30 września 2019

SOR potrzebuje naszej pomocy

Małgorzata Solecka

1 października. Sądny dzień na SOR. Wprowadzimy na każdym szpitalnym oddziale ratunkowym w kraju system klasyfikacji pacjentów, dzięki czemu pomoc najbardziej potrzebującym będzie udzielana niemal natychmiast, a standardy obsługi zostaną ujednolicone – obiecuje Prawo i Sprawiedliwość w swoim programie wyborczym.
Będzie „dobra zmiana”?

Zmiana na SOR wyprzedzi nawet wynik wyborów, bo nowe przepisy na największych oddziałach ratunkowych wchodzą w życie 1 października. Na razie budzą więcej niepokoju niż nadziei. Co więcej, kluczowe dla funkcjonowania SOR problemy ani nie są, ani w najbliższej przyszłości nie będą rozwiązane.

Jakie zmiany wchodzą w życie 1 października? Po pierwsze, obowiązkowa segregacja medyczna pacjentów. Zainstalowany już system Tryb Obsługi Pacjenta SOR pomoże – twierdzi Ministerstwo Zdrowia – kierować chorymi na oddziale ratunkowym. Umożliwi też monitorowanie czasu oczekiwania pacjentów, czyli wyposaży Ministerstwo Zdrowia w szczegółowe dane, dotyczące zarówno średniego czasu oczekiwania, jak i czasu minimalnego oraz maksymalnego, w całym systemie oraz poszczególnych placówkach. Jednak resort podkreślał przede wszystkim, że informacje będą użyteczne dla pacjentów, którzy zyskają szansę sprawdzenia online, jaki jest czas oczekiwania na okolicznych SOR. O ile jednak w największych aglomeracjach taka informacja (przynajmniej w teorii) może być przydatna, o tyle trudno się spodziewać, by potrzebujący pomocy pacjenci spoza wielkich miast nie wybierali najbliższej placówki. Koszt wprowadzenia TOP SOR wynosi około 40 mln zł. Ostatecznie może okazać się wyższy, bo resort zapowiedział sfinansowanie również integracji systemu z systemami informatycznymi szpitali, a wielu lekarzy i dyrektorów zwracało uwagę na realny problem wynikający z konieczności posługiwania się dwoma niezależnymi systemami.

Będą również obowiązywać nowe, ujednolicone zasady segregacji medycznej pacjentów. Ministerstwo chętnie i dużo mówi o triażowaniu i retriażowaniu chorych. Triażowanie ma ułatwić „ustawianie” pacjentów na SOR według tego, jak pilnie potrzebują pomocy. Retriażowanie w praktyce oznacza ciągłe sprawdzanie, czy stan zdrowia chorego się nie zmienił (czy nie wymaga on „awansu” lub wręcz przeciwnie – można go jednak odesłać np. do lekarza POZ). Triaż ma nie tylko zracjonalizować kolejkę, ale sprawić, by przynajmniej część pacjentów od razu rezygnowała z oczekiwania na SOR (po otrzymaniu informacji, że czas oczekiwania wyniesie co najmniej kilka godzin i… może ulec zmianie).

Zmiany w prawie, które latem były konsultowane, podpisane i opublikowane, określiły też podstawowe wyposażenie, organizację oraz minimalne zasoby kadrowe szpitalnych oddziałów ratunkowych. Propozycje ministerstwa dotyczące kadr SOR wzbudziły zresztą ogromne kontrowersje. Eksperci zwracali uwagę, że ministerstwo wręcz zachęca do eliminowania z SOR specjalistów medycyny ratunkowej. W projekcie bowiem mowa przede wszystkim o „lekarzach systemu”, czyli „protezie”, która ma wspomagać działanie systemu, bo nie mamy wystarczającej liczby specjalistów medycyny ratunkowej. W pierwotnej wersji projektu nawet ordynator SOR mógł być „lekarzem systemu” – to jednak zostało w rozporządzeniu poprawione.

Ułatwić pracę SOR powinno na pewno rozszerzenie i wzmocnienie decyzyjności lekarzy oddziałów ratunkowych. Zyskują oni możliwość kierowania pacjentów na leczenie na oddziały funkcjonujące w szpitalu. Jednocześnie lekarz dyżurny będzie miał prawo podjąć decyzję o odmowie przyjęcia na oddział osoby niebędącej w stanie nagłego zagrożenia zdrowotnego. Będzie to możliwe po uzyskaniu informacji o wynikach triażu. Takie osoby muszą się liczyć z odmową przyjęcia na oddział albo z odesłaniem do lekarza NPL czy POZ. Maksymalny czas oczekiwania na taką decyzję mają, według rozporządzenia, określać dyrektorzy szpitali prowadzących SOR.

 Jakich problemów obawiają się lekarze i dyrektorzy? Rozporządzenie nakłada wiele nowych obowiązków, m.in. umieszczenia pacjenta podejrzewanego o chorobę zakaźną w odizolowanym pomieszczeniu na SOR, do którego trafił (zamiast np. skierowania go czy nawet przewiezienia do najbliższego szpitala zakaźnego). Dużym problemem może być wymóg niezwłocznego wykonywania diagnostyki („Szpital, w którym funkcjonuje oddział, zapewnia całodobowy i niezwłoczny dostęp do badań diagnostycznych wykonywanych w medycznym laboratorium diagnostycznym, badania USG, komputerowego badania tomograficznego oraz badań endoskopowych, w tym: gastroskopii, rektoskopii, bronchoskopii, laryngoskopii”). Oznacza to inwestycje (prawdopodobnie sfinansowane zostaną przynajmniej częściowo z pieniędzy budżetowych), ale dla szpitali ważniejsze jest zwiększenie kosztów funkcjonowania.

Na narastającą spiralę kosztów szpitalnych oddziałów ratunkowych skarżyli się podczas lipcowego posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Organizacji Ochrony Zdrowia dyrektorzy szpitali wojewódzkich, wykazując, jak posiadanie oblężonego przez chorych SOR przekłada się – wprost proporcjonalnie – na powiększanie niemałego i tak zadłużenia. Zmiany stawki dobowej zapowiadane i realizowane przez NFZ nie pokryją, przekonywali, znacząco wyższych kosztów. Zmiany mające wejść w życie w październiku ich zdaniem nie oznaczają poprawy sytuacji. Nawet, jeśli z SOR zniknie część pacjentów, którzy nigdy nie powinni tam trafić.

Największym problemem są koszty zatrudnienia. Pielęgniarki oddziałowe, ratownicy medyczni oraz pielęgniarki systemu mają mieć wykształcenie wyższe i co najmniej pięcioletni staż pracy na oddziale, a liczba lekarzy musi zapewniać prawidłowe funkcjonowanie oddziału (oraz umożliwiać spełnienie warunków dotyczących czasu oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem w poszczególnych kategoriach pilności). Szpital ma zadbać, by na SOR były także rejestratorki medyczne oraz personel pomocniczy w liczbie niezbędnej do zagwarantowania prawidłowego funkcjonowania oddziału, m.in. do spełnienia warunków dotyczących czasu oczekiwania na pierwszy kontakt z lekarzem w poszczególnych kategoriach pilności.

To wszystko należy przeprowadzić, zwracali uwagę dyrektorzy szpitali, przy kontraktach nierekompensujących kosztów. Gdy szefowie szpitali wojewódzkich mnożyli w Sejmie skargi, rządowa propozycja wynagrodzenia minimalnego na 2020 r. wynosiła 2450 zł. We wrześniu rząd podniósł stawkę do 2,6 tys. zł (zachowując  przepis, według którego dodatek stażowy nie wlicza się do podstawy wynagrodzenia). Niemal cały personel pomocniczy będzie musiał mieć pensję co najmniej zrównaną z płacą minimalną (z ustawy o wynagrodzeniu minimalnym pracowników medycznych wynika, że płace minimalne ostatnich grup w tabeli będą niższe od minimalnej krajowej po czterech latach, by zacytować ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego: „inwestowania w kadry”), co dla szpitali stanie się olbrzymim ciosem finansowym.

Jest jednak i inny poważny problem. Pracowników – od pielęgniarek i ratowników po lekarzy – po prostu brakuje. Nie jest również jasne, czym szpitale mogą przyciągnąć akurat na SOR personel pomocniczy, oferując minimalną pensję za pracę w warunkach permanentnego stresu. I realnego niebezpieczeństwa, by przywołać tylko (z ostatnich tygodni) atak pacjenta na ratownika w Wołominie. Pacjent się zdenerwował, bo musiał czekać na lekarza. Fakt, że był pod wpływem środków psychoaktywnych, niczego nie zmienia, a tacy pacjenci na oddziałach ratunkowych to codzienność. Nie jest jasne, czy docenią TOP SOR i wynikające z niego możliwości.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum