19 września 2007

Terapia szokowa

Rzecznik Praw Obywatelskich – nie wiem, czy za sprawą swoich doradców, czy z własnej inicjatywy – postanowił poprawić system polskiego lecznictwa. Nie dość, że przygotował zarys reformy, która w jego zamyśle powinna uzdrowić finanse ochrony zdrowia, to gorąco przejął się również losem polskiej transplantologii i w liście do ministra zdrowia zasugerował, czy za przykładem holenderskiej telewizji nie pokazać Polakom reality show na wzór kontrowersyjnego programu „Wielki dawca”. W programie tym kilkunastu potencjalnych biorców nerki walczyło o zdrowy narząd, który miała im zaoferować chora na raka mózgu kobieta – o wyborze najlepszego kandydata decydowali oczywiście widzowie w głosowaniach esemesowych (za 0,6 euro plus VAT). Show okazał się sfingowaną zabawą (dawczyni była aktorką, a pozostali uczestnicy, choć faktycznie chorzy, od początku wiedzieli, że na żadną nerkę w tym programie liczyć nie mogą), ale przyczynił się do wzrostu zainteresowania przeszczepami.
Sugestia prof. Janusza Kochanowskiego, by drogą telewizyjnego spektaklu popularyzować w Polsce transplantologię i naprawiać to, co zepsuł sympatyzujący z rzecznikiem minister sprawiedliwości, wydaje mi się dużo niebezpieczniejsza od powoływania kolejnego zespołu mędrców na okoliczność nowej reformy. Doświadczenie minionych lat uczy, że tego rodzaju gremia kończą swój żywot prawie niezauważone – a choć przedstawione przez rzecznika tezy zmian zasad finansowania opieki zdrowotnej wydają się słuszne, bez zgody polityków nie mają szans na realizację. Dlatego z szacunku dla utytułowanego grona ekspertów, którzy podjęli współpracę z biurem RPO, odłóżmy ten temat na bok. Pomysł polskiej wersji „Wielkiego dawcy” wydaje się w tym momencie znacznie bardziej kontrowersyjny, a skoro zrodził się w głowie profesora prawa – jest o czym pisać.
Od dawna obserwuję w mediach fatalną modę na kreowanie rzeczywistości i drastyczne zniekształcanie świata medycyny tylko po to, by wywołać u odbiorców uczucie lęku lub niezdrowej sensacji. Wątpliwych z etycznego punktu widzenia programów mamy w telewizji na tyle dużo, że mnożenie kolejnych reality show na tematy medyczne może budzić niezdrowe emocje, ale nie rozwiązuje żadnego problemu. Dziś potrzeba bardziej uspokojenia emocji wokół szeroko rozumianej problematyki medycznej, a nie potęgowania sensacji. Na pierwsze strony gazet dużo łatwiej przedostać się informacjom o nadużyciach lub błędach niż newsom po ludzku dobrym i wyważonym. Nie ma prostego sposobu, by temu przeciwdziałać, bo ludzie najwyraźniej chcą czytać takie historie (w przeciwnym razie gazety i programy bazujące na tanich sensacjach po prostu nie utrzymałyby się na rynku) – to ich prawo, a może i naturalny instynkt. Ale instytucje publiczne powinny znaleźć inne rozwiązanie, by dla równowagi serwować odbiorcom bardziej strawną ofertę, która uczy i wychowuje. Jeśli pod wpływem RPO resort zdrowia miałby mobilizować ludzi do uczestnictwa w show na temat handlu narządami (SMS za 2,40 zł plus VAT), to lepiej niech się do takiej promocji transplantologii w ogóle nie zabiera, bo efekt będzie odwrotny. Zbyt wiele już przekroczyliśmy granic, które wydawały się nie do przekroczenia.

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum