18 maja 2007

Uważam, że…

Szanowne Koleżanki i Koledzy,
Tym razem rubrykę „uważam, że” udostępniam koledze Ryszardowi Kijakowi, sekretarzowi generalnemu OZZL i członkowi NRL. Myślę, że przykład dyskusji, którą prowadzimy w Internecie, zaciekawi Czytelników.

Andrzej Włodarczyk

Mam taką słabość, że z przyjemnością odpowiadam nawet na najbardziej absurdalne e-maile. Poniżej próbka takiej korespondencji:


Zachciewa wam się 5 tys. na początek, a potem więcej. Do roboty się weźcie, a nie wyłudzania pieniędzy od biednych ludzi. Te wasze wille, samochody i zagraniczne wojaże przecież kosztują. A zatrudnijcie się jako budowlańcy, organizujemy przecież EURO 2012. Wtedy chociaż będzie mniej błędów lekarskich, które popełniają przecież tak wykształceni lekarze, którzy są tacy biedni. Wszystko, co złe, to przecież wina pacjentów. Z niecierpliwością czekam na odpowiedź, chyba że z głodu nie macie siły odpisać.
Maciej M.

Szanowny Panie Maćku,
Dziękuję za to, że podzielił się Pan ze mną swoimi uwagami.
Informuję Pana uprzejmie, że nie walczymy o lepsze zarobki dla tych lekarzy, którzy zarabiają dobrze. Oni mają już swoje pieniądze, wille i samochody. Aczkolwiek to też nie jest jednoznaczne, ponieważ większość z nich spłaca za te dobra – i za prywatne przychodnie, w które zainwestowali mnóstwo pieniędzy, bez gwarancji zwrotu nakładów – wieloletnie, nawet 40-letnie kredyty.
Wyjaśniam też, że wygodny dom (w tym willa) jest potrzebny lekarzowi po to, aby miał gdzie wypocząć i się zrelaksować, by potem w pracy ze skupieniem zajmować się pacjentami. Lekarz, który mieszkałby w kartonie pod mostem, nie byłby w stanie tego zrobić efektywnie. I taki właśnie delikwent popełniłby najwięcej błędów lekarskich, bo nie mógłby porządnie zająć się chorymi, drżąc z zimna i głodu.
Natomiast samochód niezbędny jest lekarzowi do tego, aby mógł on w każdej chwili pojawić się w miejscu pracy i udzielić pomocy potrzebującym. Czy Pan sobie wyobraża, że w razie wypadku masowego, gdy wszyscy lekarze są ściągani z domów (willi), lekarz jadący tramwajem albo rowerem do szpitala, o drugiej w nocy, zdąży na czas? Owszem, można sobie kupić malucha za tysiąc złotych, ale czy Pan zagwarantuje, że taki sprzęt nie zepsuje się w najmniej spodziewanym momencie?
Co do zagranicznych wojaży. Jeśli mi do szpitala wstawią najnowocześniejszą zachodnią aparaturę diagnostyczną albo terapeutyczną, to w jaki sposób mam się nauczyć ją obsługiwać, jeśli nie pojadę do producenta na szkolenie? A kto w Polsce ma mnie wyszkolić, jeśli jest to nowość i nikt się na tym nie zna?
Każe Pan nam wziąć się do roboty. Otóż (może to Pana zaskoczy) – już się wzięliśmy. Pracujemy po 300-400 godz. w miesiącu, podczas gdy zwykły urzędas siedzi za biurkiem tylko 170 godz. miesięcznie i nic go nie zmusi, aby obsłużył Pana w minutę po zakończeniu urzędowania. A my wielokrotnie zostajemy po godzinach, aby przyjąć czekających w kolejce pacjentów. A potem idziemy na całonocny dyżur. A po dyżurze – znów do pracy etatowej. Nieraz są to 32 godziny z rzędu. Bo lekarzy na rynku jest coraz mniej, a ktoś przecież musi leczyć pacjentów.
Walczymy o lepsze zarobki dla tych, którzy to robią za 1,2 tys. albo za 2 tys. miesięcznie. Uważamy, że za taką pracę ta płaca jest poniżająca. Pacjenci cierpią przez zacietrzewienie polityków (i takich przedstawicieli społeczeństwa, którzy reprezentują poglądy podobne do Pańskich), nie zagłębiając się w istotę sprawy.
Życzy Pan sobie, abyśmy przekwalifikowali się na .budowlańców”. Ale których? Ci lepsi już dawno wyjechali na Zachód i nie chcą wracać. A ci gorsi zostali co prawda w Polsce, ale palcem nie chcą ruszyć za 1,5-2 tys. zł. I mimo panującego w kraju, podobno 16-procentowego bezrobocia – firmy inwestujące w ogromne przedsięwzięcia na Dolnym Śląsku nie mają rąk do pracy. To my, za te same pieniądze, które mamy dzisiaj, mamy się przekwalifikować na „budowlańców”, żeby budować infrastrukturę dla EURO 2012? A kto będzie leczył ludzi? A może Pan się przekwalifikuje i da dobry przykład?
Dlaczego ma Pan pretensje do polskich lekarzy, a nie ma Pan pretensji do polskich „budowlańców”, czy w ogóle do polskich pracowników fizycznych? Bo ich odmowa pracy za 1,5-2 tys. zł to de facto też jest strajk. Skoro robotnik nie chce pracować za 1,5-2 tys., to nie przyszło Panu do głowy, dlaczego za takie pieniądze ma chcieć pracować lekarz?
Zresztą nie wiem, co Pan rozumie pod pojęciem „budowlańca”. Bo może to być zwykły robotnik, może być technik, może to być też inżynier budowlany. O jakim „budowlańcu” mówimy?
A może Pan hołduje komunistycznej zasadzie, że klasa robotnicza jest nadal przewodnią siłą narodu, a cała reszta to śmiecie, szkodniki, pasożyty na zdrowym ciele narodu, pachołki imperializmu i kapitalistyczne pijawki?
Chętnie podtrzymam z Panem tak ciekawą korespondencję, o ile zechce Pan odpowiedzieć na moje wątpliwości.

Ryszard KIJAK, sekretarz generalny OZZL, członek NRL

Archiwum