18 marca 2006

Ratownictwo medyczne nadal własnym sumptem

O tym się mówi

Problem polega na tym, że w tej chwili przepisy nie określają, czym w zasadzie jest CPR [centrum powiadamiania ratunkowego – red.]. W niektórych miastach w centrach razem siedzą strażacy i ratownicy medyczni, w innych tylko strażacy albo tylko ratownicy. A to znaczy, że w razie katastrofy te dwie służby miałyby problem, by się porozumieć.
„Rzeczpospolita”, 3 lutego 2006 r.

– Znam przypadki, gdy szpitale brały pieniądze, a przy okazji robiły oddziały szpitalne, które tylko w nazwie miały ratownictwo medyczne (…) – mówi poseł PO Zbigniew Chlebowski. (…) – Nie ma ani takich potrzeb, ani takich pieniędzy, by każdy szpital w Polsce miał na wysokim poziomie ratownictwo medyczne. Trzeba zrobić kilkadziesiąt regionalnych ośrodków ratownictwa, ale świetnie zorganizowanych, które będą współpracować ze strażą pożarną i policją. (…)
Inaczej sądzi prof. Juliusz Jakubaszko, prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Ratunkowej. Uważa, że dodatkowe oddziały tego typu są konieczne, by zaczął funkcjonować program zintegrowanego ratownictwa medycznego. -1300 ambulansów, które mamy w kraju, to więcej niż średnia w Europie. Ale zdarza się, że jeżdżą od szpitala do szpitala i szukają miejsca dla pacjenta – mówi.
„Życie Warszawy”, 4-5 lutego 2006 r.

Na Śląsku od 2002 r. działa jedyne
w Polsce Wojewódzkie Centrum Koordynacji Ratownictwa Medycznego, które współpracuje ze strażą pożarną, policją, ratownikami górniczymi, goprowcami i wojewodą. W tutejszych szpitalach są specjalne oddziały ratunkowe, do których rannych przywożą specjalnie wyszkoleni ratownicy medyczni. (…)
System działa, chociaż wciąż nie ma przepisów regulujących jego funkcjonowanie: ustawy o ratownictwie medycznym i zarządzaniu kryzysowym. Na wprowadzenie w życie tej pierwszej zawsze brakowało w budżecie pieniędzy, na uchwalenie drugiej – politycznej woli i przezorności.
„Newsweek”, 12 lutego 2006 r.
bs

Archiwum