22 marca 2024

Dzieci przedmiotem niebezpiecznych eksperymentów społecznych

Dzieci są ważne. Dzieci są przyszłością narodu. Wszystkie dzieci są nasze. Istnieje niemal powszechna zgoda co do tego, że dzieciom i młodzieży należy się szczególna troska, także w zakresie zdrowia.

 

Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej gwarantuje dzieciom szczególne prawo do ochrony zdrowia, obok trzech innych grup społecznych: niepełnosprawnych, kobiet w ciąży i osób w podeszłym wieku. W praktyce jednak bywa dokładnie odwrotnie. Małoletni są przedmiotem nie tyle ochrony, co najbardziej intensywnych eksperymentów społecznych. Ograniczona świadomość własnych praw, zależność od kompetencji opiekunów w połączeniu z cichą kapitulacją państwa w zakresie ochrony praw dziecka – wszystko to sprawia, że zdrowie najmłodszych spychane jest na dalszy plan w dyskusjach i działaniach naprawczych w zakresie promocji zdrowia, profilaktyki, a także opieki medycznej.

 

autor: MARIA LIBURA, ekspertka Zespołu ds. Studiów Strategicznych OIL w Warszawie

Dramatycznym przykładem lekceważenia sytuacji młodego pokolenia jest problem psychiatrii dziecięcej. Dekady bicia na alarm na niewiele się zdały. Reformę rozpoczęto na serio w roku 2020, gdy dokonał się już trudno odwracalny proces odpływu specjalistów do sektora komercyjnego. Słaba dostępność psychologów i psychiatrów, nawet w przypadku poważnego kryzysu psychicznego, to dziś olbrzymia bolączka systemu. Także w sektorze komercyjnym czeka się dziś na wizytę, a koszty pełnopłatnej terapii są niebotyczne. Zaburzenia psychiczne w systemie ochrony zdrowia przez lata traktowano po macoszemu, spychając je na margines. Przegrywały więc walkę o krótką kołdrę z innymi dziedzinami, które skuteczniej potrafiły nagłośnić swoje potrzeby. Nie bez znaczenia była tu stygmatyzacja zaburzeń psychicznych. Statystyki depresji, zaburzeń lękowych i prób samobójczych wśród młodych traktowano bardziej jak chwilową sensację niż niepokojący, globalny trend, któremu trzeba aktywnie przeciwdziałać.

 

Podobnie spóźniona okazała się reakcja władz publicznych na szerzące się ruchy antymedyczne. Potrzeba było pandemii COVID-19, by dostrzec zagrożenie ze strony ruchów antyszczepionkowych, profesjonalnie siejących dezinformację o najskuteczniejszej metodzie zapobiegania chorobom zakaźnym. Niezaszczepione, mimo darmowych programów i kalendarza szczepień, dzieci składają ofiarę ze zdrowia. Udowadniają w ten sposób siłę perswazji szarlatanów, lansujących się na przedstawicieli „medycyny naturalnej”, i słabość instytucji publicznych, które nie potrafią się komunikować z ich rodzicami ani egzekwować dziecięcego prawa do zdrowia.

 

Bez mediów nagłaśniających fenomen pseudoterapii trudno było wzbudzić zainteresowanie właściwych organów zjawiskiem porzucania skutecznego leczenia, m.in. onkologicznego, pod wpływem kwestionujących oparte na badaniach klinicznych terapie, by zachęcić do korzystania z ich, rzekomo cudownie skutecznych i dlatego „znienawidzonych przez lekarzy”, metod uzdrowicielskich.

 

Jeszcze tragiczniej prezentuje się obszar społecznych i komercyjnych determinantów zdrowia. Czynniki społeczne należą do ważniejszych bodźców oddziałujących na zdrowie fizyczne i psychiczne. Wpływają na rozwój i funkcjonowanie człowieka nie tylko w dzieciństwie, ale przez całe życie. W sprzężeniu zwrotnym problemy zdrowotne dzieci mogą mieć konsekwencje społeczne, które mają dalsze skutki zdrowotne.

 

Pediatrzy, inni specjaliści zajmujący się zdrowiem dzieci, nauczyciele i psychologowie, a zwłaszcza rodzice i inni członkowie rodziny regularnie mierzyć się muszą z uwarunkowaniami społecznymi, które oddziałują na zdrowie dziecka. Wiele z nich, np. klasa społeczna czy ubóstwo, jest dobrze znanych i zbadanych. Inne, m.in. technologie cyfrowe (komputery, tablety i smartfony), a także media społecznościowe, które wywierają silny wpływ na postawy i zachowania dzieci, dopiero od niedawna przykuwają uwagę badaczy i polityków. To paradoks, że tak chronione w badaniach klinicznych dzieci stały się, chcąc nie chcąc, przedmiotem eksperymentów społecznych na masową skalę.

 

Nie ma chyba obszaru, który tak wyraźnie jak pediatria pokazywałby współczesne wyzwania dotyczące opieki medycznej, a szerzej – utrzymania zdrowia ludności. Dzieci, dzięki plastyczności wieku rozwojowego, adaptując się do nowych technologii, „odkryły” realną skalę uzależnienia cyfrowego, przemocy i samotności w sieci. Wcześniej to na nich przećwiczono zgubne skutki polityki żywnościowej, opartej na marketingu producentów wciskających w wielopakach kaloryczne produkty nieświadomym konsumentom. Przykute od najmłodszych lat do szkolnych ławek, wadami postawy uzmysłowiły nam skutki wielogodzinnego bezruchu. W drodze naturalnego eksperymentu wykazały, że długich godzin spędzonych na siedząco (przed szkołą, po lekcjach, czeka na nie rodzic w samochodzie, a w domu – telefon i komputer) nie da się zrównoważyć okazjonalnym treningiem jakiegoś modnego i prestiżowego sportu. Nawet tenisa! Uboższe, z zaawansowaną próchnicą, zaświadczyły o tym, jak kiepsko i niesprawiedliwie komercyjny rynek zdrowia alokuje zasoby.

 

Dzieci to pierwsze ofiary dziwacznych wojen kulturowych. W XXI w. każda szkoła podstawowa i przedszkole, także te z czesnym wynoszącym „milion monet”, to front walki z wszawicą, a często i owsicą, bo nasze państwo nie potrafi znaleźć sposobu, by skłonić rodziców do kooperacji w zakresie okresowej kontroli czystości głowy. Woli wzruszyć ramionami, tłumacząc powszechną obecność pasożytów w placówkach oświaty swobodą wychowania dziecka. Dzięki temu wszy chronione są w naszym kraju chyba bardziej niż uczucia religijne. Jest to jednak wolność pozorna. Jeśli rodzic nie współpracuje i odmawia podpisania wymaganej zgody, szkoły w desperacji potrafią zawiadomić… pomoc społeczną o podejrzeniu niewydolności wychowawczej rodziny. W taki oto sposób brak kultury dialogu wśród dorosłych doprowadza do wytoczenia przeciwko wszom nawet nie dział, ale wręcz broni atomowej w postaci nadzoru urzędniczego nad rodziną. Walka z gnidami staje się niepostrzeżenie walką z ludźmi, o papier i podpis sankcjonujący prawo do kontroli, w którym swędząca dziecięca główka okazuje się kartą przetargową.

 

Wolnością tłumaczy się także zapychanie dzieci śmieciowym jedzeniem, bo to politycznie prostsze, niż wzięcie w karby koncernów stawiających na wysokoprzetworzone wypełniacze żołądka. Rosnące wskaźniki nadwagi i otyłości wśród dzieci spotykają się z boomerskim utyskiwaniem raczej na nadopiekuńcze matki niż na strategię promocji łatwiejszych logistycznie produktów o podejrzanie długim okresie trwałości. Spory o reformę edukacji dotyczą zawartości listy lektur, bo przecież dyskusja nad zmianą formuły lekcji wychowania fizycznego na bardziej atrakcyjną i praktyczną „nie będzie się klikać”. Jeśli jednak chcemy poprawić zdrowie dzieci i młodzieży, musimy przeorać świadomość i zmienić postawy dorosłych, bo to oni dyktują młodym wymagania i narzucają wzorce coraz bardziej kiepskiej jakości.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum