27 stycznia 2023

Złudzenie wzrostu

Ustawa o jakości w ochronie zdrowia domknie proces zmian, jakie Zjednoczona Prawica przeprowadza w systemie – zapewniał podczas pierwszego czytania projektu minister zdrowia Adam Niedzielski, wskazując, że jakość, jako „trzeci filar”, nie mogłaby być zrealizowana, gdyby nie gwarancje wzrostu finansowania ochrony zdrowia. Sęk w tym, że gwarancje może i są, ale wzrost – przeciwnie, jest wielkim nieobecnym.

Ile wynoszą polskie wydatki publiczne na ochronę zdrowia? Zdaniem polityków obozu rządzącego w tym roku sięgną 6,3 proc. PKB. Takim wskaźnikiem posługiwał się też podczas debaty minister zdrowia, akcentując, że będzie to oznaczać przekroczenie minimalnego, założonego w ustawie 7 proc. PKB na zdrowie, poziomu. Można powiedzieć, że jeśli chodzi o 6 proc., „mamy to”, a 7 proc. jest w zasięgu ręki i w 2027 r. (najpóźniej) zostanie osiągnięte.

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

Brzmi nie najgorzej, tyle że to nieprawda. W opublikowanym 5 grudnia raporcie OECD i Komisji Europejskiej „Health at a Glance. Europe 2022” Polska stoi pod pręgierzem faktów: publiczne wydatki na ochronę zdrowia w 2020 r. wyniosły 4,8 proc. PKB. W sumie Polska w pierwszym roku pandemii przeznaczyła na ten cel 6,5 proc. Ten drugi wskaźnik nie zmienia się od kilku lat. Pierwszy – faluje, w granicach 4,5–4,9 proc. PKB. Eksperci podkreślają, że ani w 2021 r., ani w 2022 nie udało się nam przebić granicy 5 proc. PKB, a w 2023 – w związku z nowelizacją ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty, która weszła w życie przed końcem 2022 r. i pomniejszy finanse NFZ o około 13 mld zł – będzie to jeszcze mniej prawdopodobne.

Raport OECD ukazuje się co roku, ale ostatni z punktu widzenia Polski ma znaczenie szczególne. Dane na temat finansowania pochodzą z 2020 r., trzeciego, w którym działała już tzw. ustawa 6 proc. PKB na zdrowie, gwarantująca, zdaniem polityków obozu rządzącego, stopniowy wzrost publicznych nakładów na ochronę zdrowia. Ustawa, której uchwalenie przyspieszył protest lekarzy rezydentów, wsparty przez przedstawicieli innych zawodów medycznych, a której nowelizacja, wymuszona głodówką młodych lekarzy, miała gwarantować – na mocy porozumienia ówczesnego ministra zdrowia z protestującymi – jeszcze szybszy wzrost nakładów do poziomu 6 proc. PKB. Ani lekarze, ani opozycja, ani eksperci nie zauważyli i nie docenili przebiegłości „przeciwnika”, czyli strony rządowej. Zabezpieczyła ona interesy budżetu państwa regułą N-2 w praktyce gwarantującą, że rzekomy wzrost będzie finansowany z wolumenu rosnącej składki zdrowotnej, przy założeniu dobrej lub nawet umiarkowanej koniunktury gospodarczej.

Poprzednie dwa raporty „Health at a Glance” (z lat 2020–2021), odnoszące się do danych z 2018 i 2019 r., można było jeszcze opatrywać znakiem zapytania. Pierwszy i drugi rok działania ustawy nie przynosiły przełomowego wzrostu, co nie budziło wątpliwości rodzimych ekspertów, śledzących na bieżąco dane Narodowego Rachunku Zdrowia GUS. Widać było wyraźnie, że choć nakłady nominalnie rosną, a metoda N-2 pozwala rządowi przesuwać znacznik na mapie drogowej, nadal na ochronę zdrowia wydajemy 4,7–4,8 proc. PKB. Rok 2020 to jednak już trzeci rok działania ustawy i jednocześnie pierwszy rok pandemii: domyślnie, na zdrowy rozsądek i intuicję, czas, w którym wydatki na zdrowie powinny eksplodować.

I eksplodowały. Tyle że nie w Polsce.

Raport pokazuje nasze miejsce w szeregu. Jeśli chodzi o wydatki na zdrowie (publiczne i prywatne) w przeliczeniu na mieszkańca, jesteśmy na poziomie 50 proc. średniej UE (3159 euro vs. 1591 euro). Wśród krajów Wspólnoty zajmujemy piąte miejsce od końca, wyprzedzając jedynie Łotwę, Słowację, Bułgarię, Chorwację i Rumunię. Od tej ostatniej jednak, zamykającej stawkę, dzieli nas zaledwie 163 euro. Więcej od Polski wydają na ochronę zdrowia m.in. Litwa i Estonia, a od Czech (2649 euro) dzieli nas już cywilizacyjna przepaść. W 2020 r. najwięcej w UE wydały Niemcy (4831 euro), w Europie zaś – Szwajcaria (4997 euro). Trzecie miejsce zajmuje nienależąca do UE Norwegia (4582). Barierę 4 tys. euro przekraczają jeszcze Holandia, Austria i Szwecja, ale bardzo blisko są Dania i Luksemburg. W przypadku odsetka PKB wydawanego na ochronę zdrowia (łącznie) nasze 6,5 proc. oznacza trzecie miejsce od końca – przed Rumunią i zupełnie niereprezentatywnym, maleńkim i ekstremalnie bogatym Luksemburgiem.

Jeśli chodzi o wydatki publiczne jako odsetek PKB, zajmujemy ostatnie miejsce w UE – około 4,8 proc. Średnia UE to niemal 9 proc., Czechy zaś wydały w 2020 r. 8 proc. swojego PKB. Najwięcej w pierwszym roku pandemii ze środków publicznych na ochronę zdrowie wyasygnowały Niemcy i Francja (po ponad 12 proc.), podobne wyniki osiągnęły Wielka Brytania i Szwajcaria.

Jeszcze więcej powodów do (smutnej) refleksji przynosi analiza zmian w wydatkach na zdrowie w latach 2013–2019 i 2019–2020. W pierwszym okresie, który można zaklasyfikować jako „odbudowę po kryzysie finansowym”, w niemal wszystkich krajach UE wydatki na ochronę zdrowia rosły. Średnie tempo dla UE wyniosło 3 proc. W państwach o odpowiednio wysokim punkcie startu wzrost był wolniejszy (nawet poniżej 1 proc.). Region Europy Środkowo-Wschodniej, nadrabiając cywilizacyjne zaniedbania, inwestował w zdrowie więcej. Również Polska, bo w tych latach środki na ochronę zdrowia zwiększyły się u nas o 4,9 proc. Przekroczyły zatem unijną średnią, ale były wyraźnie mniejsze niż np. na Łotwie, Litwie i w Rumunii (7–7,8 proc.). Dynamika zmian w finansowaniu wydatków zdrowotnych w latach 2019–2020 pokazuje reakcje poszczególnych krajów na wyzwania związane z pandemią.

Średnio w UE wydatki w pierwszym roku pandemii zwiększyły się wobec roku poprzedniego o 5,5 proc. Rekordowo wysoki wzrost zanotowała Bułgaria (niemal 20 proc.!), ale dwucyfrowy wzrost wystąpił też w Czechach (15,2 proc.) i na Węgrzech (11,4 proc.). Blisko 10 proc. osiągnęły Irlandia i Estonia, a z krajów spoza UE – Wielka Brytania. Polska znajduje się na drugim końcu skali. Byliśmy jednym z trzech państw (obok Słowacji i Belgii), w których wydatki na zdrowie per capita w 2020 r. zmniejszyły się. Fakt, że był to spadek niewielki (-0,7 proc.), nie zmienia sytuacji. Autorzy raportu zwracają uwagę, że redukcja finansowania nastąpiła we wszystkich krajach, ze względu na ograniczenie planowego leczenia. Tam, gdzie silny – jak w Polsce – jest komponent wydatków prywatnych, spadek mógł być bardziej odczuwalny. Jednak w lwiej części państw został zrównoważony ogromnymi wydatkami związanymi choćby z wyższym finansowaniem działalności oddziałów intensywnej opieki medycznej czy profilaktyki (testowanie, w Polsce drastycznie ograniczone).

W tych dwóch kontekstach – „stabilnego” poziomu finansowania poniżej 5 proc. realnego PKB oraz faktycznego braku adekwatnej (!) reakcji na pandemię (szkoda, że na kolejny raport, pokazujący, co działo się w 2021 r., przyjdzie czekać długich dziesięć miesięcy) – zapewnienia, że mamy wystarczające podstawy, by w oparciu o nie uchwalać ustawę o jakości i by ta ustawa rzeczywiście gwarantowała pacjentom jakość i bezpieczeństwo, brzmią nie tyle śmiesznie, co złowieszczo. Jakie fundamenty, taka ostateczna realizacja całego przedsięwzięcia, a brak fundamentów to najprostszy przepis na katastrofę. Nie tylko w budownictwie.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum