29 sierpnia 2014

Dzisiaj młodych lekarzy już nie ma

Łukasz Jankowski

A pan ciągle z tym „młody” i „młody” – wzrok pani Basi, najlepszej pielęgniarki, jaką znam, wyraża dezaprobatę dla moich tłumaczeń, choć naprawdę z całych sił starałem się dziś prawidłowo wypełnić kartę zleceń i oddać ją na czas. – Dla mnie lekarz, to taki, co studia skończył, dyplom dostał, leki podać potrafi, mnie metryka lekarza nie obchodzi… Bo wie pan, lekarz to ma leczyć. No właśnie. Tylko czy po studiach medycznych potrafi?
– Gdzie pan to wyczytał? Czy na pewno tak powinno się postąpić w tej sytuacji? – szef z wyrozumiałością, ale także z odrobiną zawodu, patrzy na mnie swoim ciepłym, ojcowskim wzrokiem. – Wie pan, ja tu pracuję 25 lat, sporo czytałem, ale nigdy o takim postępowaniu nie słyszałem – kontynuuje z wyraźnym rozżaleniem w głosie. „25 lat to ja skończyłem rok temu” – myślę trochę butnie i w duchu przeklinam, że nie urodziłem się przynajmniej 25 lat wcześniej. Przez ćwierćwiecze zdążyłbym sporo przeczytać. Cóż, choć dzieli nas tona mądrych książek, kilkaset konferencji i lata świetlne doświadczenia zawodowego, wymagania stawiane obu nam codziennie co do jakości leczenia oraz odpowiedzialność za podejmowane decyzje są dokładnie takie same. – Trochę wyrozumiałości! Dajcie mi czas! Nauczę się, doczytam – mruczę pod nosem. Szef, jakby odgadując moje myśli, wypala od razu: – Ze złej decyzji przed sądem nie wytłumaczy się pan młodym wiekiem. Wiem. Takie życie.
Witajcie w świecie młodych lekarzy.
Słyszycie o nas często, zdarza się, że codziennie. Widzicie nas na szpitalnych korytarzach i w przychodniach. Muszę Was jednak zmartwić – to, co widzicie, to nie młodzi lekarze. To mary senne, majaki. Fakty są nieubłagane. Dziś w Polsce młodych lekarzy nie ma. Są młode kobiety, młodzi mężczyźni, są pary młode, nawet młode wino. Nie ma młodych lekarzy. Musieliśmy wybrać – albo lekarz, albo młody. Choć mamy mniejszą wiedzę i doświadczenie, pracujemy jak starzy, obowiązki i odpowiedzialność ponosimy taką samą, stosujemy te same leki i widzimy codziennie tych samych pacjentów. Często udajemy też starych, aby dodać sobie animuszu. Młodość to przywilej, atut – próbujecie jeszcze protestować. Nic bardziej mylnego, młodość w medycynie to obciążenie, to problem.
Chyba jedyny problem młodych lekarzy. Innych problemów w zasadzie nie ma. Są problemy ogólne – działanie systemu, absurdy NFZ, papierologia itd. Problemów młodych lekarzy per se w zasadzie brak. Mogą Wam mówić, że jest inaczej, że problemy młodych istnieją i są poważne. Protestujcie wtedy głośno, mówcie prosto w nos, że to nieprawda, że brednie, że farmazony. Że trudny dostęp do rezydentur? Że dostęp do szkoleń utrudniony? Że młodzi nie są puszczani na staże w ramach specjalizacji? Że z powodu złej organizacji systemu odrabiają pańszczyznę na SOR albo siedzą do nocy w papierach? Że dzięki źle pojmowanej samodzielności i pozostawieniu samym sobie wolniej się uczą? Że kierownicy specjalizacji nie przejmują się specjalizantami, a poziom szkolenia jest żenująco niski? Że zdarza się w dyscyplinach zabiegowych, że dopiero pod koniec specjalizacji chirurg operuje swój pierwszy pęcherzyk? Że młodzież niedouczona?
Że postępuje nieetycznie, że tylko pieniądze jej w głowie?
To przecież w ogóle nie są problemy młodych lekarzy! Drogi Czytelniku, to problem Twojego syna, Twojej córki, Twoich rodziców, no i przede wszystkim Twój problem! To Ty trafisz do mnie, lub do innego młodego dziś lekarza, z niewyrównaną cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym, z zapaleniem wyrostka albo z ciałem obcym w oku. A wtedy, kiedy będziemy już stać nad Tobą i wzniesiemy w górę skalpel z zamiarem wbicia go w powłoki Twojej jamy brzusznej, kiedy na czyste, niebieskie serwety stołu operacyjnego bryźnie Twoja krew, wtedy właśnie nadejdzie chwila, kiedy pomyślisz z życzliwą troską o przebiegu szkolenia Twojego specjalizanta. O tym, jak kształtowałeś go merytorycznie, ale również o tym, jakie wartości etyczne mu przekazałeś. O tym, ile wagi przykładałeś do rozliczenia z NFZ i bezdusznych punktów, a ile do dbałości o dobro chorego. I wtedy właśnie, już ze skalpelem w brzuchu, po raz pierwszy pomyślisz o problemach młodych lekarzy. Problemach lekarzy. Bo przecież dzisiaj młodych lekarzy już nie ma.
– Niech się pan nie przejmuje – ciepły głos pani ordynator działa na mnie kojąco, choć ręce po kolejnym ewidentnym błędzie drżą ze zdenerwowania. – Każdemu czasem się zdarza pomylić, a pan przy tym jeszcze taki młody. Nauczy się pan. Razem coś poradzimy. Znów na chwilę odzyskuję wiarę. I na koniec tego tekstu proszę – rozwiązujmy problemy lekarzy. Zacznijmy od tych najmłodszych!!!

Archiwum