27 lutego 2015

Godność ludzka

>Janina Jankowska

Dopiero zaczął się 2015 r., a już tyle się dzieje. I na świecie, i w naszej ojczyźnie. Ledwo zakończył się rozbuchany przez ministra Arłukowicza konflikt z lekarzami z Porozumienia Zielonogórskiego, a zaraz po podsumowaniu 100 dni nowego rządu, dokonanym przez premier Ewę Kopacz, zaczął się nowy konflikt społeczny – z górnikami. Konflikty interesów są naturalnym zjawiskiem w każdej demokracji. Rzecz polega na metodzie ich rozwiązywania, tj. na umiejętności prowadzenia negocjacji w taki sposób, by strony się porozumiały i zrozumiały, czyli bez ściemy. Po każdym rzetelnie rozładowanym konflikcie ten fragment rzeczywistości, którego dotyczył, ma szanse zostać naprawiony. Konflikt może przynieść dobre owoce, jeśli strony, podpisując porozumienie, spotkały się, choćby na wąskim terenie pod nazwą „wspólne dobro”.
Niestety, tej umiejętności komunikowania się ze społeczeństwem nie posiadają nasi rządzący. Właściwie od rozmów w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1981 r. nie pamiętam, by słowo „negocjacje” było traktowane przez władzę poważnie. W ogóle słowa odrywają się od znaczeń. Na przykład konsultacje społeczne, zagwarantowane prawem, prowadzi się z zainteresowanymi, gdy już klamka w danej sprawie zapadła. Jaki to ma sens? Oprócz spadku zaufania do władzy rodzi się niezadowolenie, a z czasem napięcie, którego konsekwencji nikt nie jest w stanie przewidzieć.
W świecie nie dzieje się lepiej. Nie widać końca konfliktów w takich zapalnych miejscach, jak Ukraina, Syria, Palestyna. Do tego dochodzi coś, czego nie możemy pojąć – Państwo Islamskie. Tam każdego dnia giną z powodu wyznawania innej religii setki, a może tysiące ludzi. Palone są wioski, ma miejsce planowa eksterminacja chrześcijan, jazydów, szyitów. Filmy z egzekucji umieszczane są w Internecie. Bezimienne ofiary liczone w tysiącach, uciekinierzy ze zbombardowanych domów Syrii czy Ukrainy nie robią już dużego wrażenia na opinii publicznej. 12 zabójstw z rąk terrorystów islamskich w paryskich zamachach poruszyło cały świat. I dobrze, że poruszyło.
Solidarność polityków i narodów to piękna rzecz. Imponujący marsz w Paryżu. Nieprzebrane tłumy, na czele kilkudziesięciu przywódców różnych państw. Nie ma zgody na brutalne morderstwa i zastraszanie. Jednak w szkołach francuskich nie wszyscy uczcili pomordowanych minutą ciszy. Młodzież muzułmańska odmawiała uczestnictwa, czasem ostentacyjnie. Nauczyciele stali bezradni. Tu rodzi się poważny problem. Jeśli oddzielamy akty terrorystyczne od teorii Huntingtona o nieuchronnym zderzeniu cywilizacji, to należałoby tę inną, muzułmańską, starać się zrozumieć.
Szyderstwa z Mahometa są odbieraniem godności jego wyznawcom. Tak oni to czują. Inaczej niż chrześcijanie i Żydzi. Myślę, że młodzież francuska w pierwszym pokoleniu w czasie tej minuty ciszy przeżywała konflikt wartości. To nie są jeszcze dżihadyści. Świat idei wyniesiony z domu rodzinnego kłóci się im z ideami Rewolucji Francuskiej, której walka z Kościołem katolickim została przeniesiona w „Charlie Hebdo” w realia XXI w. i dotyczy już wszystkich religii monoteistycznych, także islamu. Robi to jedno francuskie pismo, do tej pory uznawane za „jadące po bandzie”, kontrowersyjne i lewackie. Teraz stało się symbolem, emblematem najwyższych wartości europejskich. To smutne.
Czy pojawienie się w kilkumilionowym nakładzie „Charlie Hebdo” następnych karykatur Mahometa przeciągnie młodych Francuzów ze środowisk muzułmańskich na stronę europejskich wartości? Śmiem wątpić. Zaogni konflikt, podnieci nacjonalistów i Bóg raczy wiedzieć, do czego jeszcze doprowadzi. Nasza dumna z praw człowieka europejska cywilizacja nie słyszy głosów muzułmanów, takich jak głos egipskiego instytutu Maral-Ifta al-Masrija wydającego religijne edykty i opinie prawników. Jedna z najważniejszych instytucji świata islamu, potępiając zamachy, wzywa rząd francuski do zaprzestania publikacji karykatur Mahometa, bo: „Okładka magazynu to niczym nieusprawiedliwiona prowokacja wobec uczuć 1,5 mld muzułmanów na całym świecie, którzy kochają i szanują Proroka”. „Charlie Hebdo” według autorów petycji „stwarza okazję radykałom obu stron do wymiany aktów przemocy, za które zapłacą tylko niewinni”.
Terrorystów islamskich żywi nasza europejska pycha, która pozwala szydzić, obrażać uczucia innych. Karykatury Mahometa to uderzenie w godność każdego muzułmanina. Większość nie odpowiada strzelaniem, ale to nie znaczy, że oglądając genitalia Mahometa (a takie rysunki były), ten zwykły, pokojowo nastawiony muzułmanin nie czuje się zraniony.
Co robimy w imię naszej wolności słowa? My też jej stawiamy granice. Nie dopuszcza się karykatur szydzących z więźniów Auschwitz. I całe szczęście.
Małe post scriptum. Paryż. Telewizje pokazują obraz kilkudziesięciu przywódców świata idących na czele nieprzebranych tłumów. Jeden z fotoreporterów wspiął się nieco wyżej i… widzimy na wyludnionej ulicy setkę ludzi. Niby zrozumiałe, że dla bezpieczeństwa trzeba głowy państwa oddzielić od tłumów. Tylko że ta fotografia ma znaczenie symboliczne.

Archiwum