4 grudnia 2020

Czarny scenariusz

Paweł Walewski

Niedostatki organizacyjne w przygotowaniu kraju do epidemii zemściły się najbardziej na pacjentach i lekarzach. I łatwo wskazać winnych, którzy nie zdali egzaminu z… wyobraźni.

Poglądy premiera na temat pandemii, pod której ciężarem ugiął się jesienią system ochrony zdrowia, ewoluują. Latem mówił, że koronawirus jest w odwrocie i świat może się od nas uczyć sztuki radzenia sobie z tym kryzysem, ale po wakacjach musiał rakiem wycofać się z tych niemądrych słów (wypowiedzianych podczas prezydenckiej kampanii wyborczej) i od pewnego czasu przekonuje, że w Polsce spełnia się czarny scenariusz.

Istotnie, nikt nam nie gratuluje sukcesu. Na początku listopada byliśmy w ścisłej światowej czołówce krajów z największym przyrostem nowych zakażeń. Niemcy, widząc zza miedzy, że ich sąsiad nie radzi sobie z epidemią, zwłaszcza na odcinku medycznym – zgłosiły się do pomocy, lecz nasz rząd dumnie odrzucił „upokarzającą” ofertę (ma przecież lepsze adresy handlarzy bronią i właścicieli szkółek narciarskich, u których może dokupić respiratory). Nie wiadomo zresztą, co Niemcy chcieli Polakom tak naprawdę zaoferować: sprzęt, wolne łóżka w szpitalach przygranicznych, a może nie daj Boże służby medyczne? Niedoczekanie, by niemiecki lekarz miał leczyć polskich chorych z koronawirusem! Posłanka Joanna Lichocka z Prawa i Sprawiedliwości, znana głównie z wystawionego palca w podzięce za sporą sumę pieniędzy na rzecz TVP zamiast dla chorych na raka, zaproponowała więc rezolutnie, by niemieckie landy wysyłały do nas w ramach płatnych urlopów polskich lekarzy, których jej koleżanka Józefa Hrynkiewicz wcześniej w tamte strony przeganiała („Niech jadą!”). Pogratulować pomysłu! Rząd wstrzymał na kilka tygodni wypłatę dodatków lekarzom za ciężką pracę w czasach pandemii, nie potrafi sobie poradzić z deficytem medyków, a teraz ktoś chce ściągać emigrantów za pieniądze krajów, w których od dawna dobrze im się wiedzie. Jak nazwać taką logikę?

Codzienne raporty Ministerstwa Zdrowia już dawno przestały być źródłem rzeczywistych danych na temat aktualnego stanu pandemii. Przyznał to między wierszami nawet konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych i szef doradców premiera ds. epidemii, mówiąc w TVN24, że faktyczne szacunki zakażonych są pięciokrotnie wyższe od liczb, które znajdują się w tych raportach. A zatem nie 25 tys. zakażeń dziennie, tylko 125 tys. W tym tempie już za cztery miesiące armia ludzi, którzy mieli styczność z wirusem, będzie liczyła 16 mln, a to już prawie połowa polskiej populacji!

Od początku wiedzieliśmy, że dane przekazywane drogą urzędową na temat rozmiaru epidemii są zaniżone, jeśli nie całkowicie zafałszowane. Na podstawie podawanych informacji łatwo było zgadnąć, jaki dzień jest w kalendarzu, bo weekendowe zniżki liczby wykonanych wymazów nader dobrze odzwierciedlały zarówno zapał pacjentów do szukania pomocy w placówkach medycznych, jak i gotowość do pracy np. laboratoriów. Ostatnie miesiące ujawniły brak koordynacji między wieloma ogniwami systemu: podstawową opieką zdrowotną, pogotowiem ratunkowym oraz szpitalami, które w pewnym momencie stały się niedostępne dla karetek. Rząd przez kilka letnich miesięcy zajmował się wyborami, a potem sobą, zapomniał więc, że trzeba lepiej przygotować opiekę medyczną do jesieni i zimy.

Trudno za to winić ministra Adama Niedzielskiego, który zaczął kierować resortem zdrowia na początku września. I nie on odpowiada za decyzje polityczne, choć one właśnie często nie pomagają mierzyć się z wirusem albo niepotrzebnie dzielą środowisko medyczne, ujmując mu sił, których tak bardzo teraz potrzebuje.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum