17 kwietnia 2004

Deficyt zdrowego rozsądku

Muszę najpierw przejrzeć papiery” – od takiego stwierdzenia rozpoczął urzędowanie nowy prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Lesław Abramowicz. Ciekawe, co w papierach znalazł? To już czwarty prezes w tej instytucji. Miała uratować system ochrony zdrowia przed ostatecznym załamaniem, a sama tonie w długach i niczym kamień przywiązany do szyi topielca ciągnie za sobą innych na dno. Wydaje się, że trudności w znalezieniu następcy Krzysztofa Panasa potwierdzają przypuszczenie, że w papierach Funduszu nie ma ukrytych żadnych miłych niespodzianek. A zatem niepotrzebnie minister Sikorski tak stanowczo odcinał się od nazywania małżeństwem swojego związku z szefem NFZ, bo i tak gołym okiem widać, że na nową oblubienicę może liczyć tylko z łapanki. Zresztą pisana mu do tej pory rola wdowca lub rozwodnika, a także marny posag, to w dzisiejszych czasach słabo rokująca partia. Gdyby występujący w nowej dla siebie roli swata wicepremier Jerzy Hausner nie znalazł w ciągu kilku dni kandydata na stanowisko prezesa, rząd miałby się z pyszna – Trybunał Konstytucyjny dał Funduszowi czas na przeżycie do końca roku, ale ten mógłby właściwie zakończyć działalność już w pierwszym kwartale, i to z jakiego powodu? Braku chętnych do zarządzania 30 mld zł!
Szkoda, że nie brali tego pod uwagę pomysłodawcy Narodowego Funduszu Zdrowia ani wszyscy ci, którzy przyłożyli rękę do jego powstania. Dwanaście miesięcy strzeliło jak z bata – ani pacjentom, ani lekarzom warunki leczenia się nie poprawiły (co do tego nikt chyba nie ma żadnych wątpliwości), a nowy system kontraktowania świadczeń, zapowiadany jako przełom i odtrutka po kasach chorych, nadaje się do kosza. Lesław Abramowicz stanął przed niebywale trudnym zadaniem, gdyż w bardzo krótkim czasie musi naprawić błędy swojego poprzednika i dać szpitalom oraz lekarzom gwarancję zapłaty za udzielane świadczenia. Tymczasem wzięty z sufitu katalog procedur oraz brak systemu rejestracji danych nauczyły dyrektorów sięgania po fortele, byle zahamować zadłużenie swoich placówek. Nie pochwalam, ale rozumiem – jeśli partner w interesach nie prowadzi czystej gry, kontrahent, by przeżyć, zaczyna fałszować statystykę. Media przewidywały to już w ubiegłym roku – teraz mogą mieć gorzką satysfakcję, że znów miały rację. Nowy prezes uchodzi za kompetentnego speca od gospodarki finansami, także w ochronie zdrowia, ale by przekonać się o zastanej rzeczywistości, nie powinien koncentrować się na papierach, bo znajdzie w nich teraz tylko księżycową sprawozdawczość. Pozostaje nadzieja, że podejmując decyzje, będzie się kierował rozsądkiem, który do tej pory ulatywał z Narodowego Funduszu Zdrowia gdzieś w przestrzeń. Wraz z naszymi wszystkimi składkami i wolą zmian na lepsze.

Paweł WALEWSKI
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum