28 lutego 2014

Z Pamięci

Dedykacje, cz.1

Na swej długiej już życiowej drodze spotkałem wielu znanych ludzi – lekarzy, pisarzy, poetów, dziennikarzy, a także polityków. Byli wśród nich autorzy książek, od wielu dostałem egzemplarze z dedykacją. Dedykacje to coś, co stwarza bardziej osobistą więź między autorem a czytelnikiem. Wpadłem na pomysł, aby wykorzystać je jako główny motyw notek o losach tych autorów.
Zacznę od lekarzy.

Prof. Jan Nielubowicz – dedykacja w podręczniku „Chirurgia kliniczna”:
„Kochanemu koledze Jerzemu Borowiczowi ze szczerym podziękowaniem za liczne dowody życzliwości i przyjaźni. Wszystkiego najlepszego. Jan Nielubowicz, 3 I 81”.
Prof. Nielubowicz był niekwestionowanym autorytetem chirurgicznym. Moja (jako radiologa) z Nim współpraca polegała na tym, że oprócz tego, że uczestniczyłem w tzw. kominkach, wydawałem Profesorowi slajdy, którymi posługiwał się w czasie wykładów. Bank slajdów w Zakładzie Radiologii zorganizował prof. Zgliczyński, a ja byłem jego „kustoszem”. Slajdy wydawałem za pokwitowaniem. Prof. Nielubowicz nigdy się temu nie sprzeciwiał, wręcz przeciwnie – chwalił mnie za to. O prof. Nielubowiczu można pisać dużo. Postać niezwykła. Jest patronem naszej izby lekarskiej. Niestety już nie żyje.
Prof. Stefan Wesołowski – człowiek legenda, wielki urolog o niespożytej energii i ogromnym poczuciu humoru. Spotykałem się z Nim również prywatnie i zawsze, po każdej rozmowie, czułem się dowartościowany i szczęśliwy. Wydał kilka książek. W jednej z nich, noszącej tytuł „Lata dojrzałe”, napisał dedykację:
„Wielce szanownemu i drogiemu dr. med. Jerzemu Borowiczowi z najlepszymi życzeniami S. Wesołowski. Warszawa 29 XII 2008 r.”.
O prof. Wesołowskim pisałem wielokrotnie w „Pulsie”. Niestety już nie żyje.
Prof. Leszek Ceremużyński – doskonały kardiolog i dydaktyk. Łączyła mnie z Nim zarówno praca w klinice prof. Zdzisława Askanasa, jak i przyjaźń w życiu prywatnym. Niesłychanie skrupulatny i pracowity, myślący lekarz. Byłem na promocji Jego książki (znakomitej) „Medycyna, świat i ludzie” w Klubie Księgarza na Rynku Starego Miasta 15 października 2009 r. Ofiarował mi egzemplarz z dedykacją:
„Drogiemu Jurkowi ku pamięci miłych pięknych lat. Leszek, 15 X 2009”.
Niestety Leszek kilka tygodni po promocji zginął w tragicznym wypadku samochodowym.
Prof. Artur Dziak – znakomity ortopeda i traumatolog. Przyjaźnimy się od zawsze. Mój „osobisty” przyjaciel. Łączy nas zamiłowanie do ładnych kobiet i jazzu. Artur wydał tyle książek, że mógłby otworzyć antykwariat. Ostatnio wyszła przezabawna „Zagrajcie mi, niechaj cofnie się świat”. Jeden z pierwszych egzemplarzy dostałem z dedykacją:
„Panu doktorowi Jerzemu Borowiczowi ťOjcu Chrzestnemu tej książkiŤ z prośbą o przyjęcie. Warszawa 21 VI 2013. A. Dziak”.
Wyjątki z tej książki były publikowane w „Pulsie”.
Prof. Andrzej Januszewicz – autorytet w dziedzinie choroby nadciśnieniowej. Kulturalny, uprzejmy i uczynny lekarz, syn prof. Włodzimierza Januszewicza, recenzenta mojej pracy doktorskiej. Dostałem od niego książkę pt. „Nadciśnienie tętnicze” z dedykacją:
„Bardzo drogiemu Panu Doktorowi z prośbą o przyjęcie. Andrzej Januszewicz, 29.4.97”.
Prof. Januszewicz (junior) jest obecnie szefem Kliniki Nadciśnieniowej Instytutu Kardiologii w Aninie, ma ładną i miłą żonę (moją koleżankę po fachu), świetnego lekarza radiologa.
Prof. Jerzy Szczerbań – znany chirurg, były rektor WUM, wielki erudyta i znakomity gawędziarz. Przyjaźnimy się od kilkudziesięciu lat i zawsze możemy na siebie liczyć. Uczeń prof. Nielubowicza. Byliśmy razem w Benghazi, gdzie Jerzy pełnił funkcję visiting profesor. Niekwestionowany autorytet w dziedzinie nadciśnienia wrotnego. Wydał książkę „Nadciśnienie wrotne”, której jeden egzemplarz dostałem z dedykacją:
„Drogiemu przyjacielowi z prośbą o przeczytanie i aprobatę. Autor. Benghazi, styczeń 1979”.
Jerzy od kilku lat jest na emeryturze. Walczy z przewlekłą chorobą, ale się nie daje i zawsze tryska humorem. Wychował swojego następcę, prof. Marka Krawczyka, który obecnie jest rektorem WUM.


O starości i głupocie

Niektórzy urzędnicy NFZ wykazują swoiste poczucie humoru, a ich pisemne uzasadnienia pewnych istotnych dla pacjenta spraw przypominają kiepskie dowcipy. Taki dowcip dotyczył mojej (i żony) osoby.
U schyłku siódmej dekady życia, jak to u „wapniaków” bywa, mój układ mięśniowo-szkieletowy zaczął trzeszczeć jak nienaoliwiona maszyna. Straciłem nieco apetyt, co gorsze wódka i inne alkohole przestały mi smakować. Również rzadziej oglądałem się za dziewczynami i siłą rzeczy spoglądałem tylko na żonę, która również miała dolegliwości wspomnianego wyżej układu.
W tej sytuacji udaliśmy się do lekarza podstawowej opieki (bardzo dobrej internistki), aby po wykonaniu niezbędnych badań uzyskać skierowanie na leczenie sanatoryjne (nota bene pierwszy raz w życiu). Pełni optymizmu złożyliśmy wnioski w odpowiednim okienku w NFZ. Otrzymaliśmy numer sprawy i kazano nam czekać na odpowiedź. Nadeszła po prawie 20 (sic!) miesiącach, oczywiście (nie z naszej winy) negatywna. Kazano nam złożyć nowe wnioski z aktualnymi badaniami: „NFZ prosi o weryfikację zasadności skierowania przez uprawnionego lekarza oraz o ponowne przesłanie w terminie 30 dni od dnia jego otrzymania do oddziału wojewódzkiego NFZ” i dalej: „weryfikacja skierowania nie wiąże się ze zmianą kolejki na liście oczekujących”.
Nie mamy żadnej gwarancji, że ponowne skierowania nie będą leżeć w szufladzie „kompetentnego” urzędnika przez następne 20 miesięcy. Oczywiście nie będziemy już zawracać głowy lekarce POZ i oszczędzimy jej czas i nasze zdrowie. A kości dalej trzeszczą.

Jerzy Borowicz

Archiwum