witolda Beresia, autorem książki „Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci”. Swoimi spostrzeżeniami o psychiatrii dziecięcej podzielił się z Michałem Niepytalskim.

Ile dzieci czy nastolatków przestaje myśleć o popełnieniu samobójstwa, kiedy uświadamia sobie, że za kilka lat będzie można odwiedzić odbudowany za 2,5 mld zł Pałac Saski w Warszawie?

Oczywiście, nie ma to żadnego wpływu na ich kondycję psychiczną. Nie chcę dyskutować o sensie takiej inwestycji, bo pewnie na wszystkie przedsięwzięcia jest czas i miejsce, ale moim zdaniem to nie jest właściwy czas. Mam zresztą jeszcze lepszy przykład. W 2020 r. w mediach pojawiła się informacja, że na Podlasiu nie ma ani jednego całodobowego oddziału psychiatrii dziecięcej. Młody człowiek z Podlasia po próbie samobójczej najpierw jedzie zatem do lokalnego szpitala, by powiedzmy zszyto mu ranę na nadgarstku. Potem zapada decyzja, że powinien trafić do ośrodka zamkniętego, więc pakuje się go do karetki i wiezie 200 km do sąsiedniego województwa, np. do szpitala w Józefowie pod Warszawą. Tu mierzy się z kolejnym problemem, bo nie wiadomo, czy go przyjmą. Może się okazać, że nie ma miejsc, ponieważ Józefów jest często przeludniony.

Nic dziwnego, skoro przyjmuje pacjentów z innych województw, w których nie ma kto udzielić im pomocy, bo nie znalazły się pieniądze na stworzenie oddziału całodobowego.

Właśnie. Tymczasem w tym samym roku media doniosły, że powstanie na Podlasiu muzeum disco polo. Koszt: 11 mln zł. To tragiczne, że takie są priorytety.

Przekonaliśmy się o tym również w roku bieżącym, rząd bowiem nie znalazł nawet złotówki na prowadzony od 2008 r. przez fundację Dajemy Dzieciom Siłę telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, dotąd dotowany z budżetu państwa. To inicjatywa, która realnie ratuje zdrowie i życie. Całe szczęście, że udało się go sfinansować dzięki zbiórce w Internecie.

Niestety, trzeba postawić tezę, że wiele osób dysponujących środkami publicznymi nie rozumie problemu zdrowia psychicznego młodych ludzi w Polsce i wielkiej potrzeby budowy systemu, który im pomoże.

Przecież premier ogłosił na początku ubiegłego roku przeznaczenie dodatkowych 220 mln zł na psychiatrię dziecięcą, a Ministerstwo Zdrowia jesienią opublikowało założenia reformy systemu. Czyli coś się dzieje.

Zanim przejdę do sedna, przypomnę kulisy głośnej konferencji prasowej, podczas której premier Morawiecki z ministrem Niedzielskim ogłosili to dofinansowanie. Wcześniej w Senacie przeszły poprawki do ustawy budżetowej zakładające zwiększenie finansowania ochrony zdrowia, w tym przeznaczenie 80 mln zł na psychiatrię dziecięcą. Senatorowie PiS głosowali zresztą przeciwko, a potem Sejm głosami większości parlamentarnej te poprawki też odrzucił. Kiedyś może to przeszłoby bez echa, ale wtedy istniał już front społeczny, który się wytworzył w związku z nagłaśnianiem problemów psychiatrii dziecięcej. I to głosowanie ludzi wzburzyło.

Myślę, że wspólnie, jako społeczeństwo, przyparliśmy wtedy rządzących do muru. Byli zawstydzeni tym, co zrobili. Może szczerze, może koniunkturalnie. Sądzę, że wielu z nich jednak szczerze, bo sprawa psychiatrii dziecięcej i młodzieżowej, depresji młodych ludzi, samobójstw porusza każdego, nawet cyników politycznych. Niemniej jednak sama konferencja prasowa została zorganizowana po to, żeby ugasić pożar wizerunkowy. Ale i tak się z niej cieszę i czekam z wielką niecierpliwością na jej efekty. Będę je sprawdzał.

Nawiasem mówiąc, padła podczas tej konferencji zapowiedź, że sytuacja psychiatrii dziecięcej w ciągu roku zmieni się całkowicie. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego politycy, także ministrowie zdrowia, mówią takie słowa. Przecież wiadomo, że całkowita zmiana jest nierealna w tak krótkim czasie. Nikt nie wymaga, żeby sytuacja odmieniła się diametralnie w ciągu roku. Byłbym szczęśliwy, gdyby zmieniła się choćby za 10 lat.

Mówimy o abstrakcyjnym pojęciu systemu, ale ty pisałeś o konkretnych placówkach, przede wszystkim o Oddziale Nerwic Młodzieżowych Szpitala Mazowieckiego w Garwolinie i Oddziałach Psychiatrycznych dla Dzieci i Młodzieży Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii w Józefowie. Czy dostrzegasz tam efekty twoich alarmistycznych publikacji?

Tak. W Garwolinie w wyniku moich tekstów stało się coś dobrego. Zlecono przeprowadzenie warsztatów dla personelu o sposobach pracy z młodzieżą. Cieszę się, że po moich artykułach w ośrodku, który ma pomagać młodym ludziom, wreszcie personel dowiedział się, jak pracować z młodzieżą…

Poza tym dalej jest tak, jak opisywałem w swoich tekstach. A podkreślam, że w opinii np. Agnieszki Dąbrowskiej, lekarki, która ma odwagę od lat pod własnym nazwiskiem nagłaśniać problemy psychiatrii dziecięcej i metody stosowane w Garwolinie, które przypominają tortury. Tłumaczono mi, że w tej placówce raczej się nic rewolucyjnie nie zmieni, bo nie ma alternatywy. Nie możemy sobie pozwolić na to, że wskutek jakiejś publikacji czy innego skandalu zamykamy ośrodek. Bo po prostu te dzieciaki nie będą miały gdzie się podziać. Nie ma innego ośrodka. W sytuacji, gdy występuje zagrożenie życia, jakikolwiek ten oddział by był – niedofinansowany, w zapaści – to jednak pracują tam specjaliści, w których ręce dziecko trzeba oddać.

Wspomniana lekarka jest pozytywną bohaterką twoich tekstów. Ale jednocześnie niejedynym przedstawicielem tego zawodu, jaki w nich występuje. I nie wszystkie te postaci pojawiają się w jasnym świetle.

Mam ogromny szacunek do lekarzy psychiatrów dziecięcych, bo uważam, że z założenia są bohaterami. Zostali wtłoczeni w taki system, że sama w nim obecność wymaga bohaterstwa. Ja prawdopodobnie bym natychmiast z niego uciekł. Ciągle jednak nie mogę zaakceptować tego, że np. Polskie Towarzystwo Psychiatryczne, a więc grono autorytetów medycznych, nie zabrało głosu w sprawie opisanego przeze mnie lekarza z Józefowa, mimo że znało doskonale tekst i komentowało jego inne aspekty, częściowo pozytywnie, częściowo negatywnie (mówię o reportażu „Miłość w czasach zarazy”). Nie odniosło się publicznie do zarzutów, jakie postawiłem w tym tekście psychiatrze, którego spotkał na swojej drodze Wiktor. Zgodnie z relacją świadków, ale także z dokumentacją medyczną, lekarz potraktował go okropnie. Zapisał m.in. diagnozę, cytuję: „Wiktoria woli dziewczynki” [Wiktor był transpłciowym chłopcem, jednak w dokumentach jego płeć określana była jako kobieca – przyp. red.]. W reportażu napisałem też, że lekarz ów sugerował Wiktorowi spróbowanie pieszczot z chłopakiem, żeby uzmysłowił sobie, że jednak lepiej być dziewczynką. Myślę, że to było szokujące. Ujawniłem też, że psychiatra zeznał w prokuraturze, iż przyczyną śmierci Wiktora była tzw. ideologia gender. Mam żal, że środowisko lekarskie nie odniosło się do tej sytuacji.

W twojej książce „Szramy. Jak psychosystem niszczy nasze dzieci” jest taki fragment: „Rozpoczęcie leczenia u specjalisty, jak łatwo się domyślić, to nie taka prosta sprawa. Samo zapisanie się do niego w ramach państwowej służby zdrowia jest czasochłonne, by nie powiedzieć – prawie niemożliwe. Terminy bardzo odległe, gwarancje rzetelności – żadne”. Żadne – to bardzo mocne, oskarżycielskie stwierdzenie.

Rzetelność oznacza w moim mniemaniu skupienie się na wszystkich wątkach problemu, dotarcie do jego źródeł, prześledzenie procesu, jaki doprowadził pacjenta do lekarza. Tymczasem lekarzy psychiatrów w Polsce brakuje dramatycznie. Jeden z nich opowiadał mi kiedyś, że pewnego dnia jednocześnie obsługiwał oddział dziecięcy, młodzieżowy i ostry dyżur. Być może inni lekarze, którzy przeczytają ten wywiad, pomyślą, że przecież to nic dziwnego w naszym systemie ochrony zdrowia. Ale na mnie to robi wrażenie. Wyobraźmy sobie, że taki lekarz, robiący trzy rzeczy naraz, nagle ma przypadek samookaleczenia pacjenta z myślami samobójczymi na oddziale i jednocześnie na ostry dyżur przywożą mu pacjenta z Podlasia po próbie samobójczej. A ten lekarz jest zupełnie sam. Jak tu można mówić o gwarancji rzetelności opieki medycznej? Zwłaszcza że ten pacjent z Podlasia nie ma nawet pewności, iż zostanie przyjęty na oddział, bo może zabraknąć miejsca!

Problem jest więc przede wszystkim systemowy. Ale co twoim zdaniem lekarze mogliby zrobić we własnym zakresie?

Mówimy o problemach najmłodszych, ale problemy mają też rodzice. Są tacy, którzy nigdy nie wiedzą, czy za chwilę nie stracą dziecka, a nawet nie mogą się dodzwonić do lekarza. Taki jest system. Ale mam apel do medyków. Wiem, jak mało czasu jest na to, by zająć się konkretnymi pacjentami, ale proszę – rozmawiajcie z nimi i ich opiekunami o zapisywanych lekach. Ufamy lekarzom, wspieramy farmakoterapię, wiemy, że jesteście specjalistami i potraficie prawidłowo dobierać leki. Jednak większość rodziców, których spotykam, mówi, że po wyjściu z dzieckiem od lekarza czy po opuszczeniu przez nie szpitala nie ma zielonego pojęcia, czemu służą przepisane środki. Jakie wywołują efekty, jakie mogą mieć skutki uboczne. Dlatego często szukają informacji na własną rękę, w Internecie. Czytają np., że to specyfiki na inne schorzenia niż te zdiagnozowane u dziecka albo że nie wolno ich podawać dzieciom. Poza tym obserwują zupełnie nowe zachowania podopiecznych, przed którymi nikt ich nie ostrzegł. Wydaje im się to wszystko niebezpieczne, a na termin kolejnej wizyty znów trzeba czekać albo płacić za wizytę prywatną, na co nie każdego stać. Zostają więc z tą niewiedzą i niepewnością całkiem sami. I nieraz, kiedy leczenie skończy się niepowodzeniem, kiedy stracą dziecko, szukają przyczyny, pewnie niesłusznie, w skutkach ubocznych przyjmowania leków. Proszę więc lekarzy – znajdźcie chociaż te pięć minut na omówienie farmakoterapii. <

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum