29 sierpnia 2023

O zalewaniu robaka

Medycyna oparta na faktach rozwija się dzięki nauce, czyli science. Pacjentom korzystającym z medycyny niekonwencjonalnej wystarcza fiction. Oto jeszcze jedna odsłona science fiction w polskim wydaniu.

autor PAWEŁ WALEWSKI *

Podkrążone oczy, blada cera, niespokojny sen, skłonność do alergii, nawracające infekcje, obrzęki… Nawet depresja, choroba lokomocyjna lub nieposkromiony głód! Długa jest lista problemów, z którymi zgłaszają się pacjenci na terapię, a ona przynosi im cudowne uzdrowienie. W Internecie można znaleźć takie tego powody: „Niestety, okazuje się, że większość z nas jest zainfekowana pasożytami, dotyczy to również malutkich dzieci. Choroby pasożytnicze należą do najczęstszych na świecie. Prawie 95 proc. dzieci ma w sobie od 1 do 5 rodzajów pasożytów. Mogą one powodować wiele przykrych dolegliwości, obciążać organizm toksynami i upośledzać system odpornościowy”.

Halo, Pediatrzy, słyszycie to? 95 proc. Waszych pacjentów jest zarobaczonych! Jeśli zestresowani rodzice próbują czasem wydobyć od Was informację, skąd u ich pociech choroba lokomocyjna albo podkrążone oczy, podsuwam tę interpretację objawów. Co prawda żaden z nich nie ma związku z przewodem pokarmowym, gdzie pasożyty – takie jak owsiki, lamblie czy tasiemce – miałyby prawo dawać o sobie znać bólami brzucha, biegunkami, wzdęciami czy niewyjaśnioną utratą wagi, ale jakie to ma ostatecznie znaczenie? Diagnozę permanentnego, masowego zarobaczenia stawiają wszak specjaliści lepsi od Was. Dr Google jest tylko przekaźnikiem ich wiedzy i skrupulatnej analizy danych. Odrobaczyć powinniśmy się natychmiast wszyscy! W tzw. medycynie naturalnej różne panują mody, ale największe wzięcie mają te metody, w przypadku których pacjent ma wrażenie, że leczony jest kompleksowo. Jak już wiemy, bliżej nieokreślone robaki mają na ludzki organizm wpływ wieloraki, więc kuracja odrobaczająca jest przykładem medycyny na wskroś holistycznej, nie od dziś wielce pożądanej i pożytecznej. W dodatku chory otrzymuje nie tylko diagnozę wyjaśniającą powody swoich rozlicznych problemów, lecz spory zestaw medykamentów w najrozmaitszej postaci, które – posłusznie zażywane – mają mu przynieść ulgę. Dlatego przykładanie rąk przez bioenergoterapeutów na nikim nie robi już wrażenia. Świecowanie uszu również przestało być w modzie. Namagnesowana woda lub leki homeopatyczne? Dobre dla starych pierników, którzy wierzą w te cuda i mają czas, by kurować się miesiącami. Na robaki przewidziane jest zupełnie inne remedium! Przykładowo antybiotyki. Albo restrykcyjna dieta. Wreszcie preparaty stricte przeciwpasożytnicze, które – jeśli dokładnie przeczytać dołączone do nich ulotki – nadają się przede wszystkim do odrobaczania domowych zwierząt.

Nie, to jeszcze nie są przykłady terapii, które budzą w nas obrzydzenie. Fragment dla czytelników o mocniejszych nerwach zapowiadam teraz. Znaleziony, rzecz jasna w Internecie, na stronie jednej z warszawskich specjalistek odrobaczania, przepis na kąpiel przeciwpasożytniczą (ponoć bardzo pomocną u dzieci) brzmi tak:

„Aby przeprowadzić kurację, zmieszaj po 50 g ziela tymianku, kłącza tataraku, korzenia omanu, po 25 g liści mięty i orzecha oraz po 20 g koszyczków rumianku, liści bobrka, ziela piołunu i tysiącznika lub goryczki żółtej. Zaparz mieszankę w 3 l wrzątku, pozostaw do naciągnięcia pod przykryciem na około 1 godz. Przecedź i wlej do wanny. Dolej ciepłej wody i zaproś do kąpieli dziecko. Dobrze, aby potomek był jak najbardziej zanurzony w naparze ziołowym przez 10–30 min. W oddzielnej miseczce przygotuj miód (może być sztuczny) i mąkę pszenną. Smaruj całe ciało dziecka mieszaniną miodu i pszenicy, i spłukuj ziołami. Po kilku minutach powinny zacząć pojawiać się w porach skóry drobne pasożyty lub toksyny. Wówczas ścieraj je, ściągaj łyżką lub tępym nożem. Rób to, dopóki będą wychodzić. W tym czasie dolewaj ciepłej wody do wanny, by kąpiel nie wystygła. Po zakończonym zabiegu umyj dziecko, podaj mu do picia herbatkę ziołową z mięty, pokrzywy lub skrzypu. Powtarzaj kąpiel 1–2 razy w tygodniu aż do całkowitego wyeliminowania toksyn lub pasożytów”.

Autorka tej receptury to nie byle kto. Nie zareklamuję jej nazwiska, ale jest naturopathic doctorem CCN (dyplomowaną naturoterapeutką), dietetykiem holistycznym, terapeutką medycyny chińskiej oraz masażu chińskiego Tuina.

Przyznacie, że spłukiwanie dziecka ziołami i ściąganie ze skóry nożem (dobrze, że tępym!) wychodzących pasożytów (glist, tasiemców, owsików?) jest jak scena z najczarniejszego horroru. Kiedyś na trzy zdrowaśki włożono by dzieciaka do pieca, dziś musi przeżywać męki w wannie wysmarowane miodem. Nie ma bowiem żadnych udokumentowanych dowodów, że zioła przepędzą z organizmu robaki, zwłaszcza zaaplikowane na skórę. A ta herbatka z naparu mięty i pokrzywy, podana na koniec zabiegu, nie osłodzi mu udręki zafundowanej przez skołowanych rodziców.

Bo kto tu bardziej winny: dorośli, których konwencjonalna medycyna zawodzi, czy apostołowie niekonwencjonalnych metod wyimaginowanego odrobaczania? W dodatku, w odróżnieniu od leczenia nowotworów (np. hipertermią) czy stosowania kroplówek witaminowych, walkę z pasożytami promują i prowadzą w swoich prywatnych gabinetach niewykształceni lekarze, więc trudno ich pociągnąć do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Naturopatia to rzemiosło, więc można kuć żelazo póki gorące, zdobywać pacjentów przez Internet i włos głowy nikomu za to nie spadnie. Niewielkie jest ryzyko, że zawiedziony pacjent odda sprawę do prokuratury, zresztą ona zapewne i tak umorzyłaby sprawę, używając klasycznego wytrychu: stwierdzony incydent polewania w wannie ziołami z miodem ma znikomą szkodliwość społeczną. I to nie przypadek, że ludzie częściej składają w sądach cywilnych pozwy na lekarzy niż znachorów.

Warto też zwrócić uwagę na to, z czego pewnie niewielu lekarzy praktyków zdaje sobie sprawę, jak wielkie poważanie ma w polskim społeczeństwie wiedza o parazytologii, którą – przyznajmy to szczerze – w pierwszych latach studiów traktowaliśmy po macoszemu. Może trzeba było bardziej nadstawiać uszu i zdawać kolokwia na piątki, by teraz nie być zdziwionym, że inni wykrywają robaczyce na oko. W medycynie zawsze jest miejsce zarówno dla intuicji, jak i dla empirii. Problem w tym, że odrobaczaniem zajmują się w Polsce magowie, którym ich metody diagnostyczne i terapie uchodzą bezkarnie, choć dla części złapanych w ich sidła pacjentów mogą być szkodliwe.

Ciąg skojarzeń: pokarm – pasożyt – choroba, dużo szybciej trafia do przekonania laika niż teorie medycyny naukowej, sytuujące przyczynę jego dolegliwości np. w zmienionym układzie odporności i autoagresji. Trudno zrozumieć, dlaczego organizm atakuje własne ciało, robaka w roli agresora łatwiej osadzić w wyobraźni. Pseudoeksperci od wypędzania z ciała tasiemców, glist i najrozmaitszych przywr okazują pacjentowi większe zainteresowanie, a to pozwala chorym uwierzyć, że ktoś rzeczywiście chce im pomóc, więc szacunek jest wzajemny. Uruchamiają się niespecyficzne czynniki, w farmakoterapii określane nazwą placebo. Często sprowadzane do sugestii i niesłusznie lekceważone. Ale, jak niegdyś powiadał prof. Jerzy Aleksandrowicz, kierownik Katedry Psychoterapii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego, tym, co działa w przypadku placebo, jest w rzeczywistości nie lek ani przyrząd, lecz posługujący się nim człowiek. Nawet ten, który wzniośle nazywa się dyplomowanym naturoterapeutą, bo granica między mistyfikacją a autorytetem stała się w medycynie płynna. Taka wyrozumiałość zapewnia rozmaitym uzdrowicielom niemal całkowitą bezkarność. Bez skrupułów mogą więc wyciągać ludziom ze skóry i jelit robaki, a przy okazji z ich kieszeni potężną kasę.

* Autor jest publicystą „Polityki”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum