28 maja 2015

Wspomnienia

Lekarz bibliofil

Muzeum Historii Medycyny zorganizowało wieczór poświęcony pamięci wspaniałego lekarza, pamiętnikarza i bibliofila dr. Zygmunta Klukowskiego.
Urodzony w Odessie, wychowany i wykształcony w Moskwie, ale w niezwykle patriotycznej rodzinie polskiej, po I wojnie światowej przybywa do kraju. Osiada w Szczebrzeszynie, w którym nie tylko leczy, ale też animuje życie kulturalne. Wzorem swoich przodków, którzy od początku XIX w. byli bibliotekarzami i bibliofilami, poświęca się zbieraniu książek, w tym druków starych i unikatowych oraz materiałów dotyczących historii medycyny. Jego zbiór liczył około 8 tys. woluminów. Zakłada Koło Miłośników Książki w Zamościu, wydaje tomiki poetyckie i kwartalnik „Teka Zamojska”. Niepozbawiony poczucia humoru, jest też duszą towarzystwa.
I przez wiele lat pisze pamiętniki. Robi to także w czasie okupacji, niezwykle wnikliwie i prawdziwie opisuje szczegóły okupacji na prowincji, świadectwa prześladowania, zagładę Żydów oraz gromadzi dokumenty ruchu oporu na Zamojszczyźnie. Jednocześnie jest członkiem najpierw ZWZ, a potem AK, leczy i przechowuje rannych partyzantów.
Po wojnie wydaje „Materiały do dziejów Zamojszczyzny w latach 1939-1944”, które wykorzystano w jednym z procesów norymberskich. Za działalność podziemną aresztowany i skazany na dziesięć lat więzienia. Jego przybranego syna Tadeusza zamordowano w więzieniu przy ul. Rakowieckiej.
Dopiero w1956 r. Zygmunt Klukowski został zrehabilitowany. W 1958 r. wydał „Dzienniki z lat okupacji” uznane za najlepszy zapis najnowszej historii. Zmarł w 1959 r.
Był dwukrotnie odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

mkr


Zbigniew Sitowski
(1921-1985)

Śmierć osoby najbliższej dotyka każdego z nas, w sercach pozostawia smutek, żal. Przychodzą takie chwile, kiedy tęsknota odżywa na nowo.
W 30. rocznicę śmierci Zbigniewa Sitowskiego wspominam Go, jako świetnego ojca, przyjaciela, dziadka. Człowieka, który kochał ludzi, służył im pomocą w dziedzinie wiedzy medycznej, a także prywatnie.
Zbigniew Jan Antoni Sitowski urodził się 16 stycznia 1921 r. w Poznaniu. Rodzice: Karol Sitowski i Franciszka Walentyna Zając, mieli wykształcenie prawnicze.
Ukończył gimnazjum Stanisława Staszica w Warszawie. Od roku 1941 uczęszczał do Szkoły Sanitarnej doc. Jana Zaorskiego, która była utajnionym wydziałem lekarskim. 27 lipca 1946 r. otrzymał absolutorium Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego. Pracę zawodową rozpoczął w Klinice Skórno-Wenerycznej prowadzonej przez prof. Mariana Grzybowskiego. 12 czerwca 1946 r. zawarł związek małżeński z absolwentką Wydziału Lekarskiego Ireną Ćwiertnią. W marcu 1948 r. urodził się im syn Ryszard.
Zbigniew pracował w ambulatorium i jednocześnie zajmował się tłumaczeniami nowości medycznych dla prof. Mariana Grzybowskiego. Dyplom lekarza otrzymał w marcu 1949 r., w czerwcu został powołany do służby wojskowej. Po odbyciu przeszkolenia w Łagiewnikach pod Łodzią, na kursie doskonalenia dla oficerów służby zdrowia, został skierowany do Orzysza, a następnie przeniesiono Go do Żar koło Żagania i w końcu do Modlina.
Po powrocie do Warszawy pracował w Wojskowym Szpitalu Okręgowym przy ul. Nowowiejskiej, na Oddziale Skórno-Wenerycznym, aż do zwolnienia ze służby wojskowej z powodu przewlekłej choroby.
Po odejściu z wojska został zatrudniony w stołecznych placówkach służby zdrowia na Pradze, przy ul. Jagiellońskiej, na pl. Leńskiego (obecnie Hallera) oraz przy ul. Radzymińskiej na Targówku. Rano przyjmował pacjentów w poradni skórno-wenerycznej przy ul. Noakowskiego, a wieczorem, przez wiele lat – w gabinecie prywatnym na Nowym Świecie.
W 1978 r. małżeństwo z żoną Ireną zostało rozwiązane rozwodem. Zbigniew zawarł ponownie związek małżeński w roku 1980.
W weekendy realizował swoje hobby – wyjazdy samochodem za miasto, z całą rodziną. Urlopy spędzał w ciepłych krajach. Kochał także dobre kino.
Zmarł nagle po powrocie z pracy 27 lutego 1985 r.
Cześć Jego pamięci.

Ryszard Sitowski


Teresa Podgórna
(1952-2015)

10 marca 2015 r. opuściła nas na zawsze po ciężkiej chorobie dr Teresa Podgórna, z domu Kowalska.
Teresę poznałem na pierwszym roku studiów I Wydziału Lekarskiego Warszawskiej Akademii Medycznej. Przyjechała z Lublina, gdzie rozpoczynała studia, ale ze względów rodzinnych musiała przenieść się do Warszawy. Wraz z kilkoma osobami stworzyliśmy grupę, która spędzała ze sobą wiele czasu zarówno podczas roku akademickiego, jak i wakacji. Tak było przez sześć lat nauki. Gdy otrzymaliśmy dyplomy lekarskie, nasze zawodowe drogi się rozeszły, nadal jednak związki towarzyskie, przyjacielskie były bardzo silne.
Dr Teresa Podgórna rozpoczęła pracę i specjalizację na Oddziale Neonatologii. Jej celem było uzyskanie tej specjalizacji i praca z małymi, często bardzo małymi pacjentami. Wyszła za mąż, a obowiązki męża zmusiły Ją do czasowego zaprzestania pracy zawodowej. Wiele lat spędziła w Tunezji i Holandii. W tym czasie urodziła dwoje dzieci: Borysa i Kaję. Po powrocie do Polski nie kontynuowała specjalizacji, którą wcześniej rozpoczęła, ale przeniosła swoje zainteresowania i pasję zawodową na radiologię. Podjęła pracę w I Zakładzie Radiologii przy ul. Chałubińskiego. Tam uzyskała specjalizację w tej dziedzinie. W ciągu ostatnich lat związana była zawodowo ze Spółdzielnią Lekarzy Radiologów przy ul. Waryńskiego. Warszawskie środowisko medyczne znało Ją jako wybitną specjalistkę i niekwestionowany autorytet w radiologii ortopedycznej.
Nasze kontakty były bardzo bliskie. Liczne spotkania rodzinne, wspólne wieczory w klubach muzycznych, nieprzespane noce przy stoliku brydżowym trwały przez wiele lat. Wspólne wyjazdy wakacyjne z dzieciakami były standardem. W ostatnich kilkunastu latach obowiązkowo wspólnie odbywaliśmy rejsy morskie na południu Europy. Ukończenie rejsu było zaczynem do organizowania kolejnego, w następnym roku. W czasie tych wspólnych wyjazdów Teresa była zawsze osobą, która nadawała pogodny ton i potrafiła oceniać realnie grożące ryzyko czy możliwość wystąpienia niebezpiecznych sytuacji. Była osobą ciepłą, ale potrafiła zdecydowanie reagować, nie stroniąc od używania w skrajnych sytuacjach mocnych słów. Robiła to jednak z takim wdziękiem, że nie mogła w najmniejszym stopniu urazić innych. Nawet w sytuacjach niemiłych umiała swoim zachowaniem i komentarzem całkowicie zniwelować złe wrażenia.
Przed dwoma laty zachorowała. Była w ciężkim stanie. Konieczna była operacja serca. Zniosła ją dobrze. Po okresie rehabilitacji wróciła do swoich codziennych zajęć zawodowych i rodzinnych. Pojawiło się kolejne pokolenie, tak że Babcia Teresa mogła zacząć się spełniać w nowej roli, której poświęciła się całkowicie. Pod koniec ubiegłego roku choroba odezwała się ponownie. Teresa podjęła walkę. Niestety, powikłania choroby nie dały Jej szans na wygraną. Odeszła. Stało się to zbyt wcześnie i zbyt szybko. Mimo mijającego czasu, czujemy stale Jej brak.

Prof. dr hab. n. med. Jacek Pawlak


Jacek Trzebnicki
(1931-2014)

Zbliża się pierwsza rocznica śmierci naszego nieodżałowanego Kolegi, Dr. Jacka Trzebickiego.
Był lekarzem radiologiem zajmującym się głównie badaniami struktur centralnego układu nerwowego. W środowisku radiologów i klinicystów z Nim współpracujących biegłość Jacka w wykonywaniu badań neuroradiologicznych oraz ich interpretacji jest bardzo dobrze oceniana. Mniej znane są natomiast cechy Jego bogatej osobowości. Poczuwam się zatem do obowiązku, aby je w skrócie przypomnieć.
Należał do pokolenia, które – żyjąc w Europie Wschodniej w pierwszej połowie XX w. – doświadczało wielu dramatycznych wydarzeń. Po II wojnie światowej, wcześnie osierocony, pozbawiony wszystkiego, co posiadali rodzice, znalazł schronienie u babci w Otrębusach.
Spotkaliśmy się na studiach w Akademii Medycznej w Warszawie w okresie 1951-1957. Już wówczas przekonałem się, że zachował wyniesioną zapewne z rodzinnego domu wiarę w szlachetność i dobroć ludzkiej natury. W swoim dorosłym życiu wyznawał i konsekwentnie realizował dwa priorytety: troskę o dobro rodziny i pracę na rzecz pacjenta. W Jego postawie lekarskiej dominowały odpowiedzialność i troska o chorego. Miał rzadko spotykane cechy charakteru – zawsze pogodny, nigdy nie narzekał, skromny i życzliwy, pozbawiony niskich uczuć zazdrości i nienawiści, a przy tym miły i dowcipny. Kochał dzieci i natychmiast w każdym towarzystwie zyskiwał ich sympatię. Szanował środowisko naturalne. Wiele przyjemności sprawiało Mu bliskie obcowanie z przyrodą. Działka rekreacyjna, którą mieli Państwo Trzebiccy na skraju Puszczy Kampinoskiej, była Jego Edenem.
Dla wielu z nas był człowiekiem niezwykłym, rzadko spotykanym na przełomie XX i XXI w. Przez wiele lat przechowywał ukryte gdzieś głęboko w sercu ideały polskiej literatury narodowo-romantycznej oraz harcerstwa z okresu Pierwszej Rzeczypospolitej i postępował zgodnie z nimi.
Takim Go widziałem i taki Jego obraz zachowam w pamięci.

Prof. dr hab. med. Bogdan Pruszyński

Archiwum