1 kwietnia 2021

Panaceum na epidemię czy placebo?

Michał Niepytalski

Kiedy pod koniec grudnia zaczęliśmy szczepić przeciwko COVID-19 pierwszych przedstawicieli grupy zerowej, wydawało się, że zyskaliśmy potężny oręż w walce z epidemią. Szczepionki okazały się skuteczną bronią, ale ta broń do walki ze społecznymi skutkami masowych zachorowań ciągle jest zbyt tępa. Jej wyszczerbione ostrze stanowi efekt niedostatecznego zaopatrzenia w preparaty na skutek problemów produkcyjnych koncernów farmaceutycznych i błędów decyzyjnych instytucji unijnych, co przyznają nawet ich przedstawiciele. Trzeba podkreślić, że Polska na tle większości krajów UE całkiem dobrze radzi sobie z dystrybucją dostępnych szczepionek, dzięki czemu wyszczepialność wzrasta w tempie powyżej średniej europejskiej. W dużym stopniu jest to zasługa personelu placówek medycznych.

Jesteśmy dobrze przygotowani, dlatego proces kwalifikacji do szczepień idzie sprawnie. Ale, co ważniejsze, mamy też odpowiednie moce przerobowe, by proces kwalifikacji prowadzić efektywnie – wyjaśnia Grzegorz Kulikowski, lekarz z Mińska Mazowieckiego. O relatywnie dobrym przygotowaniu można też mówić w przypadku zapewnienia wspomagania akcji szczepień systemem informatycznym. Dzięki platformie gabinet.gov.pl informacja o kwalifikacji do szczepienia i o samym szczepieniu trafia od razu do ogólnopolskiej bazy danych.

Gabinet.gov.pl to narzędzie, które weszło do użytku w ostatniej chwili przed pandemią. W praktyce upowszechniło się na początku 2020 r., co pozwoliło m.in. na wystawianie elektronicznych recept. Niemniej jednak wielu lekarzy zaczęło korzystać z tej usługi udostępnionej przez Ministerstwo Zdrowia dopiero, kiedy jesienią ów wirtualny gabinet umożliwił kierowanie na testy wykrywające koronawirus. Wówczas lekarze sygnalizowali problemy z jego stabilnością. Jednak w opinii lekarki Jadwigi Kłapy-Zareckiej, prowadzącej kwalifikacje do szczepień w jednej z warszawskich przychodni, w tym zakresie gabinet.gov.pl sprawdza się. – Aplikacja jest dość przejrzysta, nie mam z nią problemu. Były dni, kiedy coś szwankowało, ale nie zdarzyło się, by usługa była zablokowana przez cały dzień. Zauważyłam spowolnienia krótkotrwałe, np. półgodzinne – zapewnia.

Biorąc pod uwagę poziom organizacji procesu – którego zwieńczeniem są punkty szczepień – jesteśmy jako państwo przygotowani nie najgorzej. – W mojej przychodni moglibyśmy obsłużyć nawet znacznie większą liczbę pacjentów, ale niestety na przeszkodzie stoi brak szczepionek – zaznacza Grzegorz Kulikowski.

Deficyt

Jeszcze na początku stycznia wydawało się, że szczepienia ruszą z kopyta. Dziś ponosimy konsekwencje ówczesnego – jak się okazało nadmiernego – entuzjazmu co do możliwości realizacji zamówień przez koncerny farmaceutyczne. – Do końca marca szczepiliśmy osoby, które zapisały się w styczniu, kiedy były nieco inne szacunki wielkości dostaw preparatów. Dziś dostawy są mniejsze niż zakładano, stąd kłopoty z realizacją planowanych szczepień – tłumaczy Paweł Doczekalski, przewodniczący Komisji Młodych Lekarzy OIL w Warszawie, który kwalifikuje do szczepień na warszawskim Targówku.

Z tymi problemami muszą sobie radzić koordynatorzy szczepień oraz osoby odpowiadające za organizację pracy w placówkach medycznych. Jedną z takich osób jest Magdalena Saks, kierowniczka warszawskiej przychodni. – W pierwszych tygodniach szczepień dostawy były zmniejszane lub odwoływane, co zmuszało nas do przesuwania terminów szczepień. To jest bardzo trudne, bo szczepienia muszą być wykonane w określonym z góry rygorze sanitarnym – twierdzi nasza rozmówczyni. Wyjaśnia, że optymalna sytuacja jest wtedy, gdy szczepienia są szczegółowo planowane każdego dnia z uwzględnieniem godzin pracy lekarzy, pielęgniarek i rejestracji.

– Jeśli dowiadujemy się, że w dniu, kiedy spodziewaliśmy się dostawy szczepionki, nie otrzymamy jej, musimy odwołać pacjentów i zaplanować od nowa kolejny dzień. Każdy pracownik zaangażowany w szczepienia ma przecież swoje zadania i często kolejnego dnia musimy całkowicie zmienić grafik, aby wykonać szczepienia, bo szczepionka po rozmrożeniu musi być podana w ściśle określonym czasie. W efekcie przygotowanie szczepienia zajmuje znacznie więcej czasu niż szczepienie pacjentów – dodaje Magdalena Saks.

Paweł Doczekalski zauważa, że nie tylko brak szczepionek, ale i zmniejszenie dostaw rodzi problemy: – Dopiero kiedy przychodzą dostawy z Agencji Rezerw Materiałowych, możemy stwierdzić, że jest w nich mniej dawek niż mamy osób zapisanych na dany dzień. Wtedy stosujemy procedury awaryjne – próbujemy zamówić dodatkowe szczepionki lub przesuwamy terminy. Zamawiamy też szczepionki na zapas, ale przynosi to niewielką poprawę ze względu na istotne braki w zaopatrzeniu całego kraju. Można powiedzieć, że niezależnie od starań dostajemy przeciętnie 30 dawek na tydzień. Zdarza się, że zamówienia z ARM przychodzą z opóźnieniem. I znów trzeba korygować grafik. A przyczyn tych korekt jest przecież jeszcze więcej.

Wypadnięcie z obiegu

– Problem zaczyna się, kiedy pacjent wypada z obiegu, bo np. po pierwszej dawce zarazi się koronawirusem albo zapadnie na inną chorobę. Wtedy szukamy rozwiązań, żeby nie zmarnować dawki szczepionki. Jeśli zatem na miejsce pacjenta, który miał przyjąć drugą dawkę, przyjmiemy osobę, która dostanie dopiero pierwszą dawkę, zgranie harmonogramu wizyt z dostawami preparatów, które są ściśle reglamentowane, staje się bardzo skomplikowane – mówi „Pulsowi” Jadwiga Kłapa-Zarecka. Twierdzi jednak, że w jej placówce nie było przypadku utylizacji preparatu, bo nie było komu go podać. Listy rezerwowe działają dobrze. Podobne doświadczenie ma Paweł Doczekalski: – Jeśli ktoś nie przejdzie kwalifikacji do szczepienia albo nie może się na nie zgłosić, automatycznie typowana jest inna osoba.

Wypadnięcie z obiegu pacjenta jest dla harmonogramu szczepień w danej placówce znacznie mniejszym problemem, niż gdyby zabrakło osoby koordynującej szczepienia. A nie jest o to trudno, skoro rządowe wytyczne zmieniają się w zawrotnym tempie.

– Codziennie otrzymujemy komunikaty dotyczące szczepień. Pierwsze istotne informacje często nie są zrozumiałe. Wiele wymaga doprecyzowania oraz pociąga za sobą konieczność podjęcia szybkiej decyzji i pilnego przeszkolenia zespołu nie tylko szczepiącego, ale również udzielającego informacji pacjentom – wyjaśnia Magdalena Saks. – Pierwsze grupy pacjentów były dla nas bardzo klarowne. Teraz, gdy doszły szczepienia osób przewlekle chorych (grupa 1B), sytuacja jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze, jeden pacjent może należeć do kilku grup jednocześnie, a dla każdej z tych grup może być przeznaczona inna szczepionka. Po drugie, część pacjentów, którzy według wytycznych kwalifikują się do grupy 1B, nie otrzymało skierowań automatycznie. Głównie dotyczy to osób ze zdiagnozowanym nowotworem, które nie podjęły jeszcze leczenia. W takiej sytuacji skierowanie powinien wystawić lekarz rodzinny. Po trzecie, nie każdy chory przewlekle powinien być szczepiony w populacyjnym punkcie szczepień. Pacjenci w trakcie czynnej terapii onkologicznej (chemioterapii, radioterapii, immunoterapii lub leczenia celowanego) powinni umawiać się na szczepienie w swoich ośrodkach onkologicznych. Takie przypadki wymagają indywidualnego podejścia, często zapoznania się przez lekarza lub dyrektora medycznego naszej przychodni z dokumentacją medyczną i planem terapii pacjenta, aby jej nie zaburzyć.

Nie po kolei

Początkowo chorzy przewlekle nie byli przypisani do grup priorytetowych, co wzbudzało wątpliwości lekarzy. – Kryterium wieku nie wydaje mi się wystarczające, choć rozumiem, że w czasie epidemii chcemy najbardziej zadbać o osoby najstarsze. Ale przecież osoby przewlekle chore, dializowane i chorzy onkologiczni zostali włączeni dopiero teraz, choć też stanowią grupę największego ryzyka – mówi Paweł Doczekalski.

Zdaniem Jadwigi Kłapy-Zareckiej można było pomyśleć o włączeniu do wcześniej szczepionych grup niektórych osób po 60. roku życia. – Osoba osiemdziesięcioletnia, która nie pracuje, może w znacznym stopniu ograniczyć opuszczanie domu. Tymczasem liczna grupa osób 60 plus nadal jest aktywna zawodowo. Właśnie od osób łączących emeryturę z pracą bym zaczęła, choć zdaję sobie sprawę, że wyodrębnienie takiej grupy byłoby trudniejsze. Zastosowanie kryterium wieku nie wymaga zbierania dużej ilości danych… – twierdzi lekarka. W jej opinii jednak największym problemem związanym z kolejnością szczepień było wprowadzenie do grupy zerowej osób, które nie mają styczności z pacjentem.

Ulga i obawa

Negatywne doświadczenia lekarzy łagodzi pozytywna postawa pacjentów. – Są też bardzo dobre strony szczepienia i miłe chwile. Pacjenci nie odwołują wizyt, przychodzą punktualnie, a po szczepieniu są bardzo szczęśliwi. Miłe słowa, które od nich słyszymy, są dla nas nagrodą za trud – zapewnia Magdalena Saks. Wtóruje jej Grzegorz Kulikowski: ¬– Najstarsi pacjenci podchodzą bardzo entuzjastycznie do szczepienia. Są zadowoleni ze zbliżającego się końca izolacji. Ale jest i łyżka dziegciu w tej beczce miodu. – Kiedy zaczęliśmy przyjmować osoby młodsze, pracowników szkół, zaobserwowałem, że ich podejście jest już nieco inne. Pojawia się wiele wątpliwości co do bezpieczeństwa i niestety także pytań związanych z teoriami spiskowymi. Myślałem, że to jakieś marginalnie występujące opinie anonimowych internautów, jak te mówiące o tajemniczych chipach we wstrzykiwanych przez nas preparatach, a jednak miałem już okazję spotkać ludzi, którzy takie informacje powtarzali – opowiada dr Kulikowski. Można by pomyśleć, że skoro ktoś dobrowolnie poddaje się szczepieniu, powinien być wolny od takich wątpliwości. Grzegorz Kulikowski wyjaśnia jednak: – Niektóry pacjenci przyznawali, że zgodzili się na szczepienie pod presją pracodawców czy osób z bliskiego otoczenia.

Od irracjonalnych lęków albo wynikających z podatności na dezinformację ważniejsze są jednak obawy o to, czy szczepienia rzeczywiście pozwolą nam w przewidywalnej przyszłości pokonać epidemię, tak jak udało się w Izraelu, który tempem szczepień wprawił w podziw cały świat. – Liczba szczepień w Polsce w porównaniu z wykonywanymi w innych krajach Unii Europejskiej wygląda dobrze. Ale trzeba pamiętać, że program szczepień raczkuje, a liczba zaszczepionych jest zbyt mała, by przyniosło to efekt w postaci spadku liczby zakażeń. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę nowe mutacje wirusa, np. brytyjską, która jest bardziej zakaźna i częściej wywołuje ostrą postać choroby u osób młodszych, a te przecież jeszcze szczepione nie są! Tymczasem ostrożne szacunki mówią o tym, że szczepionki dają odporność na rok… – przypomina Paweł Doczekalski. Pytanie brzmi więc, czy zdążymy zaszczepić taką część społeczeństwa, by osiągnąć odporność populacyjną, zanim zaszczepionych na początku będzie trzeba szczepić ponownie?

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum