11 stycznia 2005

Praktyka przeddyplomowa doktora Broma – Słowo o dr. Zygmuncie Kujawskim

Miał takie bystre oczy, które przy śniadej cerze i czarnych włosach błyszczały, śmiały się do świata. Wydał mi się poważnym, dojrzałym mężczyzną, onieśmielał mnie, smarkatą. Wtedy, w Szpitalu Kolejowym przy sławetnej ulicy Brzeskiej, w 1962 r. miał 46 lat. Zobaczyłam przystojnego pana z profilem dziecka szczęścia, istnego amanta przedwojennych filmów. Kujawski był naszym konsultantem gastrologiem. Lubiłam dni, kiedy przychodził. Robiło się weselej w tej naszej „biednej budzie”, vis-ŕ-vis bazaru. Opowiadał ciekawe anegdoty, był wesoły, pełen życia, dusza towarzystwa. Oto szczęściarz – myślałam. Nie wiedziałam, że doktor Kujawski to bohater straszliwych dni Powstania Warszawskiego, nie zdawałam sobie sprawy, że pije ze mną kawę w szpitalnym kubku najprawdziwszy doktor „Brom” z batalionu „Zośka”, harcmistrz podchorąży. Nie wiem, czy w historii innych narodów był w XX wieku równie wielki zryw ku wolności, w najszerszym tego słowa znaczeniu. Lekarze, robotnicy, poeci, rodzice obok dzieci i wnuków, księża i siostry zakonne, oni wszyscy razem, zgodnie ruszyli ku wolności i nieśmiertelności, z kurzu i ognia.
Kujawski urodził się w 1916 r. Dorastał w atmosferze pozornej beztroski okresu międzywojennego, który jednak uczył młodych ludzi: honor, Bóg i patriotyzm. W domu i w szkole, która mogła wówczas uczyć prawdziwej historii, heroizmu i godnych wartości. Było jeszcze harcerstwo, a tam młody człowiek przechodził najprawdziwszą szkołę życia, aby „pełnić służbę Bogu i Polsce, nieść chętnie pomoc bliźnim i być posłusznym prawu harcerskiemu”. Znam tę przysięgę, zdążyłam ją jeszcze złożyć, zanim „zamknięto usta” harcerzom w 1948 r.
Po ukończeniu szkoły średniej wybrał studia medyczne na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Studia przerwała wojna, przyszedł czas podziemnej podchorążówki i Armii Krajowej. Już latem 1943 r., w okresie reorganizacji największego oddziału dyspozycyjnego Kedywu KG AK – Grup Szturmowych, otrzymały one własnego lekarza, który poza opieką nad żołnierzami miał w przyszłości pokierować szkoleniem oddziałowych komórek sanitarnych.
Lekarzem tworzonego batalionu „Zośka” został student medycyny, phm. pchor. Zygmunt Kujawski, który obrał sobie pseudonim „Brom”. Pierwszą akcją bojową, w której brał udział, były „Sieczychy”. Tak nazwano bitwę koło miejscowości Sieczychy, kiedy poległ Tadeusz Zawadzki – „Zośka”. Był on pierwszym rannym Kujawskiego i to jego imię nadano legendarnemu batalionowi. Potem doszli jeszcze inni lekarze, na czele całej komórki sanitarnej Kedywu stanął dr Cyprian Sadowski, ps. „Skiba”. Tę komórkę sanitarną nazwano „Rola”. Wspomagali jej działania liczni lekarze zaprzysiężeni, wśród nich najwięksi luminarze medycyny: Witold Rudowski, Walenty Hartwig, Leon Manteuffel czy twórca najlepszego okresu kolejowej służby zdrowia Marian Pertkiewicz. Ten ostatni z heroizmem ratował po wojnie kolegów akowców przed ubecją z Rakowieckiej. Chronił kolegów lekarzy, którzy wracali od Andersa czy z tułaczki po Powstaniu Warszawskim. Zygmunt Kujawski przeżył ofiarny powstańczy stos. Otrzymał Krzyż Virtuti Militari i trzy razy Krzyż Walecznych. Jednak to „szkło bolesne, obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi”, jak pisał Krzysztof Kamil Baczyński, pozostało w nim na całe życie. Gdy się ma dwadzieścia kilka lat, entuzjazm i zapał płoną jak sucha żagiew, ale gdy dzień za dniem, za każdym zwałem ruin, w każdej piwnicy szaleje śmierć, płaczą dzieci, gdy giną przyjaciele, trudno zatrzeć te obrazy, jeść, pić, kochać, a przede wszystkim spać czy pracować. Jeszcze gorzej, gdy nie wolno o tym z nikim rozmawiać, a trzeba tylko znosić obelgi pod adresem bohaterów.
Zygmunt Kujawski przybrał postawę kawalarza. Pamiętam podróż do Krynicy na zjazd: elegancka ministerialna salonka, grupa poważnych lekarzy, trójka nas młodych i niekończące się anegdoty „wesołka” Kujawskiego. Wczoraj walczył, dziś postanowił uśmiechać się do ludzi, którym nawet nie mógł się zwierzyć. Miał rodzinę, spokój domu i stamtąd czerpał nadzieję. Cenił kontakty z przyjaciółmi, szczególnie z tymi z powstańczych dni. Do końca był przy Kujawskim Stanisław Sieradzki, któremu „Brom” uratował życie. Byli sobie oddani, mieli wspólną tajemnicę i heroiczną młodość. Zygmunt pamiętał wszystkich, ich obecność dawała mu pewność, że obronią rację, opowiedzą prawdę, zwłaszcza tym współczesnym Polakom, dla których historia i patriotyzm są pustosłowiem. Dobrze, że są wśród nas tacy wspaniali ludzie, jak Anna Jakubowska, Tytus Karlikowski, Witold Trojan czy wspomniany Stanisław Sieradzki.
Zygmunt Kujawski doczekał 1989 roku. Zobaczył, że ta walka w 1944 nie poszła na marne, że na miejscu tamtych barykad powstała Polska, wreszcie prawdziwa, bo wolna. Żałował, że nie ma już sił, aby pomóc Jej wzlecieć wyżej, wśród trudnych demokratycznych poczynań. W 1996 r. spoczął wśród swoich z „Zośki”. Tam zawsze spieszę z kwiatami, światłem i pamięcią, a dziś także z wierszem:

W czterdziestym czwartym
Doktorowi „Bromowi”

Sierpniowe noce
gęste od miłości.
W czterdziestym czwartym
było umieranie.

Sierpniowe noce
są do całowania.

Sierpniowe noce
są weselem tańca.

Wtedy w Warszawie
śmierć tańczyła z ogniem.

Jolanta ZARĘBA-WRONKOWSKA

Archiwum