9 stycznia 2017

Literatura i życie Talon na „mydelniczkę”

„Zagrajcież mi, niechaj cofnie się świat”

Artur Dziak

Przez wiele dziesiątków lat posiadanie samochodu przez przeciętnego człowieka w Polsce znajdowało  się jedynie w sferze marzeń z racji obłędnych cen. Wystarczy powiedzieć, że przeciętny lekarz musiałby na nowe auto, jak nazywano okropną socjalistyczną tandetę w rodzaju polskiego fiata, niemieckiego wartburga czy rosyjskiego moskwicza, wydać zarobki z kilku lat pracy. Pytanie tylko, za co by w tym czasie żył, ubierał się i mieszkał? Jedynym rozwiązaniem było uzyskanie tak zwanego przydziału czy talonu na samochód, który w tej sytuacji można było nabyć za dostępną cenę i do tego na raty. Niektórzy, ci mający „chody”, mogli ciągle jeździć nowymi autami, gdyż za pieniądze uzyskane ze sprzedaży na wolnym rynku zużytego grata byli w stanie kupić pojazd nowy i jeszcze parę złotych zachować w kieszeni! Kiedy po „szaleństwach” młodości zużyły się moje stare, bo jeszcze przedwojenne samochody, kupowane z pieniędzy zarobionych na graniu w orkiestrze studenckiej, a mój profesor wyraźnie zapodał: „albo pan będzie ortopedą, albo muzykantem”, skończył się sen o sławie i musiałem zapomnieć o aucie.

Jakkolwiek gołąbki same nie wpadają do gąbki – jak mawiała babcia Rozalia – to przy odrobinie szczęścia fortuna musi się odwrócić. Tak też się stało, gdy w czasie zupełnie przypadkowej rozmowy z jednym z pacjentów usłyszałem pytanie: – A czym pan jeździ, panie doktorze? Odpowiedziałem na odczepnego, że nie jeżdżę niczym i nawet już o tym nie marzę, gdyż nabycie samochodu jest całkowicie poza zasięgiem możliwości młodego lekarza, do tego ożenionego ze studentką! Ku mojemu niekłamanemu zdziwieniu rozmówca doradził mi, bym napisał podanie oraz uzyskał pisemną opinię mego profesora, że „Z racji wykonywanej specjalizacji i konieczności stałej dyspozycji dyżurowej samochód jest niezbędny do prawidłowego wywiązywania się z nałożonych obowiązków”.Następnie – ciągnął pacjent – przyjdzie pan z tym podaniem do mnie. Miałem się zgłosić na pl. Trzech Krzyży, do słynnego PKPG, gdzie ów pacjent był znaczną figurą!

Pewnego dnia, po przygotowaniu podania, ubrałem się w mój najlepszy, czyli ślubny, ciemny garnitur i udałem się na pl. Trzech Krzyży. Wszystko szło jak z płatka dopóty, dopóki nie stanąłem przed obliczem sekretarki mego pacjenta, dystyngowanej damy z przedwojennymi manierami. Wysłuchawszy informacji o celu mojej wizyty, oświadczyła, że towarzysza dyrektora nie ma i na dobrą sprawę nie wiadomo, kiedy z delegacji wróci. Poczułem się głupio, że tak łatwo dałem się wystrychnąć na dudka, poważnie traktując obietnicę pacjenta. Przecież powszechnie znane były, puszczane zresztą przez nas mimo uszu, zapewnienia żegnających się pacjentów: – Jakby coś, to proszę się do mnie zwrócić. Będę zawsze pamiętał o tym, co pan dla mnie zrobił.

Kiedy niespiesznie zbierałem się do wyjścia, moja rozmówczyni spytała znienacka: – Zaraz, zaraz, bo ja mam tu zapisane w kajecie. Czy przypadkiem pan nie jest tym doktorem Dziakiem, który leczył towarzysza dyrektora? Okazało się, że pacjent słowa dotrzymał i mam tylko zdecydować o marce samochodu! – Jaki więc samochód chciałby pan otrzymać z przydziału? – zapytała sekretarka. – Najtańszy, proszę pani – odparłem rezolutnie. – Jest pan pierwszym – ciągnęła rozmówczyni – który tak mówi. Zazwyczaj wszyscy pragną przydziałów na samochody z górnej półki!

Najtańszym samochodem, na który mogłem się wówczas szarpnąć, był niemiecki trabant, popularnie zwany mydelniczką, ponieważ miał karoserię wykonaną z jakiejś „nylonowej tektury”. Kiedy sprowadziłem autko do Anina, by garażować go w odpowiednich warunkach – żeby broń Boże nie stał na deszczu i słocie – matka krytycznie odniosła się do tego pomysłu. – Dziecko – powiedziała – a czyś ty się zastanowił, co czynisz? Przecież w naszym garażu buszują szczury i one mogą twój samochód po prostu zeżreć. A wtedy przyjdzie ci już tylko na charette* się przesiąść!

*Wózek, którym dowożono skazańców pod gilotynę.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum