8 lipca 2022

Moment zmęczenia

Paweł Kowal

Jeszcze prezydent Macron i kanclerz Scholz dzwonią do Putina, jeszcze liczą, że ich rozmowa coś zmieni, jakby chcieli uchronić przed ostateczną zagładą „stary świat”, z jego wadami, nie dopuścić do ostatecznego „upokorzenia” Rosji. Chronią świat podupadłych europejskich potęg, które „się rozumieją”.

Rzecz jasna, że krwawy Putin był także dla nich problemem. Od dekad co kilka lat wywoływał jakąś wojnę, za co nakładano na Rosję sankcje, a potem zaczynało się szukanie drogi do spotkania i rozmowy. Ale wiadomo było, czego można się po nim spodziewać.

Putin wiele sobie z telefonów od przywódców Francji i Niemiec nie robi. Stara się nadrabiać straty w wojnie, bo wie, że teraz czas raczej gra na jego korzyść. Ukraińcy dzielnie się bronią, ale każdy kolejny dzień wojny kosztuje ich więcej niż Rosjan. Powoli słabnie zapał Zachodu do wspierania Ukrainy. Zainteresowanie trudnymi tematami w demokratycznych mediach trwa najwyżej kilka tygodni. Potem ludzie szukają informacji o wakacjach i plotek z życia celebrytów, nie chcą już oglądać obrazków z Buczy. Przecież przez kilka lat II wojny światowej ludzie także zajmowali się innymi sprawami niż wieści z frontu.

Putin i jego sztab prowadzą wojny stale. Kiedy przywódcy Zachodu uczyli się prowadzenia kampanii wyborczych, by utrzymywać władzę przez kolejne kadencje, na Kremlu uczono się, jak skutecznie napadać na sąsiadów (na Gruzję) czy prowadzić operacje wojskowe (w Syrii). Tak samo ze społeczeństwami: społeczeństwo rosyjskie to przecież ludzie o najbardziej „zmilitaryzowanych” głowach w Europie, bo rządowa telewizja codziennie wstrzykuje im do mózgów wojenny jad. Nic dziwnego, że poparcie dla wojny jest tam takie duże – nawet według ostrożnych szacunków wsparcie dla Putina deklaruje około 60 proc. Rosjan. Społeczeństwa zachodnie w tym samym czasie skupiały się na szkołach dla dzieci, inwestowaniu z myślą o emeryturze i wakacyjnych planach. Putin i jego ludzie dobrze wiedzą o tych różnicach i dlatego liczą na moment strachu zachodnich przywódców, że przegrają wybory ze względu na kryzys, i znużenia narodów codziennymi wieściami z frontu.

Czy „po Buczy”, czyli ludobójstwie na Ukrainie, można rozmawiać z Putinem? Ludzie mówią: trzeba rozmawiać. Ale czy koniecznie na najwyższych politycznych szczeblach? Czy koniecznie trzeba dawać Putinowi szansę na jeszcze jeden komunikat, że Zachód się z nim liczy i do niego błagalnie wydzwania? Tego lata zadecydują się losy wojny na Ukrainie. Pewny siebie Putin, jak każdy dyktator, przeoczy zapewne moment zagrożenia, gdy stanie się obiektem udanego ataku najbliższych współpracowników, którzy będą chcieli ratować własną skórę. Może usuną Putina lub jedynie odsuną go od władzy, żeby szybko zacząć negocjacje z Zachodem, bo bez niego będzie łatwiej ochronić resztki dawnej świetności Rosji? Oto najbardziej paradoksalny scenariusz: przerwanie wojny, pewnie na kilkanaście miesięcy, maksymalnie kilka lat, co na jakiś czas uchroni resztki tego starego świata, z imperialną Rosją, który tak bardzo boją się utracić Macron i Scholz. <

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum