30 kwietnia 2021

Winny czy niewinny?

Magdalena Flaga-Łuczkiewicz

 

Może niektórych to zdziwi, ale istnieją podręczniki o leczeniu lekarzy, napisane dla specjalistów zdrowia psychicznego. Ba, są eksperci psychiatrzy, którzy większość swojego zawodowego życia poświęcili leczeniu kolegów po fachu oraz badaniom z tego obszaru.

Jeden ze wspomnianych podręczników – amerykański „The Physician as Patient. A Clinical Handbook for Mental Health Professionals” Michaela Myersa i Glena Gabbarda – zajmuje u mnie honorowe miejsce na półce „książki pod ręką, do zaglądania raz po raz”. W pierwszej części publikacji Myers i Gabbard opisują klimat panujący w medycznym środowisku oraz podstawowe psychologiczne cechy większości ludzi, którzy zostają lekarzami. Okazuje się, że niektóre właściwości psychiki lekarzy są pożądane w leczeniu pacjentów, niekoniecznie jednak dobre dla lekarzy, czynią ich bowiem mniej odpornymi na stres i bardziej podatnymi na zranienie. Mimo różnic kulturowych opisy amerykańskich psychiatrów są zaskakująco trafne także w polskich realiach.

Typowy lekarz według Myersa i Gabbarda to człowiek z perfekcjonistycznymi zapędami, uparty, mający trudności z delegowaniem zadań, skłonny do brania na siebie nadmiernej odpowiedzialności, a co za tym idzie często obwiniający siebie o rzeczy, które nie zależą od niego. Zle znosi niepewność, brak kontroli i bezradność, może „przeżuwać” wydarzenia i podjęte decyzje, analizować, doszukiwać się własnych błędów i niedociągnięć. Dużo czasu, a jeszcze więcej energii psychicznej, poświęca pracy, zaniedbując życie prywatne i swoje zdrowie. Bardzo trudno mu przyznać się nawet przed samym sobą do błędów lub do tego, co uważa za słabość, np. do depresji czy uzależnienia.

Z jednej strony cechy perfekcjonistyczne i kompulsywne (przesadne poczucie odpowiedzialności, uporczywe analizowanie i upewnianie się, samoobwinianie) czynią lekarza pilniejszym, skrupulatniejszym w diagnostyce i leczeniu, z drugiej jednak sprawiają, że jest bardziej podatny na chroniczny lęk, niepewność, napięcie, bezsenność i choroby psychosomatyczne. „Im bardziej kompulsywny lekarz, tym lepiej dla jego pacjentów, ale gorzej dla niego samego” – twierdzą autorzy podręcznika.

A nasz typowy lekarz na dodatek żyje i pracuje w rzeczywistości, gdzie słowa „winny” i „ukarany” rozbrzmiewają ze wszystkich stron, gdzie nagłówki w mediach krzyczą o karygodnych błędach i domagają się natychmiastowego pociągnięcia do odpowiedzialności, gdzie w przypadku niepożądanych zdarzeń pierwszą reakcją jest często obwinienie i ukaranie kogoś, kto akurat w tym zdarzeniu uczestniczył, choć źródło popełnionego błędu tkwi zupełnie gdzie indziej. Można wtedy z satysfakcją ogłosić ukaranie winnego i sprawa jest zamknięta. Oczywiście, to działania pozorne, pokazowe – nie rozwiązywać problemów, nawet ich nie rozpatrywać, tylko ciach-ciach! odciąć się. Taka strategia zarządzania konserwuje błędy systemowe, sprzyja tuszowaniu i ukrywaniu tego, co trudne i niewygodne, zapobiega zmianom na lepsze, no i podkręca nasze lekarskie poczucie lęku, niepewności, obwinianie się.

Ten numer „Pulsu” jest poświęcony podejściu do systemu no-fault, którego jestem gorącą orędowniczką, ponieważ bardzo ściśle wiąże się z moją działalnością zawodową – jako pełnomocnika ds. zdrowia lekarzy i jako psychiatry leczącej lekarzy. Jak filozofia no-fault może poprawić lekarskie zdrowie psychiczne?

Dr N. pracował w szpitalu w P. jako anestezjolog. Od dawna były podejrzenia, że nadużywa tego i owego, po jego dyżurach nie można było się doliczyć narkotyków. Był jednak doświadczonym specjalistą, na dyżurach nie zachowywał się dziwnie, więc wszyscy przymykali oko. Jego problemy, jego sprawa, nie będą szkodzić koledze.

Domyślacie się, co będzie dalej?

Pewnej nocy dr N. popełnia błąd, myli podstawowe leki, dawki, zapomina o czymś oczywistym, bo nie jest w stanie się skupić, bo jest półprzytomny, zbyt zmęczony albo zbyt pobudzony. Pacjenta udaje się uratować, ale N. traci pracę natychmiast, a przełożony grozi mu, że powie wszystkim, że jest ćpunem i nigdzie już go nie zatrudnią. N. zostaje sam z frustracją i ogromnym poczuciem winy. Znajduje pracę w innym miejscu, wkrótce i tam zaczynają się braki narkotyków. Otoczenie znów przymyka oko, do czasu. Historia się powtarza. N. zostaje zwolniony z pracy, ale tym razem wisi nad nim sprawa w sądzie. N. wciąż bierze, a jego życie osobiste i zawodowe powoli się rozpada…

Ta historia wydarzyła się naprawdę – nie raz, nie dwa, lecz wiele razy. I dzieje się pewnie także teraz, gdzieś obok nas. Jak się skończy? Czy jest ratunek dla dr. N.? Alternatywne zakończenie?

Dr N. siedzi w gabinecie przełożonego i zastanawia się, jaką ważną sprawę będą omawiać. Chodzi o ostatni dyżur? Przecież nic się nie stało, pacjent żyje. Szef patrzy na niego bez słowa, ale nie wygląda na wściekłego, raczej na… zatroskanego. – Wiemy, że ma pan problem, martwimy się – mówi. – Jest pan świetnym specjalistą, ale nie może pan pracować w takim stanie. Potrzebuje pan pomocy. Proszę zadbać o siebie i potem do nas wrócić. N. słucha zdumiony. Szef wie o tej historii z dawką i jak gdyby nigdy nic mówi „jest pan świetnym specjalistą”? Co o tym myśleć? Przełożony patrzy na niego życzliwie. – Powinienem był zareagować już dawno – ciągnie. – Zorganizować pomoc dla pana. Zastanówmy się teraz wspólnie, co możemy zrobić, żeby jak najszybciej trafił pan pod opiekę specjalisty. N. nie odpowiada, bo czuje, że głos uwiązłby mu w gardle.

Dwie alternatywne reakcje w obliczu błędu: natychmiastowe odcięcie się od odpowiedzialności i ukaranie albo nieoceniające przyjęcie problemu do wiadomości i szukanie najlepszego rozwiązania, by uniknąć błędów w przyszłości.

Radź sobie sam, nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego! Albo: Widzimy Twój problem, chcemy pomóc, i choć nie możemy pozwolić, byś w takim stanie pracował, nie przekreślamy cię i chcemy, byś wrócił do nas, gdy trafisz pod specjalistyczną opiekę i poczujesz się lepiej.

Jeśli macie w swoim otoczeniu kolegów czy koleżanki, u których podejrzewacie problem uzależnienia, jeśli jesteście przełożonym takiego lekarza i potrzebujecie poradzić się, co w takiej sytuacji zrobić, by nie zaszkodzić, lecz realnie pomóc, zapraszam do kontaktu: pelnomocnikzdrowia@oilwaw.pl lub 660 672 133 (jeśli nie odbiorę, proszę o SMS – oddzwonię). Poszukamy razem dobrego rozwiązania, bo zawsze jakieś istnieje.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum