16 marca 2009

Na marginesie – Plan B czy plan be?

Kiedy prezydent zawetował najważniejsze dla minister zdrowia Ewy Kopacz ustawy, zapowiedziała, że dopnie swego i reformę przeprowadzi. 17 lutego br. przedstawiła wraz z premierem Donaldem Tuskiem osławiony plan B. – Projekt nie jest łatwy. Chcę was prosić zwyczajnie, tak po ludzku, o pomoc – mówił premier zgromadzonym samorządowcom i dyrektorom szpitali.

Co do założeń, plan B nie różni się w wielkim stopniu od tego, co było
w ustawach: szpitale mają zostać przekształcone w spółki. Pomimo cięć budżetowych rząd zamierza przeznaczyć na pomoc dla przekształcających się szpitali ok. 2,7 mld zł. Donald Tusk zapewnił, że projekt będzie realizowany, że będą pieniądze „na ratowanie polskich szpitali”. Pytanie jednak, co ma być celem tej reformy. Czy jedynie przekształcenie szpitali w spółki?

Rząd mówi, że restrukturyzacja będzie dokonywana pod kątem przydatności danych oddziałów i usług, a kryterium będą potrzeby pacjentów. Ma to zapewnić Narodowy Fundusz Zdrowia, który jednak do tej pory nie wykazał się zmysłem strategicznym, bowiem nadal utrzymujemy wiele niepotrzebnych oddziałów laryngologicznych czy dermatologicznych,
a brakuje nam miejsc geriatrycznych, onkologicznych, pediatrycznych
i tak dalej. Fundusz ma w planowaniu strategicznym wspomagać Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. Miejmy nadzieję, że zostanie stworzona mapa potrzeb zdrowotnych Polski i pod kątem białych plam na tej mapie będą układane programy naprawcze i restrukturyzacyjne. Ostatnio, w związku ze wzrostem zachorowań na grypę i jej powikłań, samograjem w programach telewizyjnych stały się minireportaże z przepełnionych oddziałów warszawskich szpitali.

Jak więc będzie z tą restrukturyzacją? Oby służyła pacjentom, bo ci z Warszawy ostatnio mogli liczyć w wielu wypadkach jedynie na dostawki w korytarzach.

Ewa GWIAZDOWICZ

Archiwum