28 października 2022

Jak radzić sobie po śmierci pacjenta?

„To fatalne zaniedbanie, że w trakcie studiów nikt nie uczył nas, jak rozmawiać z parą pogrążoną w żałobie. (…) Czy wspomnieć, jak bardzo im współczuję? Ale po co miałbym zawracać im w takiej chwili głowę moimi emocjami? (…) A może powinienem ich uściskać? Czy to byłoby za wiele? A może za mało?”

Adam Kay, Będzie bolało. Sekretny dziennik młodego lekarza, Kraków 2019

tekst Marta Anna Sałapata*

Rozterki autora przywołanego fragmentu są udziałem wielu lekarzy w chwilach, gdy śmierć pacjenta staje się elementem ich doświadczenia zawodowego. Zwrot „rozmawiać z parą” można swobodnie zamieniać na rozmowę z rodzicem, żoną, synem, wnuczką, partnerką, teściem, babcią i jeszcze wieloma osobami, które przyjdą nam do głowy, bowiem śmierć dotyka nas wszystkich, bez wyjątku. Z drugiej zaś strony rozmowy o emocjonalnych konsekwencjach procesu umierania i śmierci pacjenta niezbyt często należą do tematów podejmowanych w procesie kształcenia kandydatów na lekarzy i później, podczas pracy zawodowej. Nie chciałabym, aby to stwierdzenie zostało potraktowane jedynie jak powszechnie powtarzany stereotyp czy wręcz zarzut. Konsekwencje nieradzenia sobie w sytuacjach tak trudnych, jak strata pacjenta, stanowią duże obciążenie emocjonalne, z poważnymi konsekwencjami dla jakości pracy lekarza, ale również – co uważam za nawet ważniejsze – dla kondycji psychofizycznej i zasobów osobistych człowieka, którym medyk jest przede wszystkim.

Gdy przyjęłam zaproszenie do udziału w pierwszej konferencji  „Empatia a umieranie i śmierć. Dobre praktyki w relacji lekarz – pacjent – rodzina”, organizowanej przez Okręgową Izbę Lekarską w Warszawie oraz Instytut Dobrej Śmierci, wróciło do mnie wspomnienie jednego z moich pierwszych spotkań ze środowiskiem medycznym, które miało miejsce w Białymstoku w 2009 r. Była to konferencja poświęcona pamięci Elizabeth Kübler-Ross  „Życiodajna śmierć”, podczas której, jak sugeruje tytuł, tematyka śmierci była szeroko obecna. Niemniej jednak podejmowano zagadnienia techniczne, analizowano procedury, przypadki i ich przebieg zdecydowanie częściej niż kwestie związane z kondycją emocjonalną studentów medycyny lub samych lekarzy. Moje stwierdzenie, że przyszłych lekarzy, podobnie jak przyszłych nauczycieli, należałoby przygotowywać do radzenia sobie z sytuacjami trudnymi (m.in. stratą pacjenta) zostało skwitowane pytaniem: „A po co? Przecież lekarz ma leczyć. To jest walka. Po przegranej nie ma czasu na łzy. Czeka kolejny pacjent”.

Typ narracji opisujący pracę lekarzy jako starcie na froncie, a śmierć pacjenta jako niepowodzenie w tej walce, wciąż jest obecny w określaniu pracowników ochrony zdrowia. Jego konsekwencją jest przekonanie wielu lekarzy o boskim wymiarze ich pracy, o ich własnej wszechwiedzy i nieomylności (B. Antoszewska, Obraz autointerpretacji profesji lekarskiej – narracje lekarzy, „Interdyscyplinarne Konteksty Pedagogiki Specjalnej” nr 21/2018). Niepowodzenia w przypadku tak myślących osób zdecydowanie częściej skutkują trudnościami emocjonalnymi niż u tych, które śmierć uznają za naturalną kolej rzeczy, nie walczą z nią (wkraczając nawet na teren uporczywej terapii) i nie bagatelizują jej konsekwencji dla budowania obrazu własnej skuteczności zawodowej.

Niestety, nie ma zbyt wielu publikacji na temat konsekwencji śmierci pacjenta dla lekarza. Zagadnienie to interpretowane jest zazwyczaj w perspektywie błędu lekarskiego, a podjęcie badań ukierunkowanych na stres, wypalenie emocjonalne i zawodowe oraz zaburzenia emocjonalne lub żałobę wiąże się z obawą o wykorzystanie wyników do formułowania zarzutów o nieprofesjonalizm. Oczekiwania społeczne są natomiast zupełnie odwrotne. Z badania przeprowadzonego przez Neeli M. Bendapudi i jej zespół (L.L. Berry, K. Frey, J. Turner-Parish, W.L. Rayburn), Patients’ perspectives on ideal physician behaviors, za: B. Antoszewska, ibidem) wynika, że najgorszym doświadczeniem wspominanym przez pacjentów był brak szacunku i wrażliwości ze strony lekarza, bowiem uderza w szczególnie odsłonięte i delikatne obszary ludzi pogrążonych w cierpieniu i żalu – potrzebę wsparcia i życzliwej opieki. Można powiedzieć, że od udzielania wsparcia są oczywiście psycholodzy, a nie lekarze, ale to właśnie słowa tych ostatnich, ich gesty czy też „brak czasu” bardzo wyraźnie, czasem wręcz traumatyzująco zapisują się w pamięci rodzin pacjentów.

Okazuje się zatem, że oczekiwania społeczne dotyczące roli lekarza obejmują nie tylko fachowość i skuteczność w działaniu, ale też kompetencje komunikacyjne oraz umiejętności społeczne. W mojej opinii tak samo istotne są umiejętności, które będą pomocne zarówno w kontakcie z pacjentami i ich rodzinami, jak i w procesie radzenia sobie z emocjami przez lekarzy.

W poglądowym artykule psychiatry R.A. Sansone’a (Randy A. Sansone MD, Lori A. Sansone MD, Physician Grief with Patient Death, „Innovations in Clinical Neuroscience” 2012 Apr; 9(4): 22–26), zestawiającym wyniki różnych badań poświęconych kategorii smutku i żalu u lekarzy, przywołano kilka istotnych wniosków. Stwierdzono poczucie nieprzygotowania do radzenia sobie z emocjami związanymi ze śmiercią pacjentów u 50 proc. respondentów. W następstwie śmierci pacjenta stażyści zgłaszali potrzebę znacznie większego wsparcia emocjonalnego niż lekarze prowadzący. Głównym powodem płaczu personelu podczas pracy było identyfikowanie się z cierpiącymi, umierającymi pacjentami i ich rodzinami, a kluczowe zagadnienia zgłaszane przez lekarzy, wiążące się z ich doświadczeniami z umierającymi pacjentami, to: smutek i strata, niepewność i brak kontroli, opieka a leczenie, kwestie związane z rozwojem osobistym oraz wątpliwości, czy właściwe jest okazywanie własnych emocji pacjentom. Jak widać, lekarze nie są wolni od przeżywania wątpliwości po śmierci pacjentów, a lokują się one w reakcjach emocjonalnych (pojawia się bezradność i bezsilność, ulga połączona z wyrzutami sumienia, tęsknota, lęk o najbliższych, lęk o samego siebie, troska o osieroconą rodzinę, smutek i żal, gniew i złość, a nawet wściekłość), w reakcjach poznawczych (wspominanie pacjenta i myślenie o nim nawet po powrocie do domu, spadek sprawności myślenia i koncentracji uwagi, poszukiwanie sensu i wartości tej śmierci) oraz reakcjach somatyczno-behawioralnych (pojawiają się łzy, zmęczenie, utrudnione wykonywanie obowiązków, chęć schowania się gdzieś, aby doświadczane reakcje były mniej nasilone, lub wręcz przeciwnie – potrzeba obecności, udziału w pogrzebie pacjenta, modlitwie i pożegnaniu się).

W obliczu wymienionych stanów i zachowań, do których lekarze bardzo często nie chcą się przyznać (nie tylko publicznie, ale nawet przed samym sobą), niezwykle poruszający jest apel Bernarda Siegela: „Proszę, koledzy lekarze, nie płaczcie w pustych pokojach, na klatkach schodowych ani w szatniach. Płaczcie publicznie, pozwólcie pacjentom i personelowi uzdrowić was i zobaczyć, że jesteście ludźmi” (B. Siegel, Crying in stairwells: how should we grieve for dying patients? „JAMA”. 1994;272:659).

Powróćmy do tytułowego pytania: jak radzić sobie po śmierci pacjenta. Udzielić można odpowiedzi uwzględniającej kilka istotnych obszarów. Po pierwsze, należałoby uznać prawo do żałoby po śmierci pacjenta za naturalne prawo lekarza. Oczywiste, że nie każdy lekarz będzie opłakiwał pacjentów. Ale tym, którzy mają taką potrzebę, należy stworzyć sprzyjającą temu i akceptującą przestrzeń. Aby nie pojawiały się obawy o zarzut niekompetencji czy niezrównoważenia, które mogą prowadzić do tłumienia własnych uczuć, kumulowania się ich, a w efekcie do przeciążenia emocjonalnego, trzeba podejmować wysiłki normalizujące proces żałoby. Wiąże się to z potrzebą wsparcia systemowego dla lekarzy w różnorodnych formach, takich jak superwizja, pomoc psychologiczna, treningi balintowskie, grupy wsparcia lub rundy śmierci (tj. narzędzie edukacyjne mające na celu zaspokojenie emocjonalnych potrzeb osób szkolonych do opieki nad umierającymi pacjentami).

Drugi obszar wsparcia to tanatoedukacja prowadzona już podczas studiów medycznych. Obejmuje ona konieczność ujęcia w programach kształcenia zagadnień związanych ze specyfiką procesów straty i żałoby, z budową świadomości o niezbędności troski o swój dobrostan oraz sztuki radzenia sobie. Bardzo pomocnymi narzędziami są wszelkie warsztaty umierania, spotkania Death Cafe, warsztaty grupy „Aeropag Etyczny”. Zasadna jest również konieczność otwarcia nauczania i uczenia się medyków na współpracę ze specjalistami z innych dziedzin (psychologami, psychotraumatologami, pedagogami, pracownikami pomocy społecznej itd.). Tak szeroko rozumiana i realizowana współpraca interdyscyplinarna w ramach zespołów terapeutycznych daje możliwość holistycznego podejścia do problemów pacjentów i ich rodzin, ale również tworzy siatkę wzajemnego wsparcia społecznego dla lekarzy.

W radzeniu sobie ze śmiercią pacjenta zasadnicze znaczenie ma kondycja psychiczna lekarza – człowieka. Lekarz nie jest jedynie zbiorem rozwiązań medycznych problemów czy katalogiem leków do przepisania. Często zapomina się o tym, że bycie lekarzem „wyrasta z uzmysłowienia sobie konkretnego, osobistego zadania, osobistej misji” (V. Frankl, Lekarz i dusza, Warszawa 2017). Dlatego tak istotne dla zachowania własnego szczęścia i poczucia sensu są: troska o zdrowie, sen i dietę, aktywność fizyczna, hobby, zabiegi relaksacyjne, medytacja, uważność, wsparcie bliskich i przyjaciół, praca nad rozwojem osobistym, kontakt z naturą, praktyki religijne, umiejętność stawiania granic i to wszystko, co sprawia, że choć jesteśmy śmiertelni, warto podejmować wszelakie wysiłki, aby podtrzymywać życie, by można było się nim cieszyć jak najdłużej.

*Dr Marta Anna Sałapata, Instytut Pedagogiki Akademii Pomorskiej w Słupsku, Instytut Dobrej Śmierci (alfabetzaloby.pl)

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum