4 października 2022

Słowa na zdrowie: Rezydent

W logicznej interpretacji form słowotwórczych rezydent rezydowałby w rezydencji i to jego rezydowanie zwałoby się rezydenturą. W żywym, nie zawsze logicznym języku sprawa jest bardziej skomplikowana.

tekst Jerzy Bralczyk

Już samo rezydować (z łacińskiego residere) może oznaczać ‘posiadać (gdzieś) siedzibę’, ale też tylko ‘przebywać’. Miejsce, nie funkcja jest tu ważne. Rzeczownik rezydent zaś (z residens) może nazywać bardzo różne osoby. Historycznie u nas rezydentem najpierw nazywano członka królewskiej przybocznej rady. Później ta nazwa odnosiła się do przedstawiciela jakiegoś państwa w innym państwie, przy czym zwykle chodziło o przedstawiciela szczególnego, o wielkich uprawnieniach – mianowicie o dyplomatycznego przedstawiciela państwa-protektora w państwie mu podporządkowanym, zależnym. To był właściwie gubernator. Ważny był taki rezydent. Inne jednak znaczenie tego słowa odnosiło się, przeciwnie, do kogoś bardzo uzależnionego. Na różnych dworach szlacheckich, a z czasem i w pomniejszych rodzinach byli rezydenci, najczęściej ubodzy krewni, którzy żyli na łaskawym chlebie (po rosyjsku taki rezydent nazywał się nachlebnik). Często były to kobiety rezydentki – tu z żeńską formą, inaczej niż w przypadku prezydenta, kłopotu nie mamy, ale też ta forma tylko do ostatniego znaczenia się odnosiła.

Jak widać, określenie rezydent wiązało się z miejscem przebywania, rezydowania, ale charakter tego przebywania był różny. Raz taki rezydent był władny i możny, raz przeciwnie. Z kolei zakres słowa oznaczającego miejsce przebywania – rezydencja – odnosi się tylko do tej pierwszej sfery. Rezydencja to miejsce reprezentacyjne, związane albo z władzą (świecką czy duchowną), albo z wyjątkowym statusem społecznym i majątkowym. Były rezydencje królewskie, rezydencje możnowładców, biskupie, a dzisiaj także niejeden nowobogacki chciałby móc tak nazywać swój dom. I nazywa. Dawniej mówiono o kimś, kto zamieszkał u kogoś na utrzymaniu, że osiadł na rezydencji, ale teraz to znaczenie już przestarzałe. Może jeszcze taki ktoś mówić o swojej rezydenturze, ale zazwyczaj nie chce, bo takie przebywanie na utrzymaniu nie jest powodem do chwały.

Wyraz rezydent na tyle jest językowo atrakcyjny, że z odpowiednimi przydawkami miewa znaczenia bardziej specyficzne. Rezydentem podatkowym każdy z nas mógłby się nazwać, bo płacimy podatki zawsze w jakimś kraju, zwanym (dla celów podatkowych zapewne) rezydencją podatkową. Mamy tam rezydenturę podatkową. Mało kto z nas zdaje sobie sprawę z tej terminologii.

Trudniej zostać rezydentem wywiadu, który kieruje w obcym i zazwyczaj nie do końca zaprzyjaźnionym kraju rezydenturą wywiadu – to tajny, o dużej sprawczości szef siatki zwanej brutalnie szpiegowską. Bywa to niebezpieczne dla obu stron, przy czym dość tajemnicze i dlatego romantyczne, ale też często obarczone daleko posuniętą niechęcią. Rezydentem bywa również ksiądz osiadły na jakiejś parafii, a właściwie na plebanii, bez szczególnych obowiązków, a i uprawnień. Różne są powody takiego rezydowania, ale samo określenie ksiądz rezydent jest dostatecznie zgrabne i przecież o niczym nie przesądza.

No i oczywiście są rezydenci, o których od czasu do czasu głośno w mediach z powodu braku dostatecznego określenia ich statusu. To lekarze z uprawnieniami, a jakże, ale jakoś nie do końca. Z uposażeniem, ale i tu z problemami. Kim są naprawdę, moi czytelnicy wiedzą lepiej ode mnie, ale czy samym rezydentom odpowiada ta nazwa, pewien nie jestem. A nawet do nich nie pasuje. Przecież to nie miejsce rezydowania określa ich status i sposób odbywania rezydentury. Ani władzy szczególnej, ani tajności, ani zaszłości, ani nieco upokarzającej bezczynności…

Tyle że brzmi to dobrze.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum