22 lutego 2013

Na marginesie

W środowisku dziennikarskim o ministrze zdrowia Bartoszu Arłukowiczu mówi się, że choć jest już rok ministrem, to nic nie zrobił. Miał już kilka kryzysowych sytuacji, w których najczęściej znikał, a kiedy się pojawiał, zapowiadał, że: „Coś zmieni, wdroży, przeanalizuje, wymyśli” – zawsze w czasie przyszłym.
Karierę ministra rozpoczął w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, jako sekretarz stanu w stworzonym specjalnie dla niego Urzędzie ds. Wykluczonych. Urząd po sześciu miesiącach zlikwidowano, a podatnik zapłacił za działalność Arłukowicza 300 tys. zł. Już wtedy przyszły minister zdrowia zasłynął z niezrealizowanych pomysłów.
W maju 2011 r., na konferencji prasowej w KPRM, reklamował się słowami: – Mój budżet to milion… pomysłów. W licznych wywiadach, których na prawo i lewo udzielał, obiecywał m.in. aktywizację osób starszych przez wprowadzenie czwartków seniora, polegających na tym, że w jeden czwartek miesiąca seniorzy za złotówkę mieli pójść do teatru, muzeum czy innych publicznych instytucji kultury. Obiecywał także uruchomienie programu stypendialnego dla wychowanków opuszczających domy dziecka oraz program staży i praktyk w celu ich zawodowej aktywizacji. Inne obietnice szefa Urzędu ds. Wykluczonych to powrót pielęgniarek do szkół i utworzenie internetowego portalu, na którym niepełnosprawni mieli być informowani, gdzie, do jakiego sklepu, na którą pocztę mogą się dostać na wózku inwalidzkim. Jedną z ostatnich obietnic przed zamknięciem urzędu było stworzenie wolontariatu dla młodych niepełnosprawnych. Oceną działalności ministra były tytuły w mediach: „Trzysta tysięcy złotych za wielką hucpę z Arłukowiczem”, „Urząd ds. Wykluczonych po cichu zlikwidowany. Prawdziwy ťklasykŤ”.
Ministrem zdrowia został trochę przez przypadek. Pierwszym kandydatem na ten urząd był Władysław Kosiniak-Kamysz, ale PSL zmienił plany, kiedy wicepremier Waldemar Pawlak nie „dostał” także NFZ. – Przez cztery miesiące przygotowywałem się na ministra pracy i polityki społecznej – przyznał się kiedyś, na początku urzędowania, Bartosz Arłukowicz. Wiedza ministra na temat funkcjonowania systemu ochrony zdrowia jest, jak się okazuje, czysto iluzoryczna, stąd chyba niektóre pomysły i obietnice. Na ostatnim Krajowym Zjeździe Lekarzy, zanim w panice uciekł z sali, w obawie, że komuś z delegatów uda się zadać mu pytanie, powiedział: – W ciągu najbliższych lat rynek ubezpieczeń zdrowotnych będzie konkurencyjny. Na konferencji z premierem Tuskiem, po tzw. drugim exposé, dowiedzieliśmy się o planach podzielenia NFZ na kilka, kilkanaście oddziałów o dużej samodzielności w podejmowaniu decyzji. O żadnej konkurencji już nie ma mowy.
Obiecywał realizację programu swojej poprzedniczki, która pozostawiła kilka gotowych projektów ustaw, w tym jedną napisaną przez RCL o badaniach klinicznych. Organizacja Pracodawcy RP komentuje to słowami: „Minister Ewa Kopacz pozostawiła swojemu następcy pakiet ustaw zdrowotnych, stanowiący dobry punkt wyjścia do kontynuowania reform. Żaden z tych projektów nie zyskał uznania ministra Bartosza Arłukowicza, który w pierwszym roku pełnienia urzędu nie wyszedł poza obietnice”.
15 grudnia 2011 r. powiedział, że ma już gotowy projekt ustawy wprowadzającej centralny wykaz ubezpieczonych! Gdzie on jest? Poza kiepsko działającym, i już po paru tygodniach funkcjonowania mocno krytykowanym, systemem Elektronicznej Weryfikacji Uprawnień Świadczeniobiorców – eWUŚ, wprowadzanym w atmosferze przypominającej czasy propagandy sukcesu, nic, jeżeli chodzi o informatyzację służby zdrowia, się nie dzieje.
Obietnice z końca roku 2011, o tym, że każdy pacjent po nowym roku spokojnie zrealizuje każdą receptę, a leki będą tańsze i bardziej dostępne, zakrawają wręcz na kpinę – w kontekście zaoszczędzonych przez NFZ na lekach refundowanych 650 mln zł (wg IMS Health). Według danych NFZ aż 51 proc. lekarzy nie podpisało umów o wystawianie recept na leki refundowane!
Podobnie jak szumna zapowiedź wprowadzenia takiego rozporządzenia o receptach, które „musi być kompromisem środowisk”. W rozmowie z redaktor Justyną Pochanke w TVN 24 – wyraźny brak znajomości dyrektyw unijnych, kiedy obiecywał zmianę prawa farmaceutycznego, żeby uniemożliwić eksport równoległy leków z Polski do krajów UE. Aż przykro było słuchać. Standaryzacja świadczeń medycznych, zmiany w geriatrii, porody ze znieczuleniem, to obietnice zmuszające do porównania z lotem na pocisku artyleryjskim barona von Münchhausena.
Ostatnio, po finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Jurek Owsiak stwierdził w TVN 24: – Gdybym był złośliwy, to bym poprosił o przypomnienie nazwiska pana ministra. Tak oto wygląda deklarowany w pierwszych dniach urzędowania dialog ministra z instytucjami pozarządowymi. O dialogu ze środowiskami medycznymi („pielęgniarki i położne to mój priorytet w kontaktach”) lepiej nie mówić, bo go po prostu nie ma. Nic to, obiecanki cacanki, a głupiemu radość.

Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum