23 czerwca 2018

Z życia protestującego rodzica

2 października 2017 – z pozoru zwykły dzień. Początek roku w wielu ośrodkach akademickich, który okazał się początkiem nowej jakości w ochronie zdrowia. Tego dnia rozpoczął się protest głodowy zorganizowany przez Porozumienie Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który zwrócił uwagę na działający ostatkiem sił system opieki zdrowotnej, ale przede wszystkim zmienił życie wielu z nas. Wzięli w nim udział nie tylko lekarze, ale i przedstawiciele innych zawodów medycznych. Co jednak najważniejsze – matki i ojcowie, z myślą o swoich rodzinach.

Czy rzeczywiście czuli się dobrymi rodzicami? Dziś wspominają z niedowierzaniem, że mogli prowadzić taki tryb życia:

„Przed protestem dyżurowałam w kilku miejscach, łącznie do 8–10 razy w miesiącu! Wtedy wydawało mi się to całkiem normalne. Szpital do 15.35. Wizyta w domu na szybki prysznic i obiad w biegu. Brak czasu na zabawę z dzieckiem – to robiła za mnie niania. O 18.00 musiałam być w NPL, z którego rano pędziłam z powrotem do szpitala, w którym miałam całodobowy dyżur. Na wspomnienie o tym zastanawiam się, jak mogłam tak żyć”.

Nie był to odosobniony przypadek. Często słyszeliśmy w naszym środowisku o zatroskanych dzieciach pytających rodziców, czy dzisiaj wrócą do domu, czy znowu mają dyżur. Nie zdawaliśmy sobie jednak sprawy z tego, że mogłoby być inaczej. Ten protest otworzył wielu osobom oczy.

„Gdy wracałem do domu po maratonie dyżurowym, mój synek wolał się bawić z opiekunką – był z nią bardziej zżyty. Często już spał, gdy wracałem, i jeszcze spał, gdy wychodziłem do pracy. Źle się z tym czułem. Gdy w dyżurce usłyszałem o proteście głodowym, coś we mnie pękło. Wziąłem urlop, spakowałem się i następnego dnia pojechałem do Warszawy. Z perspektywy czasu uważam to za przełomowy moment mojego życia!”.

Protest głodowy okazał się impulsem do działania. Sygnałem, że coś jest nie w porządku i jeśli nie weźmiemy spraw w swoje ręce, nic się nie zmieni i może nas bardzo wiele ominąć. Świadczą o tym nie tylko opinie młodych lekarzy, których wspomniane problemy dotyczą bezpośrednio, ale również mistrzów naszego zawodu, którzy potrafili dostrzec aspekt rodzinny protestu.

„Pewnego dnia pani profesor powiedziała mi, że jest z nas dumna. Jest zadowolona ze swojego życia, ale stwierdziła, że gdyby mogła przeżyć je jeszcze raz, zdecydowanie mniej czasu poświęciłaby pracy, a więcej rodzinie. Niesamowicie nas wspierała, bo nie chciała, byśmy też popełnili ten błąd”.

Słowa te odnosiły się właściwie do dalszego ciągu protestu – wypowiadania klauzul opt-out. W akcji wzięło udział około 5 tys. lekarzy w całej Polsce. Teoretycznie niewielki ułamek pracujących w naszym zawodzie. Jednak na tyle duży, by uwidocznić nadmierne obciążenie pracą, na czym cierpi nie tylko nasze zdrowie, ale przede wszystkim relacje rodzinne i podejście do pacjenta spowodowane zmęczeniem. Po rezygnacji z opt-out nie można pracować, zgodnie z kodeksem pracy, dłużej niż średnio 48 godzin tygodniowo. To i tak o 8 godzin dłużej niż przeciętny pracownik w Polsce. Dla lekarzy potrafiących do tej pory przepracować ponad 300 godzin w miesiącu taka redukcja czasu spędzanego w szpitalu zmieniała wiele.

„Po wypowiedzeniu opt-out początkowo nie do końca wiedziałem, jak poradzić sobie z taką ilością wolnego czasu. Odzwyczaiłem się od tego, że można iść na spacer z żoną i córką. Tak po prostu pochodzić po parku bez celu, bez pośpiechu, rozkoszować się chwilą. Kilka takich wyjść wyleczyło mnie z poczucia, że praca jest najważniejsza i muszę wszystko dla niej poświęcić. Teraz wiem, że najważniejsze są moje kobiety i dla nich muszę mieć czas. Powrót do opt-out? Nigdy w życiu, nikt mnie do tego nie zmusi”.

Rozmowa z ludźmi, którzy „odzyskali życie”, jak sami mówią, prowadzi do jednoznacznych refleksji. Dotychczasowa praca ponad siły odbierała im to, co w życiu najważniejsze. Dzięki protestowi byli w stanie znaleźć równowagę między swoim powołaniem, czyli pracą dla chorego, a życiem prywatnym. Nic nie stanowi dla nich większego sukcesu tego zrywu niż zrozumienie, do czego prowadziło ich nadmierne obciążanie się obowiązkami zawodowymi kosztem spraw, które powinny być ich codziennością – zabawy z dzieckiem czy wspólnego wieczoru z żoną/mężem. Niezależnie od tego, co przyniosą kolejne miesiące i jakie decyzje podejmie rząd w sprawie ochrony zdrowia, matki i ojcowie lekarze mówią jednogłośnie: „Nie wrócimy do klauzuli opt-out, są rzeczy ważne i ważniejsze”. Przy okazji podkreślają, że praca z pacjentem znów zaczęła sprawiać im przyjemność.

Celowo nie używam nazwisk. Nie chodzi o zachowanie anonimowości, nie prosili mnie o to. Po prostu poruszane przez nich kwestie dotyczą nas wszystkich. Każdy powinien zrobić rachunek sumienia i pomyśleć, czy mógłby podpisać się pod tymi słowami. Nie zapominajmy w natłoku obowiązków, że w domu czekają nasi bliscy. „Lepiej zapobiegać niż leczyć” – powinniśmy o tym wiedzieć najlepiej. Zastosujmy więc tę maksymę i do naszego życia rodzinnego. Drugi raz żyć na tym świecie nie będzie nam dane. Z okazji nadchodzących dni Matki i Ojca życzę, by wszystkim nam udawało się zachować równowagę między życiem zawodowym i osobistym.

Jakub Bajer
Porozumienie Rezydentów OZZL
Puls nr 5-6/2018

Tagi: ,

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum

Wszystkie kategorie