17 lutego 2013

Odkrycie Machu Picchu

Jacek Walczak

Każdy, kto pierwszy raz znajdzie się w Machu Picchu położonym w niesłychanej scenerii, natychmiast zaczyna stawiać pytania: Co to było? Jak się nazywało?
Kto to zbudował i kiedy? Dlaczego w tym miejscu? Czemu służyło? I jeszcze wiele, wiele innych. Tylko na kilka z nich udaje się odpowiedzieć wprost. Na nieliczne można szukać odpowiedzi, układając logiczne kompilacje. Ale i tak większość pytań pozostanie bez odpowiedzi. I to jest chyba największy urok miejsca, gdzie przed wiekami kwitła wspaniała cywilizacja, ciągle jeszcze owiana mgłą tajemnicy i niewyjaśnionych faktów.
Nadszedł wreszcie czas Hirama Binghama, który ponad 100 lat temu wydarł dżungli dla nas, bo przecież nie dla Indian, zaginione miasto Inków. Nadzwyczaj zdolny młody człowiek ukończył Uniwersytet Yale i już w wieku 26 lat objął katedrę na Uniwersytecie Harwarda z tytułem profesora. Niewykluczone, że zainspirowany przez kolegów badaczy, zajął się bliżej historią Peru. Intrygowała go zwłaszcza tajemnica świętego miasta Vilcabamba, ostatniej stolicy Inków, nigdy niezdobytej w bezpośredniej kampanii militarnej przez Hiszpanów. Hiram Bingham postanowił za wszelką cenę dotrzeć do Vilcabamby, ostatniego bastionu przywódcy inkaskiego powstania przeciwko kolonizatorom – Tupaca Amaru. Udało mu się pozyskać dla swych odważnych pomysłów kilku znakomitych specjalistów z różnych dziedzin. W ten sposób powstała pierwsza ekipa badaczy, która wyruszyła do Peru. W początkach czerwca 1911 r. ekspedycja opuściła Nowy Jork i wkrótce dotarła do Limy, później przez Cusco do zakoli rzeki Urubamba, gdzie sterczały 400-metrowe pionowe ściany obrośnięte dżunglą. Wczesny ranek 24 lipca 1911 r. zaczął się lodowatym deszczem. Nikt z towarzyszy Binghama nie spodziewał się znaleźć czegoś specjalnie interesującego na górze i wszyscy pod byle pretekstem zrezygnowali z trudnej wycieczki. Bingham mimo wszystko postanowił ruszyć w drogę. Towarzyszyli mu tylko miejscowi opiekunowie. Znaczną część zbocza pokrywały niezliczone tarasy o długich ścianach zbudowanych z dopasowanych kamieni. Ich poziome krawędzie w równych odległościach od siebie wznosiły się aż do bariery bujnej roślinności, rozciągniętej między Huayna Picchu i Machu Picchu. Skromna ekspedycja, idąc upatrzonym tarasem, wkrótce znalazła się w sercu dziewiczej dżungli. W półmroku zielonej gęstwiny Bingham natychmiast zauważył porośnięte mury, wykonane z kamieni, zapewne ułożone ręką ludzką. Zrazu trudno było rozpoznać kształty budowli, bo większość zasłonięta była drzewami i zaroślami, które wzrastały tam przez wieki. Sam odkrywca był przekonany, że dotarł do świętego miasta Vilcabamba, ostatniej stolicy Imperium Słońca. Nie dopuszczał myśli, że odkryte miasto może nie być tym, którego poszukiwał. Nie protestował nawet, kiedy nazwano je Machu Picchu. W istocie Machu Picchu (Stara Góra), to nazwa górskiego szczytu sterczącego ponad ruinami. Nazwa miasta jest nieznana i tak już chyba pozostanie.
Niesłychane, ale Inkowie, podobnie jak pozostali górale andyjscy, nigdy nie wymyślili najprostszej nawet formy zapisu. Także w przekazach ustnych nie ma żadnej wzmianki o ukrytym w górach mieście. Zatem wszelkie związane z nim nazwy są autorstwa Hirama Binghama. Większość, mimo upływu dziesiątków lat, zmian hipotez i interpretacji, pozostawiono, głównie w uznaniu dokonań odkrywcy. Nie budzą wątpliwości tylko dwie nazwy w języku keczua, języku imperium Inków. Takie same występują w podobnych inkaskich obiektach: Inti Punku (Brama Słońca), jedyne wejście do miasta na przełęczy ponad ruinami, i Intihuatana (Wiąże Słońce), miejsce o niezwykle silnym polu magnetycznym, najważniejsze w mieście.
Bez względu na kolejne wydarzenia 24 lipca 1911 r. stał się na zawsze datą sensacyjnego odkrycia ruin Machu Picchu. Po latach wydarzenie to przybrało zupełnie inny wymiar. Wtedy nikt nawet nie słyszał nazwy Machu Picchu, która dzisiaj intryguje nie tylko zawodowych badaczy.

Archiwum