2 lipca 2021

Natura na receptę

Magdalena Flaga-Łuczkiewicz

W wakacyjnym czasie nie będę opowiadać trudnych historii ani ubolewać, jak bardzo źle jest z naszym zdrowiem psychicznym. Zamiast tego opowiem, dlaczego warto… wyjść z domu.

Na świeżym powietrzu

W World Happiness Report od wielu lat pierwsze miejsca zajmują kraje północy: Norwegia, Finlandia, Szwecja, Islandia, Dania. Co sprawia, że ich mieszkańcy są tacy zadowoleni ze swojego życia? Może robią coś, co i my moglibyśmy robić, by czuć się szczęśliwsi? Przede wszystkim przychodzi do głowy panujący tam ogólny dobrobyt, opieka socjalna państwa, małe rozwarstwienie społeczne. Kiedy jednak zadałam sobie trochę trudu, by wgryźć się w literaturę dotyczącą fenomenu szczęścia ludzi Północy, okazało się, że nie są to społeczeństwa idealne, a państwo socjalne i powszechna równość społeczna mają swoje jasne i ciemne strony.

Jest jednak w codziennym życiu Skandynawów coś uniwersalnego, możliwego do zastosowania w naszej szerokości geograficznej i realiach: ich zwyczaj spędzania czasu na łonie natury. Dla wikińskich przodków relacja z północną naturą i jej kapryśną pogodą była kwestią życia i śmierci. Dziś mieszkańcy Skandynawii czerpią z niej całymi garściami, z korzyścią dla zdrowia fizycznego i psychicznego. Przebywają na dworze od najmłodszych lat, niezależnie od pogody, bo „nie ma złej pogody, są tylko złe ubrania”. Idea friluftsliv (życia na wolnym powietrzu) polega na czerpaniu z kontaktu z naturą, odtwarzaniu naturalnej więzi z przyrodą, utraconej we współczesnym świecie. Norwegowie utrzymują, że w otoczeniu przyrody nie można być w złym nastroju. Podchodzą przy tym do kwestii z nordycką pragmatycznością, bo friluftsliv można realizować wszędzie: na popołudniowej przechadzce w parku po sąsiedzku, spacerze na nartach czy łyżwach z dziećmi, weekendowym wypadzie do pozbawionego wygód domku letniego w lesie, na dłuższym podróżowaniu po kraju czy ambitnych górskich wyprawach wspinaczkowych. Rozkoszowanie się kontaktem z naturą zwykle łączy się z pielęgnowaniem relacji, bo czas spędzany z rodziną i przyjaciółmi – zwyczajnie, a treściwie – to drugi z filarów szczęścia ludzi Północy.

Leśna kąpiel

Zostawiamy teraz szczęśliwą Północ i poszukamy inspiracji prozdrowotnych na Dalekim Wschodzie. W latach 80. XX w. w Japonii powstała idea shinrin-yoku, czyli leśnych kąpieli, które miały za zadanie pomóc w walce z chorobami powiązanymi ze stylem życia. Od kilku lat działają międzynarodowe instytuty zajmujące się kształceniem przewodników kąpieli leśnych, mamy już pierwsze osoby wdrażające tę metodę relaksu w Polsce. Wbrew nazwie podczas leśnej kąpieli uczestnicy nie pływają, nie ma to nic wspólnego z wodą. Za to zanurzają się całym sobą w otaczającym lesie, chłonąc go wszystkimi zmysłami. Badania naukowe potwierdzają korzystny wpływ shinrin-yoku na odporność (przypisywany przede wszystkim fitoncydom), układ krążenia (regulacja ciśnienia i tętna, wpływ na układ renina-angiotensyna-aldosteron), biologiczne wskaźniki stresu (poziom kortyzolu), metabolizm (złagodzenie dolegliwości spowodowanych cukrzycą i otyłością), układ nerwowy (obniżenie aktywności układu współczulnego) oraz na psychikę (zmniejszenie stresu, zmęczenia, depresyjności, lęku, niepokoju i wrogości, a zwiększenie spokoju, zadowolenia, koncentracji uwagi, poczucia zadowolenia i witalności). Kąpiele leśne stosuje się zarówno w profilaktyce, jak i jako metodę wspomagającą leczenie m.in. depresji, PTSD, lęku.

Nie każdy z nas ma pod ręką licencjonowanego przewodnika terapii leśnej, ale i bez niego można skorzystać z jej dobrodziejstw. Wystarczą dwie godziny pobytu w lesie, samotnego lub w małej grupie, bez elektroniki i zbędnych rozmów. Spacerujemy bez konkretnego celu, bez pośpiechu, pozwalamy, by las sączył się w nas wszystkimi zmysłami – wzrokiem, słuchem, węchem, dotykiem. Zatapiamy się w nim…

Podpatrywanie ptaków

Może się zdarzyć, że stan zrelaksowania wyostrzy naszą spostrzegawczość i zaczniemy patrzeć na otaczającą nas przyrodę w zupełnie nowy, świeży sposób. Tu coś zaświergocze, tam zastuka, mignie, podfrunie. Z mozaiki kolorów i słonecznych migotów wyłowimy wzrokiem skrzydlatego mieszkańca lasu, odruchowo zaczniemy go obserwować, podziwiać, szukać w pamięci nazwy gatunku, przeczesywać korony drzew w poszukiwaniu innych osobników. I oto połknęliśmy bakcyla, zaczęliśmy przygodę z obserwacją ptaków.

Terapeutyczny wpływ birdwatchingu (ang. oglądanie ptaków) został dostrzeżony przez specjalistów kilka lat temu. Poza ogólnymi korzyściami płynącymi ze spędzania czasu na łonie natury, obserwacja dziko żyjących ptaków przynosi regulację emocji: zmniejsza emocje negatywne (stres, napięcie, lęk, złość), a wzmacnia pozytywne (radość, poczucie satysfakcji i zadowolenia, spokój, dobry nastrój). Jest to też doskonały trening funkcji poznawczych: koncentracji, uwagi, pamięci. Poszerzanie ornitologicznej wiedzy inspiruje do bardziej świadomych obserwacji, a dostrzeżenie rzadkiego gatunku to satysfakcja i przyjemność aktywizująca nasz ośrodek nagrody. Bardziej zapaleni birdwatcherzy przyznają wręcz, że to uzależniające hobby. Z neurobiologicznego punktu widzenia obserwowanie ptaków jest ciekawym stanem umysłu. „Czy obserwując ptaki, jesteśmy skoncentrowani na konkretnym zadaniu? Tak. Czy jednocześnie, zwłaszcza przebywając w ukryciu, wyczekując na pojawienie się ptaków, spacerując po lesie, łące czy parku, nie jesteśmy tak do końca skoncentrowani na czymś konkretnym? Odpowiedź także brzmi: tak. Obserwacja ptaków może więc być związana z pewnym specyficznym stanem umysłu, równocześnie skoncentrowania na zadaniu i niekoncentrowania na zadaniu. (…) Możemy więc ćwiczyć ten specyficzny stan umysłu, z jednej strony „śnienia na jawie”, jakby kontemplacji, z drugiej zaś – zachowania czujności, koncentracji i skupienia na rzeczywistości zewnętrznej” (P. Tryjanowski, S. Murawiec, „Ornitologia terapeutyczna”).

Miałam okazję, zaproszona przez dr. Sławomira Murawca, uczestniczyć w eksperymentalnym spacerze ornitologicznym, którego uczestnikami byli wyłącznie specjaliści zdrowia psychicznego – psychiatrzy i psycholodzy. Jako fanka spokoju, natury, fotografii i zdobywania wiedzy, miałam poczucie, że mniej więcej wiem, co się wydarzy i jak będę się czuła podczas spaceru. Nie przewidziałam jednak, że wypatrywanie skrzydlatych stworzeń, rozpoznawanie gatunków, obserwacja ich zachowań, czatowanie na jak najlepsze ujęcie może dać aż tak relaksujące zatracenie się, zapomnienie o wszystkim, co codzienne! Na własnej skórze doświadczyłam opisanych przez autorów „Ornitologii terapeutycznej” równoległych uczuć skupienia i nieskupienia. Stan dogłębnego odprężenia pozostał we mnie przez kolejne dni, rozbudzając apetyt na następne ptasie przygody.

Na zakończenie

Chciałam Was przekonać, że dbanie o zdrowie, w tym o zdrowie psychiczne, nie musi być trudne, czasochłonne, męczące i drogie. Na początek wystarczy jedno popołudnie, miejski skwer, park lub kawałek lasu i otwarcie się wszystkimi zmysłami na zapach ziemi, chropowatość kory drzewa, ptasie trele i widok owadów niezmordowanie fruwających tu i ówdzie. Odrobinę friluftsliv, leśna minikąpiel w parku, parę minut podglądania wróbli czy srok mamy wszyscy na wyciągnięcie ręki, bez recepty i bez działań niepożądanych. Próbujemy?

Do poczytania:

„Codziennie jest piątek. Szczęście po nordycku. Sztuka celebrowania każdej wolnej chwili”, członkinie Kolektywu Nordic Talking, Pascal 2020

„Lasoterapia”, K. Simonienko, Dragon 2021

„Ornitologia terapeutyczna. Ptaki – zdrowie – psychika”, P. Tryjanowski, S. Murawiec, Lanius 2021

Magdalena Flaga-Łuczkiewicz, psychiatra, psychoterapeuta, pełnomocnik ds. zdrowia lekarzy i lekarzy dentystów– tel. 660 672 133 (proszę o SMS, oddzwonię), e-mail: pelnomocnikzdrowia@oilwaw.org.pl

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum