28 lutego 2014

Medycyna w oku kamery

Filmy medyczne zdobywają coraz większą popularność. Dla lekarza, który nagrywa film z operacji, stanowi on doskonałą dokumentację pracy, dla adeptów sztuki medycznej – lekcję, która często jest daleko bardziej skuteczna niż tradycyjny przekaz z podręcznika, wykładu czy nawet obserwacji zabiegu. Problemem jest tylko znalezienie czasu, który lekarz może poświęcić zarówno na oglądanie, jak i przygotowywanie filmów.
W 2013 r. w Rynie odbył się pierwszy w Polsce Festiwal Filmów Medycznych (o zwycięzcach pisaliśmy w poprzednim numerze). Jego pomysłodawca – prof. Tadeusz Wróblewski (na zdjęciu) z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Transplantacyjnej i Wątroby AM w Warszawie, jest byłym prezesem Sekcji Wideochirurgii Towarzystwa Chirurgów Polskich i redaktorem naczelnym kwartalnika „Videosurgery and other miniinvasive techniques. Wideochirurgia i inne techniki małoinwazyjne”.
Ciekawostką było to, że na festiwalu jury oceniało nie tylko zawartość naukową prezentowanych filmów, ale – na równi – ich wartość artystyczną.
– Uczestniczyłem w setkach sympozjów i konferencji, podczas których przedstawiano typowe prezentacje, wykłady i slajdy. Trochę mnie zaczęło to nużyć i stąd wziął się pomysł festiwalu, a nie sympozjum czy konferencji – mówi profesor.
Festiwal z pewnością nudny nie był, bo zdecydowana większość uczestników siedziała na sali i z ciekawością oglądała, jak koledzy radzą sobie w pokazywanych sytuacjach.
– Chirurgia to dziedzina, której nie da się nauczyć tylko z podręczników. To nie podręczniki, zdjęcia czy wykłady dały mi najwięcej, tylko obraz filmowy – tłumaczy prof. Wróblewski, który kręcenie filmów medycznych podpatrywał u znakomitych chirurgów podczas pracy we Francji.
– Tworzyły się całe biblioteki filmów. Wracałem do nich i zdarzało się, że dopiero po którymś kolejnym obejrzeniu filmu rozumiałem, o co temu wytrawnemu operatorowi chodziło – że ten mały, niepozorny ruch był kluczowy w danym momencie. Doszedłem więc do wniosku, że film to najlepsza forma edukacji.
Szef Kliniki Hematologii w warszawskim szpitalu przy ul. Banacha prof. Wiesław Jędrzejczak słynie ze swoich wykładów. Zawsze stara się je tak urozmaicić anegdotami, akronimami i nawiązaniami, by nie były nudne i by słuchający jak najwięcej z nich zapamiętał. Być może łatwiej to osiągnąć w przekazie filmowym, kiedy film jest odpowiednio zmontowany i z dobrym podkładem muzycznym. Pewnie ten cel przyświecał organizatorom festiwalu, gdy uznali, że pięć punktów będzie przysługiwać za zawartość naukową prezentowanego filmu, a pięć – za wartość artystyczną.
Dodatkowym atutem festiwalu było to, że filmy prezentowali ich autorzy, którzy w danym zabiegu czy zabiegach przynajmniej asystowali, a najczęściej – zabieg wykonywali. Można im było zatem bezpośrednio po prezentacji filmu zadawać pytania, dzięki czemu miały miejsce ciekawe dyskusje.

Z prawnego punktu widzenia
Były prezes ORL w Warszawie Mieczysław Szatanek, ginekolog, ma już pokaźny zbiór filmów z operacji, jakie przeprowadził. Mówi, że gromadzenie takich filmów ma walor dokumentujący pracę. Zwycięzca nagrody publiczności festiwalu w Rynie dr Stanisław Kozieł twierdzi, że zawsze chciał być filmowcem i robiąc filmy medyczne, realizuje dwie pasje: medycynę i film.
Ale to nie wszystkie aspekty przydatności filmowania zabiegów. Coraz częściej przecież dochodzi do konfliktów między lekarzem a pacjentem. Prawnicy nie mają wątpliwości, że film dokumentujący przebieg operacji może być doskonałym dowodem w sprawie.

Drogocenny czas
Wartość edukacyjną medycznych filmów już dawno zauważyły uczelnie, ale dostrzegli ją również przedsiębiorcy. Są serwisy internetowe, które zawierają tysiące filmów, a przy niektórych uczelniach medycznych działają profesjonalne studia montażowe. Lekarz może więc albo sam ślęczeć po nocach i montować film z „surówki”, albo robić to razem z fachowcami od montażu.
Potem trzeba tylko znaleźć czas na podziwianie swoich dzieł. Lub wysłać je na festiwal. Następny – prof. Wróblewski ma nadzieję – już w roku bieżącym.

Justyna Wojteczek

Archiwum