27 marca 2023

Sprawdzam: Lekarze drenują system?

Rząd i posłowie powinni zrobić porządek z izbami lekarskimi i – najlepiej – z lekarzami. Izby blokują napływ garnących się do pracy w polskim systemie medyków zza wschodniej granicy, a lekarze windują stawki godzinowe. W niektórych szpitalach „życzą sobie” za godzinę 700 zł.

autor: MAŁGORZTA SOLECKA

Prima aprilis? Skądże znowu, zaledwie fragment dyskusji z marcowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Szpitali Powiatowych. Przedstawiciele placówek, borykających się z realnym problemem braku dostatecznego finansowania wydatków będących skutkiem ustawy o wynagrodzeniach minimalnych pracowników ochrony zdrowia, coraz bardziej desperacko próbują wskazywać współodpowiedzialnych. Nikt nie ukrywa, że odpowiedzialność za opłakany stan szpitalnych budżetów spoczywa głównie na Ministerstwie Zdrowia i Narodowym Funduszu Zdrowia. Lekarze wydają się być idealnym chłopcem do bicia, zresztą od miesięcy są przez polityków opcji rządzącej ustawiani w tej roli. Nikt inny tylko prezes Jarosław Kaczyński mówił już kilka miesięcy temu o „wcale nie jakichś wybitnych” lekarzach, których zarobki sięgają 70–120 tys. zł. Oczywiście, miesięcznie.

Stawka 700 zł za godzinę pracy robi wrażenie? Rzecz jasna, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że (według danych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, zaprezentowanych niemal w tym samym czasie, gdy w Sejmie rozprawiano nad pazernością tych, którzy wykształcili się za publiczne pieniądze, więc teraz powinni coś zrobić dla społeczeństwa) średnia stawka godzinowa w sektorze publicznym wyniosła w 2022 r. niespełna 180 zł za godzinę, a w wielu województwach nawet mniej niż 150 zł. Problem polega na tym, że stawki rzędu 500–700 zł (a nawet więcej) za godzinę… nie są za godzinę. Dyrektorzy szpitali tłumaczą, że to udział wybitnych, a w każdym razie deficytowych, specjalistów w procedurach rozliczanych odrębnie z NFZ. Stawki, w przeliczeniu na godzinę, wydają się oszałamiająco wysokie, ale to nie oddaje prawdziwego stanu rzeczy, bo na tych procedurach szpitale i tak wychodzą na swoje.

Inny wątek podniesiony podczas posiedzenia: lekarz na „dyżurze weekendowym” potrafi zarobić więcej, niż pielęgniarka przez cały miesiąc. Ale do tego, by zarobić „więcej” (przyjmując za punkt wyjścia wynagrodzenie zasadnicze największej grupy pielęgniarek i położnych, czyli 5,4 tys. zł), wcale nie musi, zakładając że dyżur weekendowy oznacza 48 godzin spędzonych w szpitalu (zwłaszcza w szpitalach powiatowych ciągle takie dyżury się zdarzają), zarabiać kokosów. Wystarczy 115 zł za godzinę. Jeśli o czymś to świadczy, to raczej o poziomie zarobków pielęgniarek. I, ewentualnie, o skali niedoborów lekarzy w lecznictwie szpitalnym. Na pewno nie o „pazerności” medyków.

Nie zabrakło też głosów, że w rozwiązaniu problemu pomogłoby ustalenie maksymalnych, a na pewno regulowanych stawek za pracę, wzorem zawodów prawniczych, w których częściowo stawki są regulowane przez resort sprawiedliwości. Albo wręcz, że ustawa o wynagrodzeniach minimalnych powinna ewoluować w kierunku określenia również stawek maksymalnych. Politycy nie mówią „nie”, ale też wyraźnie dają do zrozumienia, że w tej kadencji decyzje nie zapadną.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum