26 stycznia 2024

Nieoczekiwany urok psychiatrii

Podczas jesiennej kwalifikacji na specjalizacje lekarskie wśród najbardziej obleganych znalazła się psychiatria. Co więcej, mieliśmy do czynienia z niezwykłym zainteresowaniem psychiatrią dziecięcą, na którą zgłosiło się dwa razy więcej chętnych niż było miejsc.

W tej dziedzinie od lat dramatycznie wręcz brakuje specjalistów. Skąd zatem po latach posuchy taki nagły zwrot trendu?

 

autor: MARIA LIBURA, ekspertka Zespołu ds. Studiów Strategicznych OIL w Warszawie

Złożyło się to z pewnością kilka czynników. Fakt, że o psychiatrii dużo się mówi w związku z jej kryzysem, paradoksalnie zwiększa popularność tej dziedziny. Stała się medialna, a zainteresowanie tematyką z nią związaną wyszło z niszy portali branżowych, przebijając się zarówno do mediów głównego nurtu, jak i wątków w mediach społecznościowych. Pomogła też reforma wprowadzająca do systemu ochrony zdrowia centra zdrowia psychicznego. Obok korzyści dla pacjentów niesie ona obietnicę zmiany charakteru pracy lekarza psychiatry. Wiele mówi się o stygmatyzacji zaburzeń zdrowia psychicznego i dotkniętych nimi osób, ale przecież odium stereotypowego postrzegania przysłowiowych „Tworek”, jako quasi-więzienia, a nawet miejsca z horroru, do którego trafia się w ostateczności, odbijało się także na wizerunku psychiatrów. Ucywilizowanie opieki nad zdrowiem psychicznym przez przeniesienie akcentu na opiekę ambulatoryjną pomaga odczarować specjalizację i nadać jej bardziej zrozumiałe w dzisiejszym świecie znaczenia. Psychiatra, jak inni specjaliści, ma pomóc pacjentowi w powrocie do zwykłego życia, przestaje być „władcą żółtych papierów”. W szczególności młodym ludziom łatwiej wejść w rolę, która polega na wspieraniu pacjenta w jego środowisku, niż taką, w której wraz z pacjentami izoluje się w szpitalnym „azylu” od reszty społeczeństwa.

 

Niewątpliwie na rosnącą popularność psychiatrii wpływa postęp nauk medycznych w zakresie leczenia chorób i zaburzeń psychicznych oraz poszerzający się wachlarz coraz precyzyjniej dobieranych metod leczenia. Jeszcze kilka lat temu nawet wśród lekarzy spotkać się można było z opinią o osobności psychiatrii. Odkrycia ukazujące jej powiązania z innymi obszarami, nawet do niedawna uznawanymi za tak odległe jak genetyka, podnoszą atrakcyjność studiowania tej dziedziny (choć tu warto przywołać takie postaci jak prof. Ignacy Wald, który te związki dostrzegał już w latach 60. ubiegłego wieku).

 

W końcu nie można pominąć czynnika finansowego. Kryzys opieki psychiatrycznej oferowanej w systemie publicznym doprowadził w dwóch krokach do gwałtownego rozwoju sektora komercyjnego. Najpierw niedobory specjalistów, zwłaszcza w psychiatrii dzieci i młodzieży, były czynnikiem zniechęcającym do wybierania tej dziedziny. Rezydent musiał się liczyć z trudnymi warunkami, związanymi nieuchronnie z fizycznym i psychicznym przeciążeniem pracą w szpitalu, i relatywnie niskim wynagrodzeniem. Potem jednak, choć z opóźnieniem, zadziałała „niewidzialna ręka rynku”. Rosnące zapotrzebowanie na konsultacje specjalistyczne przy ograniczonej liczbie specjalistów doprowadziło do swoistej inflacji cen. Przykładowo, dziś w tej samej placówce pacjent dorosły zapłaci za wizytę około 300 zł, natomiast w przypadku dziecka rodzic musi wysupłać 500 zł.

 

Siłą rzeczy nagły wzrost zainteresowania psychiatrią wywołał w bańce medycznej falę komentarzy łączących go z tym ostatnim czynnikiem. Byłoby to zjawisko niepokojące. Owszem, finanse to ważny wymiar pracy zawodowej. Nie byłoby jednak dobrze, gdyby stanowiły główny bodziec kształtujący wybór drogi kształcenia podyplomowego lekarzy. Szczególnie w przypadku tych dziedzin, które wymagają specjalnych predyspozycji do pracy z ludźmi, takich jak psychiatria właśnie. Z doświadczeń międzynarodowych wynika, że psychiatria jest specjalizacją wyjątkową, budzącą w studentach skrajne, spolaryzowane emocje. Co więcej, nawet absolwenci mają często słabo wyrobione wyobrażenie o tym, jak wygląda codzienna praca kliniczna lekarza psychiatry. W badaniu przeprowadzonym wśród lekarzy, którzy początkowo rozważali wybór tej specjalizacji, ale później z niej zrezygnowali, 72 proc. osób jako powód podało „charakter wykonywanej pracy”. Tymczasem spośród rozważających wybór innych specjalizacji zrezygnowało z nich tylko 33 proc. lekarzy.

 

Nie umniejszając znaczenia motywacji finansowej, należy zadbać o to, by nie odgrywała pierwszoplanowej roli w wyborze specjalizacji. To bowiem prosta droga do wypalenia zawodowego. Dlatego studenci studiów lekarskich w wielu krajach objęci są programami mentoringu. Mentor pomaga im rozpoznać zainteresowania, ale także predyspozycje i inne życiowe cele. Nie jest wcale rzadkością, gdy dziekan szkoły medycznej w Stanach Zjednoczonych rozmawia szczerze o zdolnościach manualnych z zafiksowanym na specjalizacji zabiegowej studentem, który słabo wypada podczas zajęć z szycia chirurgicznego. Uniwersytet Stanforda przygotował specjalną „mapę drogową wyboru specjalizacji”. Pozwala ona studentowi sformułować swoje motywacje w wielu zakresach: zainteresowań klinicznych, preferowanego trybu i godzin pracy, charakteru kontaktu z pacjentem (okazjonalny? relacyjny?), własnego stylu komunikacji, zachowania równowagi między życiem zawodowym i prywatnym oraz ambicji finansowych. Następnie student może je porównać z charakterem poszczególnych specjalizacji. Znaczenie wymiaru finansowego podkreśla tabela, zestawiająca średnie zarobki specjalistów z czasem ich kształcenia i ewentualnymi specjalnymi wymogami, która uzmysławia dodatkowe koszty uzyskania wielu „topowych” specjalizacji.

 

Tymczasem polski system zdaje się wręcz zachęcać do redukowania tego trudnego wyboru do prostego parametru, jakim są zarobki. Przecież specjalizacje deficytowe MZ wiążą się z wyższym wynagrodzeniem zasadniczym. Nie kusi się absolwentów kulturą pracy, przyjazną organizacją, dobrymi relacjami międzyludzkimi, ale właśnie pieniędzmi. Tymczasem np. spadający odsetek kobiet wybierających specjalizację z psychiatrii w Wielkiej Brytanii wynika z rosnącej elastyczności godzin pracy w innych obszarach medycyny. Najwyższa pora, by polscy politycy zauważyli i docenili różne wymiary jakości wykonywania zawodów medycznych.

 

Studia medyczne to wybór ciekawej, ale niełatwej ścieżki kariery. Już sam tok studiów, z dużą liczbą godzin zajęciowych oraz zakresem materiału do opanowania, stanowi dla młodych ludzi nieustanne ćwiczenie z trudnych wyborów: między czasem na naukę a życiem towarzyskim, przygotowaniem do egzaminów a życiem osobistym, własnymi zainteresowaniami a realiami praktyki klinicznej. Często prowadzi to do rewizji pierwotnych planów dotyczących wyboru specjalizacji. W pewnym sensie to zjawisko nieuchronne, a nawet potrzebne. Student, który w liceum marzył o medycynie ratunkowej, odkrywa, że chce bardziej uporządkowanego, spokojniejszego życia i ostatecznie decyduje się na anestezjologię. Gorzej, jeśli jedyną przesłanką zmiany planów są warunki pracy w polskim systemie ochrony zdrowia.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum